Założmy, że mamy wehikuł czasu i przenosimy się do 1829 roku, jakimś cudem dysponując pieniędzmi, jakimi się wtedy posługiwano. Trafilibyśmy do miasta, które zaledwie 16 lat wcześniej znajdowało się pod francuską okupacją i którego mieszkańcy na dźwięk takich słów, jak Francuz czy Napoleon, reagowali zapewne podobnie, jak bohaterowie serialu "1670" na wzmiankę o Szwedach - spluwali za siebie z pogardą. Paradoksalnie inaczej traktowano język francuski, ponieważ w całej Europie to nadal był język elit - błyśnięcie paroma francuskimi zwrotami przy stole mogłoby być bardzo mile widziane.
Najmocniejszą pozycję miała z całą pewnością gospoda Pod Trzema Wieńcami, w miejscu której znajduje się dzisiejsza Oleńka - nie bez powodu na jej elewacji można zobaczyć trzy charakterystyczne wieńce. Gospoda mogła reklamować się nie tylko dobrym jedzeniem, ale też udokumentowaną historią sięgającą połowy XV wieku. W 1829 roku zawiadywał nią niejaki Ernst Traugott Seiffert, mający dwóch poważnych konkurentów - Johanna Gottfrieda Matthaia z gospody Pod Złotym Aniołem i rzeźnika Friedricha Wilkego z gospody Książę Blücher, do niedawna znanej jako Trzy Lipy. Oba lokale był notowane w źródłach już w I połowie XVI wieku.
Podobnej historycznej renomy nie miała jeszcze nowa restauracja Pod Czarnym Orłem, która otworzyła się zaledwie 20 lat wcześniej na Zoll Gasse (dzisiejsza ul. Prusa), ale jej atutem reklamowym było to, że w grudniu 1812 roku zatrzymał się tam sam Napoleon, uciekający właśnie po przegranej wojnie z Rosją. W granicach miasta znajdowała się jeszcze restauracja Następca Tronu Prus, a na przedmieściach działało jeszcze kilka kolejnych.
Jedną z nich była gospoda Pod Trzema Koronami na Górnym Przedmieściu, którą od 1810 roku zarządzał żydowski karczmarz, Salomon Stahl. Stahl przejął restaurację tuż po tym, jak Żydzi dostali prawo do swobodnego osiedlania się i zakładania swoich interesów w śląskich miastach. Na Dolnym Przedmieściu ciekawym lokalem była gospoda Pod Złotą Gwiazdą, która wraz z Trzema Wieńcami i nieistniejącym już Czerwonym Jeleniem miała kontynuować tradycje trzech karczm z czasów Mieszka I, od których miała się zacząć historia Bolesławca.
Gospody były przeznaczone dla najbogatszych mieszczan i podróżnych, a dla biedniejszych ofertę miały aż 23 szynki, z których najbardziej znanym była Piwnica Ratuszowa, od XVI wieku urzędująca w dzisiejszym Pałacu Ślubów. Dramatyczną historię miał za sobą szynk Gottlieba Altmanna z 1740 roku przy Bramie Mikołajskiej (dzisiaj znajduje się tam przedszkole Jacek i Agatka), który podczas - tfu! - francuskiej okupacji został podpalony przez okupantów. Podobną historię miał szynk pocztowca Gottfrieda Troedela przy Bramie Dolnej (niedaleko obecnych Term), który właśnie przejął interes od swojego szwagra - Francuzi (tfu!) zrównali cały lokal z ziemią.
Zazwyczaj szynki nie miały za sobą długiej historii, więc wiemy w zasadzie tylko tyle, że istniały, gdzie mniej więcej się znajdowały i kto nimi zarządzał.
Gdybyśmy chcieli napić się wina, mielibyśmy do dyspozycji 14 lokali, mających prawo jego serwowania. Większość z nich znajdowała się przy Rynku i tylko jeden znajdował się poza murami miejskimi - szlachetny trunek można byłoby wypić w Domu Strzeleckim, znajdującym się naprzeciwko dzisiejszej kaplicy zielonoświątkowców. Nie wiadomo jednak, czy wino nie było tam zastrzeżone tylko dla miejskich strzelców, ale z całą pewnością można było je spożywać wyłącznie po godzinach...
Niestety, nie jest znane menu jakiejkolwiek bolesławieckiej gospody, szynku czy winiarni z tamtego okresu, więc trudno powiedzieć, co dokładnie było tam serwowane, a tym bardziej w jakich cenach. Część gospód oferowała płatne noclegi, co było bardzo dobrą opcją dla podróżnych, a restauratorom zapewniało dodatkowe zyski. Poszczególne lokale często przechodziły z rąk do rąk, sprzedawane co kilkadziesiąt lat kolejnym właścicielom, ale niejednokrotnie były to też rodzinne interesy, przekazywane z pokolenia na pokolenie lub ofiarowywane bliskim krewnym.
Wszystko to wiemy dzięki pracy badacza historii zachodniej części Dolnego Śląska, Johanna Bergemanna, który w pierwszej części swojej Chronik der Stadt Bunzlau, wydanej w 1829 roku w bolesławieckim wydawnictwie Appunów, zawarł spis wszystkich bolesławieckich lokali gastronomicznych, często podając co najmniej dwa, trzy zdania na temat ich historii. Ta część jego kroniki to pierwszy w historii "przewodnik" po Bolesławcu, podający skrótowe informacje o najważniejszych zabytkach, restauracjach, poczcie, cechach i wielu innych rzeczach, które warto było wiedzieć, przebywając w naszym mieście w 1829 roku.
Dzięki Okruszkom Historii możecie dowiedzieć się też, gdzie można było zjeść tuż przed II wojną światową, a także w czasach osadnictwa i w latach osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych.
~~Adex napisał(a):Ktoś napisał: ~~Blond Kokoryczka napisał(a): Na Bielskiej do tej pory czuć zapach frytek a troche dalej na ul Górników za kioskiem chodziliśmy na tosty no i oczywiście smażalnia ryb na rogu koło pks-u
O tak.. Pamiętam tą smażalnie. Ten zapach frytek za dziecka nie do podrobienia. Dzisiejsze frytki już tak nie pachną. :)
~~Ali Baba napisał(a):Ktoś napisał: ~~Granatowy Wrotycz napisał(a):Ktoś napisał: Ktoś napisał: ~~Brunatnoszara Psianka napisał(a): (a): Pytanie dotyczy: Pierzeja wschodnia Rynku w Bolesławcu przed 1945 rokiem.
Dlaczego Urzad Miasta nie zadba o odbudowe rozebranej czesci naszej starowki?
W tym miejscu znajduje sie obecnie zaniedbany plac zwany "psi srocz". Klecha blokuje?!
Tam byly dwa lokale w jednym z nich znajdowala sie jadalnia (nazwy nie pamietam), gdzie bylo wysmienite jedzenie. Taki bar samoobslugowy, ktory dzis sie zwie "stolem szwedzkim. Obok byl Dom Handlowy. Komu te budowle przeszkadzaly?. Jak Komuchy (PZPR) przybywaly do Boleslawca, wtedy zamiast remontowac, zakrywali czym tylko sie dalo! Moze UM zainteresowal sie tym historycznym placem! Na Zgorzeleckiej syf, to moze odbudujmy to, co Rynkowi zdewastowano i rozebrano.
Om była tam na rogu knajpa Piast w której przed praca rano zawsze jeden z e znanych chirurgów "pobierał",a ponadto sklep "Uniwersal".
Rozebrali jak miał przyjechac jakis czerwony kacyk,a czarnemu w to graj.
Zgłoś do moderacji
Na dole była knajpa , a na górze hotel Piast. Jak wybudowali nowy w miejscu dzisiejszej galerii to rudera stała pusta. Pewnej nocy złodziejaszki przebili ścianę i weszli do Uniwersalu trochę uszczuplając jego i tak marne zasoby Wtedy zapadła decyzja o rozbiórce. I nie mieszajcie do tego Księdza, bo nijakiej korzyści z tego nie miał i nie ma.
Bede trzymal sie tezy, ze nadal Klecha trzyma lape nad tym "psim sroczem". Gdyby przywrocono Pierzeje Wschodnia Rynku, kolidowalo by to z widokiem na kosciol.
To nie kosciol jest wizytowka Boleslawca a stary i piekny Rynek naszego miasta!
Głupi czy z tęczowy?
~~Mykoła napisał(a): Po co dwieście? Wystarczy 30 lat.
Lody u Rybaka, zapiekanka pod basenem krytym z przyczepy, frytki w pawilonie na Bielskiej, rogaliki i bagietki Rulińskiego
~~Chabrowa Czeremcha napisał(a):Ktoś napisał: ~~Adex napisał(a):Ktoś napisał: Ktoś napisał: ~~Blond Kokoryczka napisał(a): Na Bielskiej do tej pory czuć zapach frytek a troche dalej na ul Górników za kioskiem chodziliśmy na tosty no i oczywiście smażalnia ryb na rogu koło pks-u
O tak.. Pamiętam tą smażalnie. Ten zapach frytek za dziecka nie do podrobienia. Dzisiejsze frytki już tak nie pachną. :)
Mówicie o tej budce za PKS-em, co to się nazywała "KĘS"? W środku były stoliki, można było usiąść, zjeść i napić się napoju, coca cola, fanta....
Nie.. Mówimy o smażalni na rogu na przeciw dzisiejszego Hebe. Budynek już jest zburzony. A co baru Kęs, to pamiętam,ale to już później było
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).