1904 rok to czas intensywnej germanizacji Polaków, widocznej zwłaszcza w Wielkopolsce oraz na Górnym Śląsku. W Bolesławcu w zasadzie nie było kogo germanizować, bo nie dość, że Polacy stanowili tutaj nikły odsetek mieszkańców, to jeszcze stanowili ludność przyjezdną, przybywającą w nasze strony za pracą. Możliwe, że niejeden z nich przyjeżdżał do Bolesławca na przysłowiowe szparagi, choć niektórzy zakładali tutaj swoje biznesy lub zatrudniali się na stałe w różnych miejscach. Zdarzało się, że do istniejącego w naszym mieście od 1754 roku Królewskiego Sierocińca - będącego w istocie połączeniem klasycznego domu sierot z kilkoma szkołami różnego stopnia - przyjeżdżali na nauki młodzi ludzie z Opolszczyzny, nieraz noszący polsko brzmiące nazwiska. Uczniowie sierocińca wywodzili się z bardzo różnych miejsc, często znacznie oddalonych nie tylko od Bolesławca, ale nawet od Śląska. Aby do nich dotrzeć, dyrekcja rozsyłała na całe ówczesne Niemcy swoje ulotki reklamowe i co ciekawe, w 1904 roku nauczyciele wydali jeden z nich po polsku. Poprzez ten druk sierociniec nie tylko się promował wśród potencjalnych uczniów, ale organizował także kolektę, czyli zbiórkę funduszy na swoje utrzymanie. Nieznana ilość jego egzemplarzy trafiła na Górny Śląsk... i tutaj zaczęły się problemy.
Cały Śląsk - zarówno Dolny, jak i Górny - w tamtym czasie tworzył jedną pruską prowincję, dzielącą się na trzy rejencje, czyli coś w rodzaju naszych województw. Były to rejencje legnicka, wrocławska i opolska, przy czym opolska obejmowała niemal cały Górny Śląsk. Był to region mieszany etnicznie - zamieszkiwało go bardzo wielu rdzennych Polaków, a przynajmniej Ślązaków, którym było bliżej do kultury polskiej, niż niemieckiej; wydana przez bolesławiecki sierociniec polskojęzyczna reklama miała dotrzeć właśnie do takich osób. Władze rejencji opolskiej oczywiście dowiedziały się, że tak nieprawomyślny druk krąży po ich terenie i postanowiły natychmiast zareagować. 3 października 1904 roku z Opola do Legnicy zostało wysłane tajne pismo, w którym rejencja opolska informowała, że na Górnym Śląsku podobne treści mogą być kolportowane wyłącznie w wersji niemieckiej. Władze rejencji legnickiej, do której należał Bolesławiec, nie zrobiły w tej sprawie zbyt wiele, kierując tylko kolejne pismo do władz prowincji. Dopiero prowincja, której bezpośredniemu nadzorowi podlegał Królewski Sierociniec, nakazała jego dyrekcji wydanie zakazu posługiwania się językiem polskim na terenie placówki, co musiało oznaczać także zakaz wydawania polskojęzycznych reklam. Było to związane z, jak można przeczytać w piśmie, wiadomymi względami, oznaczającymi oczywiście przymusową germanizację ludności polskiej. Wydawane przez niemiecką instytucję edukacyjną polskie reklamy w oczywisty sposób utrudniały ten proces.
Co w odpowiedzi uczyniła dyrekcja? Najprawdopodobniej jedno wielkie NIC. Królewski Sierociniec wydawał corocznie szczegółowe raporty ze swojej działalności, w których skrupulatnie opisywano różne wydarzenia z życia szkoły, w tym rozporządzenia dyrekcji, biogramy nowozatrudnionych nauczycieli czy opisy wypadków, które dotykały uczniów. W sprawozdaniu z roku szkolnego 1904/1905 nie ma ani słowa o zakazie posługiwania się językiem polskim, co każe sugerować, że nigdy nie został on wydany. W dokumentacji tej sprawy, przechowywanej w Archiwum Państwowym we Wrocławiu, nie ma też odpowiedzi dyrekcji sierocińca na pismo władz prowincji w tej kwestii. Choć ówcześni nauczyciele byli zobowiązani krzewić niemiecki patriotyzm - a momentami wręcz nacjonalizm - oraz zaszczepiać w uczniach karność i posłuszeństwo wobec władz, tutaj najpewniej doszło do aktu niesubordynacji ze strony dyrekcji. Trudno dociekać, z czego wynikł ten swoisty "bunt", ale możliwym jest, że zdecydowały względy finansowe. Zakaz posługiwania się polszczyzną zniechęciłby Polaków górnośląskich do wysyłania swych dzieci do Królewskiego Sierocińca - a tym bardziej do czynienia wpłat na zbiórkę pieniędzy na jego rzecz - co oznaczałoby dla instytucji wyraźny spadek dochodów. A na problemy finansowe sierociniec narzekał właściwie przez całą swoją historię. Tak więc nie mamy żadnych dowodów na to, aby w bolesławieckim sierocińcu dyskryminowano uczniów polskiego pochodzenia, zakazując im posługiwania się ojczystym językiem, a wręcz możemy dostrzec obronę przez dyrekcję ich praw w tym zakresie. Nawet jeśli decydowały o tym tylko względy finansowe, warto o tym pamiętać.
Źródła:
- Archiwum Państwowe we Wrocławiu, akta Naczelnego Prezydium Prowincji Śląskiej we Wrocławiu, sygn. 0/1.2.2/1452, brak numeracji kart.
- A. Ostendorf, Fortgesetzte Nachrichten über Waisenhaus und Seminar von Ostern 1904 bis Ostern 1905, Bunzlau 1905.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).