~ napisał(a): kilka lat temu gdy zgubiłem się na grzybach,wieczorem dotarłem do jakiejś leśniczówki.Nie mogąc znaleźć bramy wejściowej przelazłem pod siatką, aby poszukać pomocy. Gdy wstawałem ktoś przyłożył mi lufę do głowy i oznajmił to teren prywatny Luboszów niech pan się cieszy ze pana psy nie zjadły.Dreszcze mi przechodzą do dzisiaj ale ludzi wspominam miło dostałem kolację i podwieźli mnie do domu. Proponuję wchodźcie bramą.
Akurat ,"wchodźcie", nie ma chap,chap,nie tak łatwo,przecież na takim pustkowiu w środku puszczy ,bramy tego domostwa nie stoją otworem ,bo marne byłoby życie jego mieszkańców.Trzeba dzwonić,albo czekać pod bramą a psy "powiadomią" gospodarza ,że ktoś przyszedł.