~Wiola niezalogowany
28 lutego 2015r. o 15:47
I o kolejnych bzdurach Panny z koleżkami:
1. Umieralność na choroby zakaźne spada już od dawna i nie ma to związku z wprowadzeniem szczepień
W internecie można znaleźć wykresy udowadniające, że szczepienia wcale nie pomogły ludzkości - ich wprowadzenie nie zmieniło specjalnie trendu umieralności na choroby zakaźne. Oczywiście na spadek umieralności składa się wiele przyczyn, wśród których na pierwszy plan wysuwają się lepsza opieka zdrowotna, odżywianie i higiena. Nieumieranie to dobra rzecz, ale szczepienia chronią nie tylko przed śmiercią, również przed innymi przykrymi skutkami ubocznymi chorób: zapaleniem płuc czy powikłaniami neurologicznymi od odry, głuchotą od świnki, uszkodzeniami płodu od różyczki. Zachorowanie na polio, chorobę dziś niemal całkiem wytrzebioną dzięki szczepieniom, mogło skończyć się paraliżem. Te wszystkie okaleczenia zniknęły, dziś ich już po prostu nie ma właśnie dzięki masowym szczepieniom.
2. Zachorowalność też spadała, szczepienia nie zmieniły tego trendu
To oczywista nieprawda. Choroby zakaźne lubią, gdy dużo ludzi gromadzi się w jednym miejscu - uprzemysłowienie i urbanizacja są ich naturalnymi sprzymierzeńcami. Lata po II wojnie światowej to czasy narastających epidemii, często w nieznanej wcześniej skali. Zresztą zazwyczaj to właśnie narastające zachorowania mobilizowały rządy i społeczeństwa do intensywniejszych prac nad szczepionką. Tak było z polio, okrutnie okaleczającą chorobą niosącą ze sobą paraliż, często śmierć: na początku lat 50. zachorowalność na nią w USA wzrosła niemal pięciokrotnie w porównaniu z czasami przedwojennymi - notowano od 30 do ponad 50 tysięcy zachorowań rocznie. W 1955 r. wprowadzono masowe szczepienia, rok później zachorowalność pierwszy raz od dziesięciu lat spadła poniżej 20 tysięcy, w następnym roku wynosiła już niewiele ponad 5 tysięcy. W roku 1965 na polio zachorowała mniej niż setka Amerykanów. Dziś jesteśmy o krok od eliminacji tej choroby na zawsze, na całym świecie.
Ruchy antyszczepionkowe lubią skupiać się na historiach pojedynczych osób, dzieci, których choroba jest według ich rodziców efektem szczepienia. Takie dziecko ma imię, na stronę stowarzyszenia antyszczepionkowego, na Facebooku można wrzucić jego zdjęcie, opowiedzieć jego osobistą historię. To działa na emocje. Ale przecież na choroby, przeciw którym chronią szczepienia, jeszcze za mojego życia umierały dziesiątki dzieci. Każda z tych śmierci to także historia czyjejś osobistej tragedii.
3. Szczepienia chronią przed łagodnymi chorobami, które lepiej przechorować
Hasło "przechorować, zamiast szczepić" wydaje się atrakcyjne, ryzyko niebezpiecznych powikłań czy śmierci od tych "łagodnych" chorób wydają się minimalne. Warto jednak uświadomić sobie, że w skali całego kraju oznacza to narażanie się na wybuchy epidemii, w których te rzekomo łagodne choroby będą jednak pewien ułamek chorych okaleczać i zabijać. Warto przypomnieć efekty takich epidemii. Różyczka, łagodna choroba dziecięca, jest bardzo niebezpieczna dla kobiet w ciąży, prowadzi bowiem do tzw. zespołu Gregga, czyli zespołu różyczki wrodzonej u płodu. Przez USA w połowie lat 60. przetoczyła się epidemia różyczki, w wyniku której 11 tys. kobiet poroniło lub usunęło ciążę, 20 tys. dzieci urodziło się z zespołem Gregga, z czego 2100 umarło, 12 tys. ogłuchło, 3580 straciło wzrok, a 1800 doznało opóźnień w rozwoju umysłowym. W 2000 r. w Japonii - kraju, w którym szczepionka przeciw odrze ma szczególnie złą prasę - wybuchła epidemia odry, w wyniku której zachorowało 200 tys., a umarło 88 osób, głównie dzieci. W tym samym roku w Irlandii w niewielkiej epidemii odry do szpitala trafiło ponad 300 osób, a trzy zmarły. Japonia i Irlandia to kraje rozwinięte, ze znakomitą opieką zdrowotną i dobrze odżywionymi obywatelami - nie ma powodu przypuszczać, że w Polsce byłoby mniej ofiar takich epidemii.
4. W USA istnieje rządowa baza danych, według której szczepienia okaleczają i zabijają tysiące dzieci rocznie
Ta baza nazywa się VAERS. Polski autorytet ruchów antyszczepionkowych, prof. Maria Dorota Majewska, twierdzi, że zgłaszany jest do niej tylko niewielki odsetek przypadków i żeby otrzymać rzeczywiste liczby powikłań, trzeba jeszcze je mnożyć. Prof. Majewska twierdzi - na podstawie takich właśnie obliczeń - że szczepienia przez 12 lat zabiły w USA 100 tys. osób i spowodowały 8 milionów powikłań, w tym milion ciężkich.
Tymczasem VAERS to pasywny system wczesnego ostrzegania. Każdy, nie tylko lekarz, może zgłosić do niego powikłanie poszczepienne. Czemu to służy? Jeśli np. w bazie nagle pojawi się wiele zgłoszeń z jednego rejonu, może to oznaczać problemy z partią produkcyjną szczepionki. Bada się też częstotliwość zgłaszanych powikłań w zależności od szczepionki - dzięki VAERS udało się wpaść na trop powodowania przez szczepionkę przeciw rotawirusom Rotashield bardzo rzadkiego powikłania - wgłobienia jelita u niemowląt.
Nikt poważny nie traktuje jednak VAERS jako oficjalnej bazy udokumentowanych powikłań. Przy zgłoszeniach do VAERS nie obowiązują żadne zasady: kiedy pewien naukowiec dla żartu zgłosił, że szczepionka zamieniła go w Hulka, zadzwonił do niego pracownik CDC (agendy rządowej opiekującej się bazą) z prośbą o zgodę na usunięcie tego zapisu - bez jego zgody nie mógł tego zrobić! A kiedy grupa lekarzy zbadała zgłoszone do VAERS przypadki śmierci po szczepionce przeciw wirusowi brodawczaka, nie udało im się znaleźć związku żadnego z tych zgonów ze szczepieniem.
5. Choroba dziecka pojawiła się zaraz po szczepieniu
To, że jakaś choroba czy objaw wystąpiły niedługo po podaniu szczepionki, nie oznacza automatycznie, że została spowodowana przez szczepienie. Ewolucja ukształtowała w nas dopatrywanie się powiązań między dwoma wydarzeniami zachodzącymi krótko po sobie. Tymczasem związek czasowy nie oznacza związku przyczynowo-skutkowego. Pierwszy cykl szczepień trwa do drugiego roku życia, w tym wieku też ujawnia się wiele schorzeń, łatwo o zbieg okoliczności.
Kiedy w USA szykowano się do masowych szczepień przeciw świńskiej grypie, obliczono, że ponieważ poronienia zdarzają się dość często, zatem na milion zaszczepionych kobiet w ciąży około 400 poroni w 24 godziny po szczepieniu - nie na skutek szczepienia, ale wyłącznie w wyniku czasowego zbiegu okoliczności! Mimo że szczepionka przeciw grypie nie powoduje powikłań ciąży, właśnie przez te zbiegi okoliczności media i antyszczepionkowe portale donosiły o częstych poronieniach po szczepieniu. Gorzkiej ironii tej sprawie dodaje fakt, że to zachorowanie na grypę w ciąży, a nie szczepienie, stwarza wysokie ryzyko poronienia.
6. Szczepionki zawierają różne groźne toksyny: rtęć, trutkę na szczury, aluminium...
Szczepionki zawierają materiał organiczny - tj. niewielkie fragmenty wirusów lub bakterii, które mają skłonić nasz układ odpornościowy do wytworzenia odpowiednich przeciwciał chroniących nas przed chorobami. Materiał ten trzeba chronić przed bakteriami czy grzybami, dlatego do szczepionek dodaje się często konserwanty. Poza tym do szczepionki dodaje się też adiuwanty, zazwyczaj związki aluminium, które z kolei mają wzmagać odpowiedź układu odpornościowego, dzięki czemu nowoczesne szczepionki mogą zawierać mniej substancji biologicznej i działają dłużej.
Naukowcy starają się znaleźć złoty środek - substancje, które będą nieszkodliwe dla pacjenta, ale jednocześnie skutecznie ochronią zawartość szczepionki przed skażeniem czy wzmocnią jej działanie. Stąd w szczepionkach te różne związki chemiczne o groźnie brzmiących nazwach.
Osoby przeciwne szczepieniom często wyliczają skutki uboczne, które takie substancje wywołują u człowieka, zapominając jednak, że w ilościach obecnych w szczepionkach takich skutków wywołać po prostu nie mogą - jest ich tam zbyt mało. Skrajny przypadek takiej argumentacji to opisanie przez polskie stowarzyszenie antyszczepionkowe efektów zatrucia boraksem (tj. tetraboranem sodu występującym w szczepionce przeciw wirusowi brodawczaka ludzkiego HPV): przepisano je z karty przemysłowej produktu. Dotyczyły zatem raczej sytuacji, w których ktoś wpadnie do zbiornika z boraksem, podczas gdy szczepionka zawiera jedynie 35 mikrogramów - 0,000035 grama - tetraboranu sodu.
Ale nie tylko dawka jest ważna. Rtęć, stosowana w szczepionkach jako konserwant pod nazwą tiomersal, występuje w nich w postaci etylortęci, nieszkodliwego związku, który nasz organizm łatwo wydala. Naprawdę niebezpieczna dla człowieka forma to dimetylortęć, bardzo toksyczna substancja, której jednak w szczepionkach nie ma.
7. Te właśnie toksyny (lub uszkodzenia układu odpornościowego wywołane przez samo szczepienie) są przyczyną epidemii autyzmu
Hipoteza o związku szczepień z autyzmem to chyba najszkodliwszy i obecnie najbardziej rozpowszechniony antyszczepionkowy pogląd. Tymczasem nie jest on poparty badaniami naukowymi obejmującymi już miliony osób - parafrazując historię o Kubusiu Puchatku szukającym Prosiaczka, im bardziej badamy ten związek, tym bardziej go nie ma. W dodatku nie istnieje żadna sensowna hipoteza wyjaśniająca, w jaki sposób szczepienia miałyby wywoływać autyzm. Najczęściej powtarza się, że autyzm miałaby powodować obecna w szczepionkach rtęć, tymczasem z punktu widzenia toksykologii rtęć w szczepionkach nie jest poważnym zagrożeniem, w przeciwieństwie np. do rtęci spożywanej przez nas w mięsie ryb. Bardziej prawdopodobne od hipotezy szczepionkowej, choć równie bezpodstawne, jest więc twierdzenie, że za wzrost przypadków autyzmu odpowiada wzrost popularności sałatek z tuńczykiem.
Przeciwnicy szczepień bardzo często powołują się na konflikt interesów naukowców zajmujących się szczepieniami, oskarżając ich o zarabianie na szczepionkach czy ogólnie o związki z korporacjami farmaceutycznymi. Byłbym ostrożny w formułowaniu takich oskarżeń, ale nawet przy założeniu, że wakcynolodzy czy immunolodzy ukrywają dowody na związek szczepień z autyzmem, co z innymi grupami, które mogłyby ten związek potwierdzić? Co z toksykologami? Neurobiologami? Co na ten temat sądzą sami badacze autyzmu? Otóż żadna z tych gałęzi nauki nie traktuje poważnie hipotezy, że to rtęć w szczepionkach czy same szczepienia mogłyby wywoływać autyzm (to samo zresztą dotyczy innych chorób, za które mają być odpowiedzialne szczepienia: ADHD, alergii czy atopowego zapalenia skóry, żeby wymienić tylko te na literę "a").
Dlaczego akurat autyzm znalazł się na celowniku ruchów antyszczepionkowych? Z kilku powodów. Niezbyt dobrze wiemy, co go powoduje. Do tego nie jest to "zwykła" choroba, którą łatwo zdiagnozować. Jest to wręcz całe spektrum zaburzeń. Wpływ na wzrost liczby odnotowanych przypadków mają i zmieniające się kryteria diagnozowania, i wzrastająca świadomość społeczna (dyskusyjne jest nawet samo twierdzenie, że mamy do czynienia z epidemią autyzmu).
Moda na przypisywanie szczepieniom wywoływania autyzmu jest stosunkowo młoda. Zaczęła się pod koniec lat 90. od wyników badań opublikowanych w renomowanym brytyjskim piśmie "The Lancet" przez naukowca Andrew Wakefielda. Skandal, który wybuchł w związku z tymi badaniami, zakończył się wycofaniem artykułu przez redakcję i pozbawieniem Wakefielda prawa do wykonywania zawodu lekarza (warto wspomnieć, że szczepionka MMR przeciw odrze, śwince i różyczce, której dotyczyła praca Wakefielda, nigdy nie zawierała rtęci).
Wcześniej w Wielkiej Brytanii (w latach 70.) i USA (dekadę później) oskarżano szczepionki o wywoływanie najróżniejszych schorzeń neurologicznych. Z kolei fundamentaliści muzułmańscy w Nigerii twierdzili dziesięć lat temu, że szczepionka przeciw polio powoduje bezpłodność (co spowodowało powrót zachorowań w północnej Nigerii, skąd polio rozpowszechniło się do kilkunastu innych krajów). W latach 80. w Australii oskarżano szczepionki o powodowanie zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej. Takie zarzuty towarzyszą masowym szczepieniom od początku ich historii - w XIX wieku szczepienia przeciw ospie czarnej miały powodować syfilis (te oskarżenia są zresztą do dziś powtarzane na niektórych zachodnich stronach antyszczepionkowych).
8. Za granicą sądy przyznają odszkodowania autystycznym ofiarom szczepień. Istnieją też badania naukowe, które dowodzą szkodliwości czy nieskuteczności szczepień, związku autyzmu ze szczepieniami itp.
Sądowy wyrok nie jest dowodem naukowym, a zwycięstwa w takich sprawach są bardzo rzadkie i świadczą raczej o determinacji skarżących niż o ich faktycznych racjach. Pojedyncze badanie naukowe to też za mało, zwłaszcza jeśli jest marnej jakości, a jego wynikowi przeczą wyniki wielu lepiej przeprowadzonych badań. Badania potwierdzające tezy o szkodliwości szczepionek to zazwyczaj końcówka peletonu w nauce: są publikowane w gorszych czasopismach naukowych, innym badaczom nie udaje się powtórzyć ich wyników, nie znajdują też potwierdzenia w tzw. przeglądach systematycznych (specjalnych podsumowaniach analizujących całokształt badań na konkretny temat). Takie dobieranie badań przeczących ogólnie przyjętej tezie (za to potwierdzających poglądy osoby dobierającej) ma w języku angielskim własną nazwę: cherry-picking. Żeby uzasadnić antyszczepionkowe racje za pomocą badań naukowych, trzeba zignorować stosy badań, których wyniki potwierdzają bezpieczeństwo szczepień.
9. Szczepionki zawierają fragmenty usuniętych płodów
To nieprawda. W żadnej szczepionce nie znajduje się nawet ślad usuniętego płodu. Ani też żaden płód nie został nigdy usunięty na potrzeby produkcji szczepionek. Prawdą jest natomiast, że niektóre linie komórkowe, na których namnaża się wirusy do produkcji szczepionek, pochodzą z tkanek pobranych z dwóch płodów usuniętych w latach 60. Niektórzy mogą nie akceptować tego z powodów religijnych. Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem Watykanu katolicy powinni używać szczepionek, do których produkcji takie linie nie zostały użyte. Jeśli jednak takich nie ma, zdrowie całej społeczności jest ważniejsze, zwłaszcza że niektóre choroby (przede wszystkim różyczka) stanowią olbrzymie zagrożenie dla kobiet w ciąży. (Z pełnym stanowiskiem Watykanu można zapoznać się na tej stronie).
10. Dzieci nieszczepione są zdrowsze od szczepionych
Badań porównujących zdrowie dzieci szczepionych i nieszczepionych jest bardzo mało: dzieci nieszczepione stanowią (na szczęście) zbyt mały odsetek populacji, co utrudnia skonstruowanie takiego badania. W większości przypadków, szczególnie w przypadku szczepień już obecnych na rynku, nie przeprowadza się też popularnych w medycynie eksperymentów z grupą kontrolną, czyli takich, w których jedną grupę dzieci się zaszczepi, a drugą pozostawi niezaszczepioną. Głównie dlatego, że wbrew twierdzeniom antyszczepionkowców bezpieczeństwo i skuteczność szczepień zostały wielokrotnie potwierdzone, takie badanie byłoby więc niemożliwe do zaakceptowania przez komisję etyczną. Zostają więc głównie analizy przeprowadzane przy okazji dużych sondaży medycznych. Taki zdrowotny sondaż przeprowadzono w Niemczech na 18 tysiącach nastolatków, a jego wyniki podsumowali w 2011 r. naukowcy z Instytutu Roberta Kocha w Berlinie. Okazało się, że dzieci nieszczepione różnią się zdrowiem od szczepionych tylko w jednym aspekcie: częściej zapadają na choroby, przed którymi chronią szczepienia.
11. Gdy wybucha epidemia, chorują głównie osoby szczepione
To prawda. Gdy wybucha epidemia, chorują głównie osoby szczepione, ponieważ osób nieszczepionych jest w populacji bardzo mało, a szczepionka nie jest stuprocentowo skuteczna. Natomiast zazwyczaj wśród tych, którzy zachorowali, jest proporcjonalnie dużo więcej osób nieszczepionych niż w reszcie społeczności - bo łatwiej się zarażają i częściej chorują.
12. Szczepienia przeciążają odporność dziecka
To bezpodstawne twierdzenie. Szczepienia obciążają układ odpornościowy w minimalnym stopniu. Oblicza się, że podanie wszystkich szczepionek naraz obciążyłoby układ odpornościowy niemowlęcia w 0,1 proc. Noworodki i niemowlęta mają ten układ całkiem nieźle rozwinięty, muszą przecież bronić się przed mnóstwem nowych zagrożeń i patogenów.
W ciągu całego życia nasz układ odpornościowy w odpowiedzi na zagrożenia z zewnątrz produkuje od miliona do 100 milionów rodzajów przeciwciał. Wszystkie szczepienia z programu obowiązkowego prowokują wytworzenie jedynie kilkudziesięciu.
W dodatku w przypadku szczepień kontakt z patogenami jest minimalny, bo współczesne szczepionki posiadają bardzo niewielką ilość substancji czynnej (to są często fragmenty wirusów czy poszczególne białka bakterii), zwłaszcza w porównaniu z prawdziwą infekcją. Szczepionka przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu B zawiera 30 mikrogramów antygenu, czyli substancji wywołującej odpowiedź naszego układu odpornościowego. Prawdziwe zapalenie wątroby to dla organizmu kontakt z ponad tysiącem mikrogramów antygenu na godzinę przez tydzień.
Wirusy obecne w szczepionkach są też atenuowane, czyli specjalnie osłabiane, aby nie stanowiły zagrożenia dla organizmu i w najgorszym przypadku wywoływały łagodne objawy - wysypkę, gorączkę itp.
13. Mamy wolność: jedni niech szczepią, inni niech nie szczepią
Decyzja o niezaszczepieniu swojego dziecka może mieć nieciekawe konsekwencje nie tylko dla niego, ale także dla innych członków rodziny czy społeczeństwa. Osłabia bowiem odporność zbiorową, czyli tarczę, która broni całą społeczność przed rozprzestrzenianiem się chorób zakaźnych. Są wśród nas osoby bardziej narażone na zakażenie: osoby o obniżonej odporności (np. wskutek przebytych operacji czy chorób), ludzie w podeszłym wieku, niemowlęta, które nie przeszły jeszcze pełnego cyklu szczepień czy dzieci niezaszczepione przez rodziców, którzy uwierzyli w argumenty przeciwników szczepień. Ich wszystkich chroni odporność zbiorowa: im więcej wśród nas osób zaszczepionych, tym trudniej wirusowi czy bakterii rozpowszechnić się i dotrzeć do osób podatnych na chorobę. Zaszczepieni tworzą wokół nich swoisty kordon sanitarny. Należy również pamiętać, że gdy wybucha epidemia, zaszczepione dzieci również chorują, choć rzadziej niż nieszczepione. Dla nich również odporność zbiorowa jest więc ważna.
Odporność zbiorowa jest solą w oku ruchów antyszczepionkowych, bo pokazuje, że szczepiąc, chronimy nie tylko własne dziecko, ale także innych: naszych bliskich w podeszłym wieku, dzieci w naszej rodzinie, koleżanki i kolegów naszego dziecka z przedszkola. Dzięki odporności zbiorowej dzisiejsze epidemie liczymy w kilkudziesięciu przypadkach zachorowań zamiast jak dawniej - w tysiącach. A kiedy niedawno w Kielcach miasto wprowadziło bezpłatne szczepionki przeciw pneumokokom dla dzieci, właśnie dzięki uzyskaniu lepszej odporności zbiorowej drastycznie spadła również liczba zachorowań na zapalenie płuc wśród dorosłych i, co najważniejsze, u seniorów powyżej 65. roku życia, dla których ta choroba jest wyjątkowo niebezpieczna.
Przeciwnicy szczepień powtarzają często, że nawet przy wysokiej liczbie zaszczepionych dzieci w społeczeństwie jest mnóstwo dorosłych, u których odporność wygasła, i to oni, a nie garstka niezaszczepionych dzieci, są prawdziwym zagrożeniem dla odporności zbiorowej. W większości przypadków to nieprawda: szczepionki działają dłużej i lepiej, niż twierdzą ich przeciwnicy, większość dorosłych jest odporna, czy to w wyniku szczepień czy kontaktu z dzikimi wirusami lub bakteriami. Zaś sytuacje, w których odporność wśród dorosłych spada, powinny tym bardziej motywować rodziców do szczepienia dzieci: szczepienia to najskuteczniejsza profilaktyka chroniąca przed zarażeniem.