19 listopada 2011r. godz. 17:51, odsłon: 3154, BoletusNowy Rząd i „kryzysowy” Tusk
Nowy Rząd otrzymał właśnie wotum zaufania. To wydarzenie komentuje na naszym portalu Boletus.
(fot. Bolec.Info)
REKLAMA
Nowy Rząd otrzymał wotum zaufania.
W odstępie dwóch dni zdarzyły się dwie rzeczy niesłychanie ważne dla najbliższej przyszłości Polski i Polaków. Spróbuję je tutaj, w jak największym skrócie, „na gorąco” skomentować.
Pierwszym wydarzeniem było powołanie „ nowego rządu starej koalicji”. No cóż, rzeczywiście najlepiej byłoby nazwać ten rząd określeniem „nowo-stary”, bo, jak wyliczyłem, pomijając premiera Tuska, jest w nim dziesięcioro „starych” ministrów – tych, którzy według szefa rządu sprawdzili się na swoich stanowiskach i dokładnie tyle samo – bo dziesięcioro – „nowych”. Co ciekawe – największą sensacją nie jest fakt, kto w tym rządzie się znalazł, ale to, kogo w nim nie ma. Chodzi oczywiście o Grzegorza Schetynę.
I tu pojawiają się dwie możliwe hipotezy, próbujące wyjaśnić, dlaczego go nie ma w rządzie. Hipoteza pierwsza sugeruje wprost, że Schetyna jest kolejną ofiarą Tuska, który nie znosi wokół siebie żadnej konkurencji, jeśli chodzi o przywództwo w Platformie. Przypomnę tylko trzy nazwiska: Płażyński, Olechowski, Rokita…
I hipoteza druga: Tusk schował Schetynę – jak sam mówi – w charakterze „strategicznej rezerwy PO”, na trudne czasy, żeby w razie czego zastąpił któregoś z ministrów, którzy się nie sprawdzą.
Czas pokaże, która hipoteza się sprawdzi. Co do tych, którzy się w nowym rządzie znaleźli – dla mnie super niespodzianek nie było. Ani Gowin, ani Arłukowicz w roli ministrów mnie nie szokują. Piękna Joanna Mucha – tu użyję rymu: jest w tym rządzie w charakterze „kwiatka do kożucha”.
Dla mnie największą niespodzianką jest raczej nieobecność Jerzego Millera, chwalonego i sprawnego ministra spraw wewnętrznych i administracji.
Jest nowy rząd, myślę, że w tym składzie nie utrzyma się zbyt długo.
Teraz wydarzenie drugie – z piątku. Dokładnie w samo południe padły z ust Donalda Tuska słowa ważne; słowa, których skutki odczuje każdy z nas. Spośród wielu zapowiedzi tego, co nas w najbliższej przyszłości czeka (a większość nie jest zbyt przyjemna) ja wybrałem dwie. Jedną, którą w całej pełni popieram i – dla przeciwwagi – drugą, której się zdecydowanie przeciwstawiam.
Ta pierwsza, według mnie pozytywna zapowiedź, dotyczy zmiany systemu waloryzacji rent i emerytur: z tzw. procentowej na kwotową. Co to w praktyce oznacza? Ano po prostu to, że ten, który pobiera bardzo wysoką emeryturę (np. wysokiej rangi oficer służb mundurowych) będzie odtąd dostawał podwyżkę kwotowo mniejszą od emeryta, który ma emeryturę dużo niższą. I skończy się wreszcie, tak krzywdzące dla najniżej uposażonych emerytów, powiększanie się dystansu między nimi, a tymi zasobniejszymi. Co ciekawe, taka zmiana systemu waloryzacji była jednym z postulatów wyborczych… PiS. Aż ciśnie się na usta pytanie, dlaczego dopiero teraz rząd Tuska chce tę zmianę wprowadzić. Dlaczego nie można było wcześniej?
I zapowiedź druga, przeciwko której stanowczo protestuję. Zresztą chyba nie tylko ja. Chodzi o zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, przy jednoczesnym jego wydłużeniu.
Zdecydowanie nie podoba mi się pomysł, żeby polskie kobiety – jedne z najciężej pracujących w Europie, do tego w zdecydowanej większość pracujące zwykle na dwa etaty (praca + dom + wychowywanie dzieci) miały pracować tyle samo, co mężczyźni, a do tego jeszcze o 7 lat dłużej, niż do tej pory. Byłaby to absolutna niesprawiedliwość.
I jeszcze na koniec – jedna refleksja. Z wystąpień partyjnych liderów odnoszących się do „exposé” premiera, zdecydowanie najciekawiej wypadł… Janusz Palikot. Pisałem przy okazji startu Sejmu VII kadencji, że to dobrze, że jest w nim Ruch Palikota. I że trochę odświeży on tę instytucję.
I to w całej pełni potwierdził w swoim, bardzo emocjonalnym, ale świetnym wystąpieniu Janusz Palikot. To właściwie on jeden tak naprawdę porządnie „przyłożył” Donaldowi Tuskowi, a co najważniejsze - zrobił to, używając argumentów merytorycznych, punktując bezbłędnie wszystkie słabe strony jego „Wielkiego Planu”.
Dobrze, że taki człowiek jest w Sejmie.
Boletus