~~Rdzawy Kleome napisał(a): W 1987 r przeżyłam śmierć kliniczną. W widziadłach z tym związanych inni ludzie doszukują się boskich przeżyć,a ja uważam ,że to co zobaczyłam było czynnikiem anestetyków podanych mi przed operacją i niedotlenienia mózgu.Nie boję się śmierci,bo chociaż zabrzmi to buńczucznie, to dopóki żyję ona mnie nie dotyczy,zaś po śmierci nie będzie już miała do mnie dostępu.Moim życiowym motto jest zaczerpnięte z buddyzmu zdanie "O to, co jest po drugiej stronie powinniśmy zapytać tych,którzy stamtąd wracają "W moim długim już życiu nie dane było kogoś takiego spotkać.Może oczar,może bazylia zechcą się do tego ustosunkować,ale bez powielania wcześniejszych postów i wałkowania poprzednich wypowiedzi.
Nie jeden już raz byłem na granicy życia i śmierci. Nie zawsze wiązało się to z utratą świadomości czy podawaniem jakichś środków farmakologicznych. Moje doświadczenie mówi mi że "po drugiej stronie" nie ma pustki. Jest inny świat. Świat za którym tęsknię. Zostałem jednak tutaj bo widocznie mam tu jeszcze coś do zrobienia, zrozumienia, przepracowania. Z jednej strony jest mi łatwiej bo nie mam chwili zwątpień w Stwórcę. Z drugiej jednak strony nie mam też marginesu na słabość, zwątpienie. Widzę jak taki falco "drze łacha" z Boga, jak Panna snuje swoje transcendentalne teorie i współczuję im. Współczuję, bo błądzą. Marnują swoją energię życiową. Pozytywne jest tylko to że poszukują. Może jeszcze zdążą odnaleźć...