Panie Przemysławie, odpowiadam wywołany przez Pana "do tablicy".
Kwestia tzw. "budżetu obywatelskiego" wbrew pozorom nie jest prosta, a jej ocena bardzo wiąże się ze światopoglądem oceniającego. Proszę mi wybaczyć nieco przydługi wywód, ale w mojej ocenie kwestia wymaga spokoju.
Oczywiście 100% pieniędzy jakimi dysponuje jakakolwiek władza pochodzi od "ludzi" (a więc osób fizycznych i prawnych). Ciężko z tym polemizować nawet jeśli istnieją rządowe czy samorządowe firmy, które wykazują zysk - wszak zarobione pieniądze oraz same wspomniane firmy należą do ludzi. W systemie demokratycznym to ludzie (lud, społeczeństwo, mieszkańcy) są suwerenem i to od nich pochodzi władza. To oni wybierają prezydenta, posłów, senatorów, radnych, burmistrzów itp.
Kolejna porcja truizmów - ludzie wybierają swoich reprezentantów po to, by ci sprawowali władzę i w ich imieniu podejmowali decyzje dotyczące "ogółu". Owa władza dysponuje środkami zebranymi, według panujących obecnie zasad, od obywateli, w sposób nierównomierny (tj. zależny od dochodu). Stan ten wielu ludzi kontestuje. Wspomniany Przemysław Moszczyński apeluje, by grupa osób zwolnionych z podatku była większa (by podnieść tzw. kwotę zarobków wolną od podatku). Zupełnie co innego mówi Janusz Korwin-Mikke, który twierdzi, że sprawiedliwy byłby podatek równy dla wszystkich niezależnie od zarobków (pogłówny), bo nie powinno się karać kogokolwiek wyższym podatkiem tylko dlatego, że jest bardziej zaradny i więcej zarabia.
Doceniam wszelkie mniej lub bardziej filozoficzne próby kontestowania obecnej rzeczywistości polityczno-społecznej. Żyjemy jednak w takich a nie innych realiach - w państwie, które jest gdzieś w spektrum między socjalizmem a liberalizmem i do żadnej z tych idei nie zbliża się na tyle, by zadowolić radykałów. Teraz wreszcie przejdę do owego "budżetu obywatelskiego". Oceniać go trzeba pamiętając jaka jest rzeczywistość i jak daleka jest ona od indywidualnego ideału, szczególnie kogoś politycznie zaangażowanego (na forum Bolec.Info wiele jest takich osób, że wymienię tylko Pannę z dzieckiem, PanaM czy Skorna).
"Budżet obywatelski" to mechanizm pozwalający mieszkańcom w sposób bezpośredni decydować o wydatkowaniu pewnej kwoty pieniędzy z ogólnego budżetu np. gminy lub powiatu. Niektóre samorządy przyjmują, że powinien być to 1% całego budżetu, chociaż moim zdaniem może to być sporo więcej. Czy oznacza to, że mieszkańcy nie mają wpływu na wydatkowanie 99% swoich pieniędzy? Oczywiście, że nie! Mają jednak na to wpływ pośredni, a więc poprzez swoich przedstawicieli (wybieranych podczas wyborów). Wydatkowaniu owych 99% procent przyglądają się również m.in. media oraz centralne instytucje. Lokalni politycy czasem podejmują ich zdaniem ważne i potrzebne, aczkolwiek niepopularne decyzje dotyczące inwestowania publicznych pieniędzy - mieszkańcy powinni ich z tych decyzji rozliczyć podczas wyborów.
Narodził się pomysł, żeby o pewnej części budżetu decydowali mieszkańcy w sposób bezpośredni. Jak to wygląda? Gmina lub powiat ogłasza, że tegoroczny "budżet obywatelski" to, powiedzmy, milion zł. Ogłasza się konkurs dla mieszkańców - mogą oni zgłaszać swoje własne projekty (oczywiście forma zgłoszenia jest ustalona, są też różne zasady). W późniejszym etapie ogół mieszkańców głosuje nad tym, które projekty warte są realizacji, a na końcu te z największym poparciem są realizowane.
Po co to wszystko? Z jednej strony jest to narzędzie dla tych najaktywniejszych mieszkańców do tego, by wpłynąć na ich najbliższe otoczenie. Z drugiej strony jest to niejako barometr - bo może się okazać, że pewne projekty, które podobają się urzędnikom zupełnie nie mają poparcia u ludzi. Ma to niebagatelny wpływ na ową "nieobywatelską" część budżetu. Może więc się okazać, że po ogłoszeniu wyników głosowania na projekty dany urząd skoryguje swoje pozostałe działania. Wreszcie jest to ważna lekcja aktywności - sprzyja to rodzeniu się lokalnych liderów, którzy dzięki swoim działaniom mogą osiągnąć pierwotnie zamierzony cel.
Oczywiście ważny jest sam cel np. stworzenie placu zabaw na osiedlu. Jednak ważny jest cały proces - tworzenie pomysłu, zbieranie zainteresowanej grupy, zamykanie go w projekt i ramy formalne, zgłaszanie, później promocja, szukanie poparcia i wreszcie realizacja. To nauka samorządności na żywym organizmie.
Raz jeszcze napiszę - trzeba oceniać tą ideę wiedząc, jaka jest obecna rzeczywistość i jak nasz system definiuje rolę państwa, powiatu, gminy itp. Jeśli w wyniku politycznych decyzji sytuacja ta się zmieni i np. rola tych jednostek zostanie zminimalizowana (co postulują niektórzy) to zmieni się też i ocena tego pomysłu.
Budżet obywatelski to nie jest remedium na wszystkie bolączki, ale jest to rzecz niezwykle ważna i... niekorzystna dla władzy opartej na ciemnocie i bierności obywateli. Bo cały ten proces sprzyja temu, by osoby aktywne, zaangażowane i pracowite mogły zrealizować swoje przedsięwzięcia, a tym samym by wzrósł ich kapitał społeczny i poparcie. By nauczyły się zdobywać poparcie, by "okrzepli" w tej materii... oraz by stanowili polityczne zagrożenie. Stąd niechęć np. obecnej władzy miejskiej do takich rozwiązań.
Dopisane 10.10.2014r. o godz. 00:29:
~majętny Stef napisał(a):
A dlaczego mamy tylko propozycję jak wydać 1%?
Dlaczego nikt nie pyta czy w ogóle na coś wydać pieniądze?
Fajny przykład to Wrocław lub Kraków - ludzie nie zgadzali się na olimpiadę czy tam na stadion Śląska ale urzędasy brnęli uparcie w organizację i budowę i potraciły na tym miliony zł a zyski zerowe.
Dlaczego pytają nas o 1% budżetu a jak nam się nie podoba kilkanaście procent wydanych z budżetu to udają że nie słyszą lub nie pytają nas o zdanie?
Drogi Majętny Stefie,
Raz na jakiś czas są wybory i wtedy ludzie decydują o tym, kto ma w ich imieniu rządzić. To jest właśnie owe "pytanie o zgodę" w obecnej formie.
Piotr Żak, kandydat naszego komitetu na Prezydenta Bolesławca w swoim programie mówi o obowiązku przeprowadzania konsultacji społecznych przy każdej inwestycji powyżej 200 000zł. Oznacza to, że władza będzie realizować wolę ludzi... albo świadomie i bez ściemy będzie działać przeciw tej woli.
O całości wydatkowania budżetu decydują "ludzie". Tyle, że o większości pośrednio (za pośrednictwem wybranych przedstawicieli), a o wspomnianym 1% bezpośrednio. Ja jestem zdania, że te proporcje winny się zmieniać. Dodać można, że rozwój techniki sprzyja zasadniczemu spadkowi kosztów demokracji bezpośredniej (bo może za jakiś czas zamiast chodzić do urn będziemy logować się na swoich komputerach w sieci).
Dopisane 10.10.2014r. o godz. 00:33:
~~218 napisał(a):
tak se neda majętny, miasto ma odgórnie narzucone na co musi wydać pieniądze i jak ktoś mi będzie tu obiecywał, że będzie wydawał 99% budżetu na swoje obietnice wyborcze to kłamie.
to tak samo z moim budżetem, pieniądze niby moje ale jak nie zapłacę czyszu, prądu, gazu, raty kredytu to mój nadzór w postaci małżonki nieźle da mi do wiwatu. ale oczywiście mogę sobie naobiecywać, że następną pensję wydam na cokolwiek (o ile żona nie słyszy) :-)
Miasto ma oczywiście pewne "rachunki", które co miesiąc musi spłacić. Raty od zaciągniętych kredytów, koszty funkcjonowania wielu instytucji itp. Ale ma też sporo wydatków powstających z "chciejstwa". Gdyby nie to nie mielibyśmy Orki, świecącego pustkami amfiteatru na MOSiRZe czy lodowiska. Nie zdejmowałbym więc zbyt pochopnie z rządzących odpowiedzialności za lokalną kasę:)
Dopisane 10.10.2014r. o godz. 00:34:
Oczywiście nie mówię, że wszystkie te inwestycje są złe. Mówię, że rozsądzić to muszą wyborcy. Teraz. I dać odpowiedź w połowie listopada.
Dopisane 10.10.2014r. o godz. 00:37:
~majętny Stef napisał(a):
Może Bolcowi się te bzdury z procentem podobają, bo będą mieli czym się wykazać i dyskusja będzie ostra na forum ale dla zwykłego człowieka nie ma z tego żadnej korzyści bo i tak więcej na tym straci niż zyska.
"Zwykły człowiek" może wiele zyskać. Mogą się spełnić np. jego marzenia o nowym chodniku pod blokiem, oświetlonej drodze prowadzącej do osiedla lub rewitalizacji parku. Zwykły człowiek może też stać się nagle człowiekiem "niezwykłym" czyli aktywistą. Z zyskiem dla wszystkich. A koszty? Przecież te pieniądze i tak są w budżecie.
Dopisane 10.10.2014r. o godz. 00:41:
~majętny Stef napisał(a):
Idealny przykład to Owsiak - zbiera się za jego pomocą 1% budżetu NFZ, pozwala się kupić coś tak jakby w porozumieniu z gawiedzią (przed zbiórką mówi na co zbiera) i gawiedź się cieszy.
Natomiast 99% budżetu NFZ, z naszych podatków, gdzieś się tam rozpływa i nikt się nie tłumaczy gdzie.
Stefie uważam cię za ciekawą osobę i cieszę się z twojej aktywności na forum... ale to co tutaj napisałeś naprawdę nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Przeczytaj to sam:) Chyba ci się kartki posklejały jak o tym czytałeś:)