Już jest siedemdziesiąta czwarta część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Siedemdziesiąta pierwsza część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Siedemdziesiąta druga część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Siedemdziesiąta trzecia część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Czy Waldemar z Adamem znajdą wspólny język mimo złośliwych uwag? Zapraszamy do lektury:
Obserwowana para obejmowała się w uścisku tak mocnym, długim i namiętnym, że Adam miał wrażenie, że za chwilę kochankowie pójdą na całość i dopuszczą się w miejscu publicznym jakiegoś nieobyczajnego wybryku. No, no… Obydwoje sprawiali wrażenie wygłodniałych siebie nawzajem, a ich pocałunki wyglądały rodem jak z filmów eee… romantycznych. Z pewnością nie było to ich pierwsze spotkanie ani żadna randka w ciemno.
Adam nie był oczywiście z kamienia, więc przełknął ślinę. Szczęściarz z tego faceta, pomyślał. Ciekawe, czym udało mu się tak zawrócić Sylwii w głowie? Jedno było oczywiste. Gościu z pewnością nie był jej mężem, bo Adam przecież znał z widzenia tego kolesia z krótką szyją, wypolerowaną łysą czaszką i bicepsami jak arbuzy, którego źródła dochodów można było uznać za co najmniej podejrzane, podobnie jak i towarzystwo, w którym zwykł był się obracać. Zatem cóż to za Romeo przyprawia mężowi Sylwii ogromne, łosie rogi?
Adam wyciągnął komórkę, uruchomił aparat, ustawił maksymalne powiększenie i… zdębiał. Szybko otworzył przeglądarkę i wszedł na bolesławiecki portal „wbolcu.net”. Odnalazł szukany artykuł, który przeglądał parę minut wcześniej, jedząc batona na stacji benzynowej w oczekiwaniu na odbiór przez Sylwię czterech zamówionych zestawów fastfoodowych. Upewnił się, że się nie pomylił. To ten sam poszukiwany bandyta. Miał jednak dobrą pamięć do twarzy.
Sekundy później naciskał po kolei cyfry numeru telefonu odczytanego z wizytówki agenta Służby Kontrwywiadu Wojskowego na centralnie umieszczonym ekranie dotykowym zestawu multimedialnego. Zanim użył przycisku służącego do nawiązania połączenia, kilka razy nacisnął jeszcze klawisz zwiększający głośność, znajdujący się po prawej stronie kierownicy. W oczekiwaniu na rozmowę rozejrzał się i upewnił, czy ze swojej pozycji nie będzie zbytnio rzucał się w oczy w razie, gdyby śledzony przez niego osobowy van z dwiema osobami na pokładzie miał opuścić parking pod restauracją w stylu zakopiańskim, wybudowaną z drewnianych bali.
***
Prowadzony przez Sylwię Merdeces Vito, pełniący chwilowo także funkcję food trucka, kilka minut wcześniej przejechał przez punkt policyjnej kontroli przy zjeździe na autostradę. Samochód nie wzbudził zainteresowania funkcjonariuszy, czego nie można było powiedzieć o samym jego kierowcy. Sylwia została poproszona o opuszczenie auta, ale ewidentnie powodem tego polecenia nie była chęć przeszukania pojazdu, bo nikt z patrolu nie raczył nawet udawać, że zamierza zajrzeć do środka. Wyglądało na to, że policjanci byli już bliscy dokonania kontroli dokumentów, a być może nawet i rewizji atrakcyjnej blondynki, ale nagły korek, który się utworzył z obu stron zmusił ich do poniechania tych zamiarów i Sylwia za pozwoleniem policjantów odjechała.
Zawiedzeni nieudaną próbą dokładniejszej kontroli kierowczyni osobowego busa, dwaj mundurowi szczegółowo obejrzeli sobie za to czerwone camaro, należące do Adama, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Zajrzeli nawet do bagażnika. Tłumaczyli, że szukają niebezpiecznego, uzbrojonego przestępcy. „Może panowie zajrzą jeszcze do schowka w kokpicie?”, miał ochotę zapytać Adam, ale ugryzł się w język.
Zastanawiające, że ci gliniarze nie użyli zwrotu „niebezpieczna kobieta”, co potwierdziło, że powinni byli Sylwię przepuścić, kiedy tylko zidentyfikowali płeć kierującego. Chociaż z drugiej strony… mogli przecież mieć podejrzenie, że atrakcyjna blondynka jest jakimś przebranym za kobietę bandytą. Takie rzeczy zdarzają się na co dzień, bo pomysłowość wyjętych spod prawa uciekinierów jest nieograniczona. Tylko że Sylwia większość swoich atutów miała prawie na wierzchu, a tego przecież nie da się tak łatwo podrobić. No ale dzisiaj trudno jest się czemukolwiek dziwić. Niedawno Adam czytał, że w kraju znajdującym się na końcu Jedwabnego Szlaku zdołano wyprodukować sztuczne kurze jaja i sztuczne ziarnka ryżu.
Adam w żadnej mierze nie zdziwił się także krótkiemu wywiadowi, którego musiał udzielić na temat wad i zalet jeżdżenia amerykańską legendą. Mało kto może oprzeć się urokowi tego kilkusetkonnego potwora szos. Kiedy odpowiadał na pytania policjantów o parametry techniczne i wrażenia z jazdy, Sylwia zjechała zjazdem na Berlin, przejechała pod wiaduktem i już zdążyła zniknąć Adamowi z oczu, zanim funkcjonariusze drogówki zezwolili mu na dalszą jazdę. Na szczęście szybko, a nawet bardzo szybko, zanim jeszcze opuściła autostradę na kolejnym zjeździe, udało mu się ją dogonić. Gdyby ktoś zdołał go podczas tego krótkiego pościgu zatrzymać, z pewnością straciłby prawo jazdy.
***
Pierwsza próba dodzwonienia się do agenta była nieskuteczna. Adam rozłączył się po ósmym sygnale, dziwiąc się, że wcześniej nie zgłosił się po drugiej stronie jakiś automat. Śledzeni przez Adama kochankowie rozłączyli się wreszcie i stojąc naprzeciwko siebie, wpatrzeni w swoje oczy jak w obrazki zaczęli ze sobą rozmawiać, trzymając się za ręce. Po ponownym wybraniu numeru agenta z Warszawy połączenie było niemal natychmiastowe.
- Halo?
- Waldemar Wilczyński? – spytał Adam, nie poznając głosu brata Bolka przez telefon. Być może dlatego, że ten był trochę zasapany i lekko dyszał. Czyżby on też w środku dnia miał jakąś schadzkę? A może jednak tylko biegał…
- To zależy, kto dzwoni. Nie znam numeru, więc wypada się najpierw przedstawić dzwoniącemu. Taka podstawowa zasada savoir vivre’u, szanowny panie…
- Adamie Mleczko… – Adam dokończył zdanie, ale poczuł się jak skarcony przedszkolak. Faktycznie powinien był od tego zacząć.
- Aaa, pan kapitan! Miło słyszeć! – zadowolenie agenta wydawało się szczere. – Jakieś wyrzuty sumienia? Czy może przypomniało się panu coś ważnego, nie cierpiącego zwłoki?
- Nic mi się nie przypomniało, ale w poczuciu obywatelskiego obowiązku chciałem panu troszkę pomóc w śledztwie…
- Czyżby poprosił pan o przeniesienie do komórki wywiadu? Nie może być! Rzuca pan wreszcie to pasjonujące archiwum? – niezły jest w gadce ten Wilczyński, pomyślał Adam. Powinien pisać książki. Albo skecze dla jakiegoś kabaretu.
- Nie, ale gryzła mnie ta sprawa z Sylwią Bartecką. Wie pan, z tą, co uciekła z biura – wyjaśnił krótko Adam, zamiast brnąć w omawianie przyszłych ścieżek swojej kariery zawodowej.
- A tak, pamiętam. Taka ruda, fajna, nieźle obdarowana. Jak wszystkie zresztą rude babki w Bolesławcu. Ała… - coś musiało nagle przerwać wywód agentowi Wilczyńskiemu i powiedział do kogoś: „Przestań, Julka, rozmawiam jakby służbowo przez telefon”. – Przepraszam, to nie do pana. Pamiętam, że wpadła mojemu koledze Antkowi w oko, ale zdaje się, że nie zdążyli się wtedy umówić na kolację.
- Nie zdążyli, bo umówiła się z innym facetem. I to nie z własnym mężem. No i nie wiem, czy tylko na kolację.
- A dlaczego sądzi pan, że powinno mnie interesować życie intymne albo towarzyskie tej pańskiej Sylwii? Czy po pracy śledzi pan wszystkich swoich współpracowników, czy tylko ją? – Waldemar Wilczyński wspinał się po zboczu ironii na Himalaje sarkazmu. – Akurat to jestem w stanie zrozumieć. W końcu wygląda pan na zdrowego, młodego i wygłodniałego samca. Przypomina mi pan takiego jednego francuskiego aktora za młodu…
- Cóż, staram się dbać o siebie. A pan też mi przypomina takiego jednego aktora. Ale amerykańskiego i już lekko leciwego…
- Świetna riposta, kapitanie. Coś mi się zdaje, że musimy sobie kiedyś porozmawiać o fascynującym świecie filmu…
- Nie wątpię, że miałby pan na to ochotę. Z pana celebryckim obyciem na warszawskich, czerwonych dywanach pewnie miałby pan długo o czym opowiadać… – ta z kolei riposta wyrównywała już na pewno, przegrywany dotąd przez Adama, pojedynek na cięte języki. – Ale teraz muszę panu opowiedzieć o czymś, co jest niezmiernie ciekawe, zaskakujące i może się panu przydać w śledztwie.
- Ciekawe i zaskakujące jest to, że śledzi pan koleżanki i demaskuje pan ich niewierność – podsumował Waldemar Wilczyński. – Dlaczego miałoby mnie interesować, że po godzinach bawi się pan w prywatnego detektywa? Trudno mi uwierzyć, aby robił to pan zupełnie bezinteresownie. To jakiś rodzaj dewiacji, czy może płacą panu za to zdradzani małżonkowie?
- Ależ pan jest uparty i wąsko myślący. Zrzucam to na karb skrzywienia zawodowego. W każdym widzi pan przestępcę, szpiega albo wariata – Adam zasugerował tym samym, że rozszyfrował agenta Wilczyńskiego. – Ale proszę mi wierzyć, że to, co usiłuję panu powiedzieć, z pewnością uzna pan za tajemnicze i ogromnie interesujące.
- Zamieniam się w konfesjonał…
- Facet, z którym właśnie spotkała się Sylwia, to ten facet ze zdjęcia…
- Ale ja nie pokazywałem panu żadnego zdjęcia… – natychmiast przerwał mu agent Wilczyński.
- Ze zdjęcia, które opublikowały dzisiaj bolesławieckie portale. Domyślam się, że na prośbę Policji, a może też i na życzenie firmy, dla której pan pracuje. To jest ten groźny bandyta, który jest poszukiwany za napad na pana brata, Bolka.
- Jak to? To znaczy… że ta pańska Sylwia spotkała się właśnie z… Jacenką? – w podniesionym głosie agenta SKW dało się słyszeć ogromne zaskoczenie. Wielkie, jak płyta wciąż niedokończonego lotniska pod Berlinem, którego budowa trwa od prawie piętnastu lat. A to podobno w Polsce inwestycje się ślimaczą.
- Dokładnie tak. Spotkała się z nim dosłownie przed chwilą i teraz bez skrępowania się obściskują… Zupełnie jakby się świetnie znali… Dogłębnie i po francusku, że tak to ujmę.
- O, jasna cholera… ano tak… to by się zgadzało… i miałoby sens… - Waldemar Wilczyński przerywał swoją wypowiedź i cedził słowa, ale zapewne myśli w jego głowie gnały jak camaro po niemieckiej autostradzie, na której nie obwiązują ograniczenia prędkości. – Zaczynam coś z tego rozumieć…
- A ja dalej ni w ząb – stwierdził zgodnie z prawdą Adam i pozwolił sobie jeszcze na dodatkowy komentarz. – Oni wyglądają i zachowują się tak, jakby znali się od dawna… Jakby… byli parą.
- Ale… ale to dowód…, że te sprawy…, że ten napad i przeszukiwanie starych papierów w pana archiwum muszą być ze sobą powiązane! – agent Wilczyński musiał intensywnie analizować mówiąc, albo mówił intensywnie analizując. Tak czy siak, okrył coś bardzo ważnego. Krok milowy w śledztwie. A raczej w kilku śledztwach. – Musimy się spotkać, Adamie.
- Nie inaczej, Waldemarze. Mniemam, że odtąd przestaniesz być taki obcesowy i wreszcie porozmawiasz ze mną normalnym tonem? Wymyślanie dla ciebie stosownych odpowiedzi jest ogromnie wyczerpujące.
- Przepraszam – próbował się usprawiedliwiać Waldek. – Dokładnie taki, jak to świetnie ująłeś, mam zawodowy sposób bycia. Gdzie teraz jesteś?
- Na takiej nowej, automatycznej stacji benzynowej. Przy zjeździe z autostrady na strefę w Osłej. Wiesz mniej więcej, gdzie to jest? – Adam znów usłyszał w słuchawce niewyraźną rozmowę z jakąś Julią, podczas której Waldek powtórzył ostatnie słowa Adama, pytając kogoś o tę lokalizację. Po chwili Waldek wrócił do rozmowy z Adamem.
- Ja wiem mniej, ale moja pasażerka Julia, dziewczyna Bolka, wie więcej i do tego zawsze lepiej… Ała… No co?... No to właśnie Julia nas do ciebie poprowadzi. A ty miej ich na oku i nigdzie się stamtąd nie ruszaj.
- A za ile będziecie? Bo, nie wiem co robić, jeśli za moment nasza zakochana parka stąd odjedzie, na bardziej intymne rendez-vous na ten przykład – Adam dał Waldkowi do zrozumienia, że oczekuje na jakieś wspólne operacyjne wytyczne. – Akurat teraz nic nie wskazuje na to, żeby mieli ochotę na posiłek w tej ładnej knajpie tuż obok. Wygląda raczej, że za chwilę zechcą gdzieś się ukryć w krzaczorach i będą rozkładać siedzenia w mercedesie.
- Julia podpowiada mi tutaj na migi, że za nie więcej niż dziesięć minut. A może rozcapierzyła po prostu te swoje długie paluchy, aby mnie udusić, sam nie wiem. Jakoś tak jej dziwnie z oczu patrzy… Ała… Julia, no przestań mnie wreszcie dźgać tym łokciem! – w samochodzie, którym poruszali się agent i wybranka Bolka muszą się dziać dziwne rzeczy, pomyślał Adam. Oby się od jakiegoś rowu nie wpakowali od tej kotłowaniny i bijatyki.
- W takim razie poczekam na was tu, gdzie jestem – zadecydował.
- Wiesz, Adam, to chyba jakiś zbieg okoliczności, telepatia jakaś. Właśnie byliśmy w Tomaszowie Bolesławieckim, a teraz mieliśmy zamiar dotrzeć na to byłe lotnisko – słowa Waldka były dość tajemnicze. – Aha. I jeszcze jedno… Kiedy oni tam będą się… „telepać” w tym samochodzie, to błagam cię, nie zbliżaj się do nich…
- Co ty wygadujesz, Waldek. Aż takim podglądaczem nie jestem!
- Nie o to chodzi. Ten Jacenko prawdopodobnie dysponuje niezłym arsenałem, więc jeśli aktualnie nie stoi obok ciebie pluton komandosów i nie masz kamizelki kuloodpornej, to lepiej mu się na razie w oczy nie rzucaj – doradził Waldemar. – Pilnuj tylko, żeby ich nie zgubić. A tak właściwie jego. Bo dla nas ważny jest tylko on, a tak naprawdę interesuje nas miejsce, do którego zamierza się udać.
- Spokojnie, nie będę się przecież pchać nikomu pod lufę. Poza tym wiesz, że akcje w terenie to nie moja działka – zapewnił Adam. – Domniemywam natomiast, że ty też raczej nie masz zamiaru łapać gościa w pojedynkę. Pewnie wezwałeś już jakieś wsparcie?
- Wezwałem, ale ekipa ode mnie dziś tu nie dotrze. I to akurat nawet dobrze się składa, bo nie trzeba nam chwilowo żadnych fajerwerków. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć, Adam – głos Waldka wyraźnie zmienił ton, a Adam maksymalnie skupił swoją uwagę na jego kolejnych słowach. – Pamiętasz, jak wypytywałeś mnie o córkę Bolka myśląc, że to jego siostra?
- Jasne, chciałem się z nią umówić, bo to wielce interesująca młoda osóbka jest. Nawet SMS-ka od niej dostałem z propozycją randki… znaczy rundki... rowerowej – przypomniał sobie zadowolony z siebie Adam. - A co, może w zamian za Bolka zdecydowałeś się jednak udzielić mi przyzwolenia na spotykanie się z nią?
– Ola jest córką Bolka i siedzącej koło mnie obecnie Julii – Waldek zignorował pytanie Adama. – Ten bandyta Jacenko porwał ją…
- Jak to porwał, skoro ponoć siedzi obok ciebie? – pogubił się Adam.
- Czy ja może za szybko mówię?
- Nie, to ja chyba za wolno słucham, bo nic z tego nie rozumiem… – podrapał się po głowie Adam, jakby to mogło pobudzić jego szare komórki do lepszej pracy.
- On porwał Olę, nie Julię… – próbował wyjaśniać Waldek, ale raczej nie rozjaśnił niczego Adamowi w jego głowie. – Słuchaj uważnie, Adam. To nie jest aż takie skomplikowane. Właśnie jedziemy z Julią zawieźć temu bandycie pewien przedmiot, którego żąda, aby ją uwolnić… A ty musisz być świadomy, że trzeba być ostrożnym i nie robić żadnych głupot, bo wkurzony Jacenko mógłby dziewczynom zrobić jakąś krzywdę…
- To Bolek ma więcej córek? – Adam zdawał się mieć już kompletny chaos w głowie. – Spokojnie, Waldek. Nie jestem bigamistą. A i trójkąty jakoś mnie nie kręcą – Adam całkiem nieświadomie brnął w tę komedię pomyłek.
- Matko, człowieku! Skup się! – Adam nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Waldek klepnął się właśnie otwartą dłonią w czoło.
- No, przecież właśnie się skubię po łepetynie… Ciebie to w ogóle nie da się rozgryźć, Waldek – Adam usiłował intensywnie myśleć, ale w tym momencie logika u niego zawodziła. – Chcesz mi powiedzieć, że Bolek ma drugą córkę, tak?
- Nie drugą córkę. Ale poczekaj chwilę, może się mylę… – w słuchawce przytłumionym głosem Waldek zadał kolejne pytanie swojej współpasażerce „Macie z Bolkiem drugą córkę?”. Prawdopodobnie uzyskał odpowiedź negującą. – Nie, nie mają drugiego dziecka. A ten Jacenko, to oprócz Oli porwał jeszcze taką jedną młodą dziennikarkę. I teraz przetrzymuje gdzieś je obie. A my nie wiemy, gdzie. Więc jeśli spłoszysz tego drania, to możemy się już nigdy nie dowiedzieć…
- Poczekaj, Waldek… – przerwał mu Adam przenosząc wzrok ponad kierownicę.
- Co? Znów za szybko mówię? – niecierpliwił się Waldek. – Powtórzyć?
- Nie trzeba… O kurczę!
- Co się stało? – zaniepokoił się Waldek.
- Właśnie wsiedli do vana i ruszyli…
- Jedź za nimi, Adam! – Waldek natychmiast zamienił się w dowódcę całej akcji. – Tylko rób to dyskretnie! Nie zbliżaj się za bardzo, żeby cię nie zauważyli. Jeśli Jacenko stwierdzi, że coś jest nie tak, zacznie coś podejrzewać, może spanikować i z wymiany nici…
- Oj, niedobrze. Musisz wiedzieć, że mój samochód niestety trochę rzuca się w oczy…
- A czym jeździsz?
- Czerwonym chevroletem camaro…
- No, to faktycznie, w tłumie się nie ukryjesz, kolego… Ale przynajmniej ci nie uciekną, co nie? – nie poddawaj się i zawsze szukaj pozytywów, brzmiała jedna z dewiz Waldka.
- Co racja to racja. W tym ich vito faktycznie mieliby niewielkie szanse mi odjechać…
- Adam, pamiętaj! Nie możesz ich zgubić, bo od tego zależy życie naszych dziewczyn! Chyba nie chcesz mieć na sumieniu Oli, która jak się domyślam, wpadła ci w oko?... Ała, Julia, no przestań wreszcie mnie kuksać!
Czy Jacenko nie spostrzeże, że jest śledzony? Czy Adamowi uda się uratować i zauroczyć Olę? Jak wyobrażacie sobie dalsze losy naszych bohaterów!
Bolecnauta Pan M. pisze, dzieląc się z nami swoją niesamowitą wyobraźnią i ogromnym talentem literackim oraz warsztatem pisarskim! Czekamy na Wasze komentarze, a ostatnio jak trafnie ujął Pan M.:,,zapanowała cisza na łączach". Piszcie, co najbardziej podoba się Wam w powieści i która postać jest najbliższa Waszym sercom! A może ktoś wybitnie Was irytuje?
Kolejny odcinek już w środę w godzinach popołudniowych!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).