Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Nowe domy!
BolecFORUM Nowy temat
15 sierpnia 2020r. godz. 20:04, odsłon: 4590, Bolec.Info

Tajemnica szmaragdu - odcinek drugi

Kolejna część wakacyjnej bolesławieckiej powieści w odcinkach
Waldschloss - miejsce znane jako basen wojskowy
Waldschloss - miejsce znane jako basen wojskowy (fot. Boleslavia.pl)

Już jest kolejny odcinek wakacyjnej powieści, którą piszecie razem z nami! Pierwsza część tajemnicy szmaragdu tutaj. Cieszymy się, że tak chętnie bierzecie udział w zabawie. Szczególne pozdrowienia kierujemy do Bolecnautów o nickach: ~ Blond Wawrzynek, Pannnazdzieckiem oraz ~ Błękitny Suchodrzew, podpisujący się jako M. To dzięki Waszym pomysłom i zaangażowaniu akcja powieści toczy się w taki sposób. Nawet jedna z bohaterek ma imię, które jej nadaliście. Zapraszamy do czytania!


Szedł szybko, starając się nie robić przy tym hałasu. Nie był do końca sam pewien, czemu tak robi. Las był cichy i spokojny, nie wydawał się skory do szumienia o tym co widzi i czego jest świadkiem. Pan Bolesław jednak nie czuł się w nim pewnie. Gdyby przystanął na chwilę, mógłby poczuć na sobie czyjeś spojrzenie, zostawiające drapiące poczucie obecności pod lewym barkiem. Nie zrobił tego. Stawiał szybkie kroki, popychany stresem i niepewnością, a w głowie oprócz świadomego przepływu logicznych myśli, w którym najjaśniej błyszczało pytanie, czy aby na pewno zamknął samochód, płynęły chaotyczne obrazy wypełniając niezajętą niczym podświadomość.

Miał przed oczami na przykład Jej obraz. Zastanawiał się, czy będzie taka, jaką ją zapamiętał: o zaciętym wyrazie twarzy, z bystrym spojrzeniem ciemnych oczu. Jego głowy zaprzątały też inne obrazy Jej, coraz odleglejsze i mniej prawdopodobne. Przez jedną z takich myśli, potknął się na wystającym korzeniu. Z niemałym trudem przywołał myśli do porządku i skupił się na krokach. Najpierw szedł ścieżką wysypaną szutrem, potem zboczył w lewo, aż doszedł do kopca z otoczaków. Rozejrzał się nerwowo i zaraz poczuł się nieswojo na myśl o własnej nerwowości.

Nie zauważył niczego podejrzanego, przełożył neseser do drugiej ręki, poprawił pasek u spodni i kroczył dalej. Stał się jednak mniej uważny, albo różowa torba zaczęła mu diabelsko ciążyć, bo potykał się teraz co chwila, mnąc w ustach przekleństwa. Sama różowa torba nie była w tym wypadku ekwipunkiem koniecznym, ale czuł do niej ogromny sentyment. Nie brał jej ze sobą w miejsca publiczne. Pomyślał że szalonych czasów człowiek dożył, kiedy za kawałek metalu i skóry w nieodpowiednim kolorze można zostać pobitym. Sama torba była prezentem od jego siostrzenicy.

Wygrała ją w którejś z tych drogeryjnych loterii i pożyczyła mu, kiedy nie miał w co zapakować kosmetyków na wyjazd służbowy. Dała mu wtedy też lnianą torbę w tym samym kolorze. Od tego momentu brał je zawsze, kiedy czuł się niepewnie, słysząc wtedy głos w swojej głowie: "Pamiętaj o ekologii, wujku". Po 10 minutach doszedł na umówione miejsce spotkania, ale Jej jeszcze nie było. Nic dziwnego, on sam musiał wyciągać nieźle nogi, żeby wyrobić się w czasie. Swoje nadludzkie tempo stwierdzał trochę po bolących nogach, a trochę po plamach potu na jasnej koszuli. Poza tym pomyślał, że ona pewnie często się spóźnia. Wyglądała mu na osobę, która lubi, kiedy inni na Nią czekają.

Rozejrzał się. Coś mu nie zagrało. Czegoś brakowało. Powietrze jakby zastygło, nie było czuć ani wiatru, ani bzykających owadów; nie jazgotał żaden ptak. Tylko ta cisza wokół... Poczuł w niej czyjąś obecność. Już miał się po raz kolejny nerwowo rozejrzeć, tym samym w myślach dopisując kolejny tik nerwowy do dorobku swojego czterdziestoletniego życia, ale szybciej usłyszał Jej głos. Wszystko wróciło do normy: delikatny wietrzyk poruszył drzewami, gdzieś w oddali słychać było dzięcioła, a wokół głowy Bolesława zaczęły fruwać wygłodniałe komary, przysiadujące na głębokich zakolach i drapiące go przez to w czoło.

- Jestem.

- Witaj, Julio.

- Nie spóźniłam się, po plamach potu wnioskuję że ty przyszedłeś wcześniej?

- Możemy uznać, że się spóźniłaś?

Julia. A w rzeczywistości Antonina Julia Małgorzata. Pierwsze imię miała podobno po babci, ale kojarzyło jej się z jakąś królową lub inną nieprzyjemną carycą. Tosia. Tonia. Ninka. Nie cierpiała tego imienia, więc używała drugiego - Julia. Stała wyprostowana i pewna siebie, w spodniach w kolorze moro z wieloma kieszeniami. Na plecach miała pokaźnych rozmiarów czarny plecak. Rude włosy zebrała w mały kok z tyłu głowy.

- Możemy. Różowy neseser jest po prostu świetny, aby być niewidocznym w zielonym lesie. Widać cię z kosmosu.

- Być może. - Bolesław nieco się zmieszał. - Ale mam w nim, to co trzeba i zgadzam się...

- Dobrze. Gdzie zaparkowałeś?

- Tam, gdzie zawsze.

Poszła przodem. Choć Julia zdawała maturę razem z Bolesławem, ten wyglądał przy niej jak dziadek. Łysawy, zgarbiony i o cieciach pod oczami, w których kołysało się zrozumienie. Kontemplując wszystkie wady i zalety wyglądu Bolesława, Julia stwierdziła, że z nią życie obeszło się dużo łagodniej. Nie była już co prawda tak szczupła, jak po maturze, ale jeszcze niejedna nastolatka mogłaby pozazdrościć jej figury. Miała wyprostowaną sylwetkę o prostych ramionach i uniesionej do góry głowie.

Dzięki regularnym ćwiczeniom i wycieczkom rowerowym miała także niezłą kondycję, o czym świadczył sprężysty krok. Kiedy usłyszała za sobą nieco już świszczący oddech Bolesława, obróciła się i zobaczyła, że kompan zaczyna wyraźnie zostawać z tyłu. Zwolniła więc dyskretnie kroku, aby mógł się z nią zrównać. Mogła ostentacyjnie zatrzymać się, zmierzyć go wzrokiem i unieść brwi w geście dezaoprobaty, ale powstrzymała pierwszy odruch. Nie na długo.

- Co tam, Bolo? Puchniesz? Z kondycją już nie tak, jak kiedyś, kiedy pracowałeś w jednostce?

- To nie to. Po prostu neseser jest ciężki i niewygodny - odparł Bolesław, przekładając walizę sprawnym ruchem z jednej ręki do drugiej. – Może trzeba było tu jednak podjechać samochodem?

- Wtedy wyglądałoby to o wiele bardziej podejrzanie. Chociaż... - spojrzała niepewnie na towarzysza - chociaż to może i tak skończyć się tragicznie. A tak, to tylko w razie czego powiemy leśniczemu, że wybraliśmy się do lasu na grzyby z takim specjalnym koszykiem. – oboje wybuchnęli stłumionym śmiechem. Może niekoniecznie był on zasadny, ale dobrze rozładował napięcie, które jeszcze nie było nazwane, ale. Zupełnie jak za dawnych lat. Zawsze mieli podobne poczucie humoru.

Minęli z lewej strony stary, długi, pokryty blachą budynek, wyglądający jak jakiś dawny wojskowy magazyn. Porośnięty bujną roślinnością, szary, betonowy płot okalający budynek niczego już nie chronił. Miał tak dużo ubytków, że bez wysiłku można było w dowolnym miejscu przejść na drugą stronę, a to znacznie ułatwiało im pracę.

- Na pewno dobrze pamiętasz to miejsce? - spytała Julia.

- Jakby to było wczoraj. Musimy znaleźć najpierw dwa dęby, rosnące po obu stronach drogi prowadzącej od magazynu do Waldschloss.

- Najpewniej te drzewa już sporo urosły.

- Nie szkodzi. Na jednym z nich wyciąłem w korze ten nasz specjalny znak. Szkoda, że wtedy nie mieliśmy tego sprzętu. – Bolesław popukał wolną ręką po różowym neseserze.

- Coś mi mówi, że wcale nie szkoda. Ta różowa walizeczka wtedy też zdradziłaby nas na tym odludziu. Chociaż wtedy nie gustowałeś w takich kolorach.

- Nie marudź, Julia. To kwestia emocjonalna. Ty sobie noś te swoje czarne i wojskowe ubrania. W życiu trzeba mieć też trochę kolorów.

- Ważne, że tak szybko udało się załatwić ten sprzęt. Pamiętaj, że tu liczy się czas. Wiem, że o tej mapie dowiedziało się także kilka innych osób. – Julia nie wiadomo czemu zniżyła głos do szeptu.

- Ciekawe czy faktycznie ta skrzynia nadal tam się znajduje. Ale by to było, gdyby to właśnie nam udało się ją odnaleźć… - Bolesław zaczynał czuć ekscytację, praktycznie zapominając o dawnym uczuciu niepokoju.
Po dziesięciu minutach dotarli do miejsca, w którym ścieżka ostro skręcała w stronę jednostki wojskowej. Po prawej stronie widniało niewielkie, ale wyraźne wzniesienie terenu porośnięte brzozami, wyglądającymi na całkiem młode drzewka. Zaraz za zakrętem rosły sobie po obu stronach drogi, jak gdyby nigdy nic dwa, dorodne dęby. Ich korony stykały się ze sobą ponad drogą, tworząc coś na kształt łuku bramnego.

Julia i Bolesław przystanęli i popatrzyli na siebie. Wydawało się, że ich oczy rozbłysły i niemal dało się wyczuć, jak ich tętna jednocześnie przyspieszają. Bolesław z ulgą postawił na piasku neseser, obrócił się w prawo i skinął głową w kierunku niewielkiego pagórka.

- Tam stała wartownia. To są resztki jej fundamentów. Znak powinien być widoczny na dębie, który rósł po tej samej stronie drogi. – wyjaśnił Bolesław.

Podszedł do dębu rosnącego po prawej stronie i zgięty w pół, obchodząc pień dokoła, zaczął oglądać korę drzewa u jego podstawy. Gdyby miał lupę z pewnością przypominałby teraz londyńskiego detektywa, pieczołowicie szukającego śladów na miejscu zbrodni.

- Wyżej, Sherlocku. Szukaj na wysokości ramion – rzuciła. Wzięła od niego różowy neseser i zaniosła go na pobocze drogi.
Bolesław podniósł wzrok, potem wyprostował się i zaczął oglądać pień dużo wyżej niż poprzednio.

- Mam! To chyba to! – krzyknął, a echo z lasu natychmiast jej odpowiedziało „to, to, to”.

- Ciszej, jak pragnę zdrowia! – przytłumionym szeptem wycedziła Julia.

Bolesław zaczął nerwowo rozglądać się dookoła. Przysiągłby, że widział jakiś niewyraźny ruch, ale ostatecznie chyba nikt ich nie usłyszał, a na ścieżce nie pojawił się nagle żaden konkurent do rozwiązania kilkudziesięcioletniej tajemnicy. W lesie słychać było tylko normalne odgłosy śpiewających ptaków, a z dala dochodził przytłumiony gwar gości Leśnego Potoku.

- Pokaż mi. – powiedziała Julia i podeszła tak blisko pnia dębu i jednocześnie tak blisko Bolesława, że zetknęli się ramionami.
Wpatrywali się w wyraźnie widoczny, wycięty ostrym narzędziem znak o nieco zniekształconych upływem czasu konturach. Było to w miarę czytelne połączenie liter J i B.

Kiedy Bolesław wycinał ten znak prawie trzydzieści lat temu, wydawało mu się to dobrym pomysłem. Każdy, kto zobaczył te literki na pewno pomyślał, że wyciął go jakiś zakochany smarkacz dla swojej pierwszej i zapewne w jego mniemaniu jedynej miłości. Byłoby to zresztą myślenie słuszne. Bolesław poczuł nagle uczucia z tamtego czasu, rozmyte i niepewne, ale osadzone mocno z tyłu głowy, jedyne w swoim rodzaju, zaczęte i skończone, jak zamknięte w mydlanej bańce, którą właśnie rozbił.

Poczuł się w trochę zawstydzony, zupełnie jak nastolatek złapany na podrzucaniu miłosnego liściku koleżance z klasy. Wtedy przecież rzeczywiście byli zakochaną parą, kiedy obiecali sobie, że jeżeli kiedyś nastaną inne czasy, to wrócą tutaj po latach i poszukają tego mitycznego kamyka... Ale tylko razem. Zdaje się, że obojgu jednocześnie wróciły pewne wspomnienia, bo na krótko zastygli w bezruchu, patrząc w drzewo i wyryte na nim znaki, co najmniej jakby były to magiczne runy.  Oboje przywoływali właśnie z pamięci sceny z liceum.

Pochłonęły ich obrazy bolesławieckich blokowisk zatopionych w nastroju lat 90-tych, poczuli pod palcami dotyk sztruksu i jeansu, zapach sklepów i restauracji z tamtego czasu. Po tym przydługim momencie zamyślenia, odsunęli się nieznacznie od siebie, jakby tym ruchem chcieli odgonić myśli przynoszące melancholię tamtych lat. On chrząkając i sięgając po coś do tylnej kieszeni spodni, a ona poprawiając niesforne kosmyki włosów i patrząc gdzieś w bok. Jej wzrok natrafił na stertę śmieci.

- Widziałeś? - spytała, wskazując na szmaragdowe kafelki ze starej łazienki i stłuczoną muszlę klozetową leżące w trawie. Chciała za wszelką cenę przerwać ciszę.

- Pewnie nie chcieli nigdzie ich przyjąć, ktoś spakował to do wielkiej walizy i wywiózł do lasu. Wykopał dołek, starannie zakopał wszystko w lesie i udał się na Leśny Potok. Zapłacił 2.40 i radośnie moczył nóżki w brodziku naprzemiennie ze spacerując po ciepłych kamieniach.

- A o jego zbrodni szumiał cicho las i ćwierkały ptaki - dokończyła Julia. Bolesław się zaśmiał, a ona po raz kolejny poczuła dziwną potrzebę przysunięcia się do niego.

- Kopiemy? - spytała zamiast ;

Bolesław kiwnął głową, więc zaczęli wyjmować z nesesera potrzebny sprzęt. Oszacowali miejsce pod wyrytymi symbolami, gdzie powinna znajdować się zakopana przez nich przed wieloma laty skrzynka i zaczęli kopać. Ich uwadze umknął trzask łamanej gałązki, którą nadepnęła czyjaś stopa.

Podczas kopania Bolesław obserwował kątem oka Julię. Nie był pewien czy powinien pytać o wszystko, co zdarzyło się, kiedy musiał wyjechać. Nie wiedział, czy zajmował jeszcze jakiekolwiek miejsce w Jej głowie. Owszem, kiedyś nie wyobrażał sobie bez niej życia, ale wtedy i życie znaczyło dla niego trochę co innego. Wyglądała na skupioną tylko na celu. Teraz wreszcie mógł powiedzieć jej wszystko, a nawet trochę więcej. Wszelkie niewypowiedziane pytania i wyznania kłębiły mu się w głowie, ale im głębiej kopał, tym bardziej nie wiedział jak zacząć. Kiedy łopata płatnerska napotkała opór drewna, westchnął. Czuł się zmęczony. Spojrzał w górę na słońce przebijające się przez liście. Przynajmniej lato rozpieszczało go pogodą.


Czy Bolesław powinien opowiedzieć Julii o swoich uczuciach? Dajcie znać w komentarzu co sądzicie i jak wyobrażacie sobie dalsze losy Bolesława i Julii. Czy chcecie poznać ich przeszłość?

Tajemnica szmaragdu - odcinek drugi

~~Zielonożółty Pięciornik niezalogowany
25 sierpnia 2020r. o 14:57
Tego nie da się już naprawić... Może niech redakcja zacznie pisanie od od nowa??
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
Daj nam Cynk - zgarnij nagrodę!

Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!

Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].

Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).

REKLAMAMrowka zaprasza
REKLAMAEfekt-Okna zaprasza