...
Nie pozwala, aby pisano jego imię dużą literą,
za to można je pisać i wymawiać bez ograniczeń.
...
Malowidło
...
ten obraz wymaga skupienia,
wykaż się cierpliwością, a ja cię uwiecznię
w tej chwiejnej równowadze, utrwalę na zawsze
przekrojowo ;)
:) wszystkie utwory ma świetne :) ale wybór padł na te ... przewidziany ;)
Piękne kolory :) i suknie też ;)
&index=47&list=RD7RFr0v9eLyU
Jaskółka
Pamiętasz ten wiersz o jaskółce?
Przez chwile wyglądała
jak mała czarna kula
Piotr Sommer, Popsuta linia
No nie, panie Sommer, jaskółka jak kula?
Kulką to może być wróbelek, skulony na okładce
pańskiej książki. Jaskółka jest strzałą, muzykiem we fraku,
tnie powietrze jak sztylet, skuteczniej niż odrzutowiec,
rysuje na niebie geometryczne wzory,
które od szkoły budzą we mnie strach.
Nie ma w niej tego drżącego ciepła,
ostatniej deski ratunku.
No chyba, że to specjalna, sommerowska jaskółka,
to przepraszam, nie sięgam.
;) :) Tak o ptaszętach dzisiaj może :)
Odkrycie sowy
Sowa znaczy noc. Znaczy samotność, czujność, rozmyślanie.
Widzi więcej, choć tylko blady, wysoki księżyc
oświetla jej drogę, jeśli akurat sowa ma szczęście,
a chmury odeszły.
Podobno za karę musi żyć w nocy, bo jej oczy
ukradły słońcu kolor. Za karę też musi
udawać powściągliwość, choć świetnie
nadaje się na towarzyszkę czarownic.
Nocne myśli są inne od myśli dziennych, więc sowie
trudno o zrozumienie wśród innych ptaków.
Sowa ma sowią naturę. Krzyczy w nocy,
stara się doczekać słońca. Trafia jej się tylko,
jeśli akurat sowa ma szczęście,
poranny jasny księżyc, imitacja pragnień.
:) sztuka magika
z tą biedną krótszą nóżką
był z siebie taki dumny,
gdy udał mu się skok
wołał: patrz, sztuka magika!
a potem trzeba było
zamieszkać w miedzianym kotle
hej, udajemy pranie!
chowaj się! sztuka magika
a teraz - mówiła mama -
bawimy się w chowanego
z tamtym sąsiadem z przeciwka
nie znajdzie nas: sztuka magika
a gdy ich wyprowadzali
mówiła: nie bój się, synku,
to wcale nie będzie bolało.
zniknęli
Anioł jej w niebie męża wyjednał
Bo znaleźć sobie chciał robotę:
Brwi nastroszone i twarz gniewna
I tylko serce - szczerozłote
Wzięła swoj los za dobry grosik
I w serca toń się zapatrzyła
bo skoro anioł męża wyprosił
to chyba po to, by z nim żyła....
Żyli zatem, spokojni, rozważni
Odszedł czas bólu i zachwytów
I tak trwał, niewzruszony, poważny
ten małżeński życia substytut....
Na fortepianie kurz zamieszkał
Muza odeszła na piechotę
On wszak nie dumał: orzeł czy reszka?
Ale - złotówka czy dwa złote?
A nocą przychodziły zmory
Gdy sen się czaił krok od głowy
Pytały: umarł? czyliż chory?
Nasz mały motyl kolorowy...
Za to nad ranem, gdy gwiazdy bledną
I wzrok jej błądzi po makatce
Marzy cichutko, by anioł wyjednać
poszedł takiego męża - sąsiadce.....
MARZENIE O DOMU
(Juszy
Kasi
Żbikowi
Neci)
Najpierw - lęk trzeba pokonać
A później - lśni lampa nad stołem
I talerz paruje - z rosołem...
Schną zioła na szafce w wazonach...
Więc - lęk ten warto pokonać...
I będą drzwi ciężkie, drewniane
I będzie na drzwiach wizytówka
I skrzynka pocztowa z podkówką
Na szczęście, co w listach przysłane
Otworzy drzwi ciężkie, drewniane....
W świątyni domowych pantofli
Zaszura krok dziecka niezdarny
I wróbli świergot poranny
Dobiegnie nas codzień zza okna
Świątyni domowych pantofli...
W kuchni śmiech zabrzmi radosny
Gdy msza się skończy w kościele
I ciasto upiekę w niedzielę
Przez zimy, lata i wiosny
Wyśpiewam Ci piosnki radosne
Dziś piję gorącą herbatę
I z fusów chcę przyszłość odczytać:
Jak zimą - gramofon i płyta...
Jak molo wita nas latem...
A może Ty też chcesz herbatę?
miłego :)
Dopisane 24.06.2015r. o godz. 23:38:
*kaczki na wodzie*
Krystyna Myszkiewicz
Nikt nie umie tak puszczać kaczek
jak MarcoLee w obcisłej bluzeczce z siatki
wędrowca kamienistych plaż którego wzrok
nurkuje w falę tuż przed skalniakiem rzuconym niedbale
wprost dla mnie
kiedy obserwujemy wodę z każdym spienionym wyskokiem
zlizuje mi z twarzy radość i wpada
w zielone oczy pełne dumy
a potem biega młodzieńczo wokół piaszczystych cyplów
i zbiera dla mnie muszle pełne bursztynów
odczynia metaliczność naszej rzeczywistości
więc powiedziałam że mogłabym kochać MarcoLee
pozwalać mu na więcej niż zapomnianym poprzednikom
bardziej się wtulać i łasić niż kot transyberyjski
a nawet poczuć się przy nim świetnie
nie rozróżnić gdzie spełza granica fikcji i wmówień
ku znośniejszej samotni
im bardziej się starał więcej rozdzierałam czułości
na małe strzępy w złoconych muszelkach
żuliśmy je wolno i namiętnie każdego ranka
zaraz po wilgotnych wyznaniach
wydroczonych dotykach które przyklejał na moje biodra
i udawał że przykręcił nas śrubkami
w nierozerwalną jedność
na ekstazyjną wieczność splecionych ciał i myśli
zdobionych ziarnistym piaskiem przyzwolenia
więc powiedziałam że mogłabym kochać MarcoLee
pozwalać mu na więcej niż zapomnianym poprzednikom
bardziej się wtulać i łasić niż kot transyberyjski
a nawet poczuć się przy nim świetnie
nie rozróżnić gdzie spełza granica fikcji i wmówień
ku znośniejszej samotni
ileż bym dała by nie widział tych dni
kiedy zastygałam spojrzeniem na odległej wyspie
małym zakrzywieniu na łagodnym szumie morza
wątpliwości podbiegającej mnie znienacka
w momencie gdy plotłam mu warkocze
z niesfornych zapętleń włosów
przechylał głowę pomiędzy moimi udami
i spoglądał na moje ostygłe oczy
raniąc brodą niebo
i wiedziałam że wie o wszystkim co tężeje
w grodzie i miedze nieprzeniknionych żalów
szkielet oporów na zbyt piękne godziny pod kopułą beztroski
ileż bym dała by nie odczuł tego skulenia
przed pieszczotliwą dłonią którą chciał wygładzić mi usta
zamknąć w nich niewypowiedziane słowo
odczynić pamięć urazów
więc zaczynał wypatrywać wraz ze mną
zmarszczki na rozlewiskach a potem rzucał kamyki
coraz częściej i szybciej
odwracał mój wzrok od wyspy
od odlotu bocianów
Oto my, nadzy kochankowie,
piękni dla siebie — a to dosyć —
odziani tylko w listki powiek
leżymy wśród głębokiej nocy.
Ale już wiedzą o nas, wiedzą
te cztery kąty, ten piec piąty,
domyślne cienie w krzesłach siedzą
i stół w milczeniu trwa znaczącym.
I wiedzą szklanki, czemu na dnie
herbata stygnie nie dopita.
Swift już nadziei nie ma żadnej,
nikt go tej nocy nie przeczyta.
A ptaki? Złudzeń nie miej wcale:
wczoraj widziałam, jak na niebie
pisały jawnie i zuchwale
to imię, którym wołam ciebie.
A drzewa? Powiedz mi, co znaczy
ich szeptanina niestrudzona?
Mówisz: Wiatr chyba wiedzieć raczy.
A skąd się wiatr dowiedział o nas?
Wleciał przez okno nocny motyl
i kosmatymi skrzydełkami
toczy przyloty i odloty,
szumi uparcie ponad nami.
Może on widzi więcej od nas
bystrością owadziego wzroku?
Ja nie przeczułam, tyś nie odgadł,
że nasze serca świecą w mroku.
:) Marek Sztarbowski ;) tak trochę męskiej poezji dodam :)
nie pamiętam swojego imienia
było sobie nie kończące się na tak
podwiązki strumyka zgubionej w poszyciu
gdzie wiewiórki zdyszane biegną pod słońce
tocząc ku nocy pioruny kuliste jałowców
gdzie budzą się kształty niedźwiedzie
szepty szmery nazwane
owady poezji
i już kowal bezskrzydły zaplątuje się w mrok
obok dziwaczka widłogon spuszcza z tonu
bo nagi wioślak płynie z księżycem do wycinki sierpianki
stary warcabnik gra w szachy z pędrusiem
a na planszę wychodzi rohatyniec nosorożec
zażartka
zbrojec dwuzębny
było - nie było
i wszystko nagle nieważne
zatonęły imiona i szepty
jak chleb nad ranem w śnie
głodnemu na myśli
sonet
Ciepłą nocą pisałem sonet a w ogrodzie zakwitła lipa
i leciutko, jeszcze księżycowo, drżała listkami
w oczekiwaniu na pierwsze pszczoły.
Rano zamknąłem zeszyt
i odrywając od lipy ukwieconą gałązkę powiedziałem:
pozwól, że zachowam ją w wazonie jako cytat
tego, co nie pozwoliło nam dziś zasnąć.
park A
ona naprzeciwko niego
w kawałku zwiewnej sukienki
założyła nogę na nogę
on naprzeciwko niej
podniósł wyżej gazetę
z zainteresowaniem studiując
dziurkę między stronami
* * * (podsłuchaj ziemię)
podsłuchaj ziemię słychać jak domy wrastają
w ciasnych uliczkach dzieciństwa więcej słońca
niźli w rozległych placach teatralnych małżeństw
nie nie odrywaj ucha biegnij aleją w parku
trzeszczą ławki na chwałę pośladkom noc
spija minione przez słomki spragnionych ust
w szumie srebrzystego blichtru nabrzmiały
wagabunda szurnął nogą o północ lecz ty idź
za tym czerwonozłotym liściem klonu
niżej
niżej
niżej
aż podzielona na nierówne połowy
załka w norce rozstajna glista
kolorami przekładam kolorami droczę
rzęsy nad ranem dogasające powolnie
yellow na pokrzepienie yellow na upadek
skrzy i mozolnie podnosi z dna zwątpienia
to blue się z nim zieleni jednoczy wybawia
yellow na pokrzepienie yellow na upadek
nie zapomnę sobie powtarzać słodkokłamać
arktycznej mantry zielonookiego mruka
w końcu można uwierzyć przyjąć nie pomylić
i traktować jak pewniejszy zamiennik sensu
anorektyczny objaw pełni tak podobny
traumie wypieranego skrzętnie prawdotworu
rezyduje pod tęczówkami skazą genu
od czasu do czasu niknę nocnie bez światła
wtedy niebieścieje zupełnie dominuje
stukocze nieuchronnie bliżej i bliżej po
krawędzi poddania dlatego wciąż powtarzam
arktyczną mantrę zielonookiego mruka
w kałużach cumują niedopałki
Krystyna Myszkiewicz
kamienie są cięższe
nasączone bardziej po każdej twojej przelotnej wizycie
kiedyś pękną im grzbiety i będę wiedziała marco
że zimne niebo rzuca mi znaki
sklepikarz rozwinie czerwony daszek
nie trzeba - woda nie zgasi zgaszonego
tylko żar zmieni się w tlący niedostatek
uwieszony dłoni jak ostatnia szansa na ciepło
zaręczynowa mgiełka wokół palca
podobno prawy profil mam prawdziwszy
odbija się wyraźniej w zmoczonych witrynach
czy to aby nie chariel co przy każdej jesieni
(a jesienie są tutaj sto razy w roku)
gubi się bardziej i mniej się znajduje
najpierw nie poznasz mojego głosu
potem spadniesz na samo dno kałuży
i nikt nie zapyta o ostatni w tym życiu deszcz
:) ta piosenka Jacka to najbardziej mi się podoba :) jest taka żwawa i optymistyczna ;)
:) a Krysi to ten ....
list chariel do piosenki o ślepcach
nie uwierzyłbyś jak przez ten czas poszarzały deszcze
ulica pościelona na zakładki małych strumieni
im bliżej do dalej - zupełnie jak szansa na ciebie -
zwalnia krok z dnia na noc i zapada w huk studzienki
miałam się urodzić dekadę temu i przeciąć ci drogę
nie wiedziałbyś jak mnie kochać marco
i te piegi na plecach - zaklęte szczęścia na zapas -
i te dni w których bym gasła
coraz krócej poddając się magicznym opowieściom
coraz częściej wsłuchując się w klekot bocianów
nasze urojenia - branki odleglejszych szeptów
:) ...i ten też ...
stratosfera
by skończył się człowiek, a zaczął instynkt,
potrzeba tylko straty - własnej stratosfery.
ust, co krzywią się rano i takie zostają: znane
i cięte w papierze skóry. uniwersum stołu,
kuchennego krzesła, którym trzeba się dzielić:
z szuraniem i głupstwem we krwi. w takim środku
nie ma mowy o wnętrzu, nie ma odwagi,
by wiedzieć, kim jest pochylona dziewczyna;
czym będzie, gdy przeczyta o sobie, pustynnym
psie, chwiejnym zwierzątku, co dba tylko o węch
i zmierzwione futro, nasionko głodu w zębach,
dotykane końcem języka. a potem zapragnie.
:) ... w sumie ten też ...
makietka
jak gdyby już nie było gdzie się zmierzyć ze sobą. post factum
urodzenia i burzy. masz to we włosach, jak słońca w oku, bo oko
jest diablim wyrodkiem, solaris tego, co zobaczone i pogodzone.
ucz mnie stawania się, z odpadu form, defektu lub życia.
z kim się mierzyć, gdy tylko własna granica mnie przerasta?
mogłabym być dekadentem sezonu, mieć lotnię na własność,
wyciąć z nieba przebaczenie dla budowniczych makiet.
o, szwedzka dagmaret, ile masz miejsca na mnie w palcach?
trzeba fantomu, by się unieść i nie przetopić sztokholmu
z wierszy na polskę, poranek zgubienia.
moje śmierci, mój język niemiary, makietka, maskaradeska.
alter napisał(a): Wiesz, że ona jest ze Zgorzelca? :)
:) Nie wiem :) rozeznam się skoro nalegasz ;)
pieśń o sobie
nikt inny by nie wziął takiego zwątpienia na siebie, gdy sam
chwiejnie się toczy. tylko tyle było uczciwe i wystarczyło,
żeby pokonać słowa językiem. moje złudzenie, że klękam
i przemieniam, bądź lżejsze. gdy siebie noszę za blisko,
równie blisko jest próżność, ale z kim mam się bratać? z kim
chodzić równie chwiejnie za rękę i podobnie upadać? z głodem?
jest jej cichą kopią. obronnym narzędziem, które znam dokładniej
z tej niechlubnej strony: głodnego łatwo nakarmić byle uwagą.
taka komplikacja natury nie musi do ciebie już trafiać. odprysk,
z którym się toczy i który jest zapisany w tej pieśni o sobie
miewa dar otwierania lub przekleństwo zamykania przyjaźni.
są dwie strony zwątpienia, dwie odpowiedzi na pytanie, czym
jestem i jak to wyrażam, dwusieczne są melodie powstawania
z klęczek: trzymam się z daleka od siebie i ty też stroń ode mnie.
:) muszę jeszcze poprosić takiego jednego o ... słońce ;)
~aa napisał(a):
:) Nie wiem :) rozeznam się skoro nalegasz ;)
pieśń o sobie
[...]
:) i dobranoc ;)
Nie nalegam ;) Lepiej, jak sami czujemy przyciąganie :)
Pieśń osobie, bardzo mi się podoba... :)
dziewczynie, która przytomnieje
kłamiąc przeciera się ślad i przyczyny, zagadkę choćby tej miękkiej
mety ciała, w której lądowały bariery i anachronizm bierności,
więc działo się i otworzyło się by zabrać: tak stałam, nad własnym
cieniem, przelana i przelewana. nikt inny by nie wziął takiego
zwątpienia na siebie, gdy sam chwiejnie się toczy - mara & mara
między głodem a wyswobodzonym zwierzęciem. tymczasem
oddanie jest przyglądaniem się sobie w cudzym trzeźwieniu:
nie teraz, jeszcze nie uniosę - zmiennej wizerunku i wagi szkła
w dłoni,
dotyku szkła w ustach,
tonu szkła gdy przybywa pustki. kotku,
pełniej mi w sobie, niż byś umiał odbić, a gdybyś chciał koić, łudzić
i upajać znowu, lustra będą kłamać, aż już nie rozpoznam motywu cienia.
to przewlekły stan, choroba, która leczy najcięższe przywiązania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.