Już jest trzydziesta dziewiąta część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Trzydziesta szósta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Trzydziesta siódma część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Trzydziesta ósma część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Niezastąpiony Bolecnauta o pseudonimie M., wraz ze wszystkimi podpowiedziami od tajemniczego Bolecnauty podpisującego się (A) oraz innych czytelników i tym samym współtwórców, przedstawia nam dalsze losy krnąbrnych bohaterów. Dzisiaj wrócimy do szpitala oraz... do kina. Zapraszamy do lektury!
Kiedy Julia po obdarowaniu w niedzielny wieczór wybudzonego Bolesława pieszczotami i napełniającą jego serce deklaracją zatrzymania go przy sobie na wieczność, oznaczającą teraz już na pewno początek nowego etapu w ich życiu, opuściła salę na oddziale intensywnej opieki medycznej, wokół Bolesława Wilczyńskiego zaczęła się intensywna krzątanina personelu. Jak zwykle po wyprowadzeniu pacjenta ze śpiączki konieczne były pilne wizyty i konsultacje lekarzy o kluczowych specjalizacjach. Konsekwencje kilkudniowego przebywania człowieka w tym stanie mogą być brzemienne w skutkach. Tylko na podstawie wyników badań i diagnostyki stwierdzającej poprawę stanu zdrowia można będzie podjąć decyzję o ewentualnym przeniesieniu chorego na inny oddział szpitalny w celu kontynuowania leczenia i dalszej jego rekonwalescencji. Jednak na razie nikt nie zamierzał uwolnić postrzelonego trzy dni wcześniej pacjenta spod opieki sympatycznych sióstr pełniących zamiennie dyżury na OIOM-ie.
Zdaniem lekarzy, których Bolesław tylko słyszał, ale nie mógł jeszcze zobaczyć, wewnętrzne narządy po chirurgicznym zreperowaniu pracowały poprawnie, choć nie idealnie. Wydawało się, że wstrząs hipowolemiczny nie doprowadził do nieodwracalnych uszkodzeń któregokolwiek z organów, czego najbardziej można było się spodziewać po silnym krwotoku. A to dzięki bardzo szybkiemu dowiezieniu na stół operacyjny. Poinformowano go, że oprócz pozszywania poharatanych mięśni, wycięto mu niewielki odcinek rozerwanego jelita grubego, że draśnięta została lewa nerka, a na ścianie żołądka zauważono małe pęknięcie związane z chwilowym ogromnym ciśnieniem, wywołanym przez przelatującą kulę.
Ale nie były to uszkodzenia, z którymi chirurdzy nie mogliby sobie sprawnie poradzić w trakcie jednej kilkugodzinnej operacji, wykonanej w noc napadu. Ogólnie Bolesław mógł więc mówić, gdyby tylko był w stanie mówić, o dużym szczęściu w nieszczęściu.
Wytłumaczono mu, że obfite krwawienie nastąpiło z uszkodzonej tętnicy w obrębie okrężnicy jakiejś tam i czegoś jeszcze innego, których to nazw Bolesław nie był w stanie zapamiętać. Zrozumiał jedynie, że konsekwencją postrzału będzie konieczność zmiany diety przez najbliższe kilka miesięcy. Ostrzeżono go przed nadmiernym objadaniem się oraz obciążaniem układu pokarmowego trudnostrawnymi potrawami. Kiedy zapowiedziano mu, że z tego powodu straci trochę na wadze, nawet nieco się ucieszył. Będzie jak znalazł, żeby Julce nie przyszło do głowy zarzucać mu przerostu mięśnia piwnego. Julka na pewno doceni ten zbieg okoliczności i już sobie wyobrażał, jak się będzie wymądrzać: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.
Niepokojące były natomiast informacje na temat problemu ze wzrokiem, jakie zasygnalizował odpowiadając na pytania specjalistów od oczu i układu nerwowego. Oczywiście z powodu problemu z mówieniem, na ich pytania musiał odpowiadać głównie ruchami głowy bądź niewyraźnie mrucząc, a nie czystą mową paszczękową. Lekarz okulista i lekarz neurolog, wezwani na konsultację, pocieszyli go, że kłopoty z widzeniem po tego typu zdarzeniach mogą wystąpić, choć są raczej rzadkością, a wynikają z neuropatii, czyli niedokrwienia nerwu wzrokowego. Bolesław pomyślał, że jeszcze kilka takich rozmów i będzie mógł sam starać się o specjalistyczny dyplom lekarski.
Okulista zapewnił Bolesława, że objawy powinny wkrótce ustąpić, ale zalecił pielęgniarkom przygotowanie dla pacjenta specjalnej ciemnej opaski, aby póki co wzrok nie był narażony na zbyt ostre światło. Bolesna nadwrażliwość na bodźce będzie stopniowo mijać, ale na razie trzeba dać oczom odpoczywać.
Kiedy konsylia lekarskie skończyły wykonywanie swoich obowiązków, w sali zrobiło się wreszcie dużo ciszej i spokojniej. Pielęgniarki, które otrzymały polecenie nie odłączać jeszcze żadnego z urządzeń oprócz wspomagającego oddychanie respiratora, krzątając się koło niego, pełniły swoje obowiązki niezwykle troskliwie. Bolesław nie był tego świadomy, ale wszystkie jak jedna znały już wyciskającą łzy, pełną dramatycznych zwrotów, romantyczną historię jego związku z Julią. Oczywiście historią tą podzieliła się z koleżankami siostra Żaneta, która dość dokładnie zapamiętała ckliwą opowieść Julii w odcinkach. Żadna z pielęgniarek nie chciała i nie mogła dopuścić, aby takiemu z trudem odzyskanemu facetowi miałoby czegoś zabraknąć. W poczuciu kobiecej solidarności traktowały Bolesława z nieco nadmierną atencją i nadopiekuńczością godną świeżo upieczonej matki albo zakochanej w jedynym wnuczku babuni.
Bolesław jeszcze przed zaśnięciem, tym razem nie wywołanym wyłącznie działaniem środków farmakologicznych, odzyskał zdolność mówienia po podaniu niewielkich ilości wody do picia. Okazało się, że nawilżenie warg i nawodnienie jamy ustnej po kilku godzinach od odzyskania świadomości, pozwoliło Bolesławowi reaktywować narząd mowy na tyle, że Bolesław podjął pierwsze sprawniejsze próby konwersacji. Wdzięczny swoim opiekunkom za tak ciepłe i przemiłe traktowanie, stał się bardzo rozmowny i zaczął wdawać się w coraz śmielsze i coraz dłuższe pogaduszki z medycznym personelem. Nie mogąc zobaczyć na własne oczy żadnej z sióstr, starał się z każdą prowadzić jednakowo uprzejme i przyjacielskie pogawędki, starając się jednak nie wychodzić poza ramy dobrze pojętej przyzwoitości i nie wkraczać na pole podrywu. W jego mniemaniu, oczywiście.
Zanim oddał się ponownie w ramiona Morfeusza, usłyszał kolejne kroki. Rozpoznał, że do sali weszła tylko jedna osoba. Wydawało mu się, że podeszła do niego i tylko mu się przypatrywała. Bolesław nie mógł zobaczyć, kto to jest, ale domyślił się, że może to być ostatnia przed północą wizyta kontrolna którejś z sióstr. Biorąc pod uwagę późną porę założył bowiem, że limit wizyt lekarzy na ten dzień już się wyczerpał. Po cichych odgłosach obuwia, lekkości stawianych kroków i delikatnym zapachu słodkich perfum, stwierdził, że to musi być jakaś nowa, lecz nieznana mu jeszcze pielęgniarka, której być może wydawało się, że pacjent już zasnął i dlatego nie odzywała się ani słowem.
- Dobry wieczór, siostro – Bolesław starał się wymawiać głoski powoli i wyraźnie.
- Och! – lekko wystraszonym, a na pewno mocno zaskoczonym głosem odpowiedziała zagadnięta, nie spodziewając się chyba, że nieruchomo leżący pacjent jeszcze nie śpi. - Dobry wieczór…
Młody, czysty i dźwięczny głos, który Bolesław usłyszał niemal dźgnął go jak nożem w samo serce. Coś takiego Bolesław poczuł pierwszy raz w życiu. Przysiągłby, że właśnie doznał bardzo potężnego i wyraźnego déjà vu. Natychmiast przeniósł się w czasie i wrócił do pewnego wrześniowego dnia w roku 1987, kiedy czekał na swoją wyraźnie spóźniającą się na randkę sympatię...
***
- Dobry wieczór! – kuksnęła go w plecy roześmiana Julia, kiedy stał zaczytany w plakatach filmów wyświetlanych aktualnie w kinoteatrze Forum. Niczego takiego się nie spodziewając, aż podskoczył ze strachu. Zdenerwowany za ten żart obliczony na zaskoczenie obrócił się, chcąc wytarmosić Julię choćby i za chustę, którą założyła tego chłodnego wieczora, w jednym z ostatnich dni zbliżającego się ku końcowi kalendarzowego lata. Ale ona, spodziewając się krwawego odwetu, już uciekła mu i schowała się za jedną z kolumn podpierających pasaż, będący przejściem między dwoma częściami budynku. Bolek tylko pogroził jej z daleka pięścią, a ona potulnie wróciła i pocałowała go na powitanie jak należy, w policzek. Który zresztą bez słowa wskazał jej palcem, bezgłośnie tym samym żądając oficjalnych przeprosin.
Kilkanaście dni wcześniej zaczęli drugi rok nauki w bolesławieckim liceum. Jeszcze przed końcem klasy pierwszej obydwoje wspólnie i zgodnie przyznali sobie status „chodzącej ze sobą pary”. Otoczenie szkolne również zaakceptowało, że już nie należy podrywać Julki, ani nie należy się przyklejać do Bolka. Tylko jej rodzice, a w szczególności mama, jakoś nie kwapili się by nazywać Bolka chłopakiem, czy choćby „sympatią” swojej jedynej córki.
- Znowu prawie się spóźniłaś… - z pretensją stwierdził niezaprzeczalny fakt Bolek, chwytając Julię za rękę i splatając swoje palce z jej palcami.
- Ale tylko prawie – odpowiedziała Julka mrugając rzęsami jak firankami i pociągnęła go w kierunku wejścia do kina. – Dawaj, Bolek, bo na pewno jest kolejka za biletami.
Mieli właśnie za chwilę trzeci raz obejrzeć w kinie film pod dziwacznie brzmiącym tytułem „Wirujący seks”. Był to kolejny, po „Elektronicznym mordercy”, wyświetlanym pół roku wcześniej, „genialnie” przetłumaczony tytuł kasowego przeboju prosto z Hollywood, których w polskich kinach było jak na lekarstwo. Ktoś kto uznawał, że to co z Zachodu od razu musi być złe, musiał się strasznie nad tymi fatalnymi tłumaczeniami z języka angielskiego nagłowić, a i tak wszyscy używali oryginalnej angielskiej wersji tytułów „Dirty Dancing” i „Terminator”.
Bolkowi wystarczyło obejrzeć „Wirujący seks” raz. A Julka trzeci dzień z rzędu ciągnęła go na ten młodzieżowy, taneczny wyciskacz łez. Dobrze, że grają to tylko tydzień, to może te siedem seansów nie zrujnuje mojego kieszonkowego budżetu, pomyślał. Chociaż i tak Julka uparła się, aby każdy płacił za swój bilet. Tak naprawdę jednak plątała mu się po głowie myśl, że to ona powinna płacić za oba. Kto to widział, żeby płacić za własne tortury.
Niezrozumienie dla gustów filmowych działało niestety w obie strony. W kwietniu próbował zaciągnąć Julkę na genialny film z Arnoldem Schwarzeneggerem, siedmiokrotnym zdobywcą tytułu Mister Olimpia, bożyszczem i idolem nastoletnich, wychudzonych smarkaczy, którym zamarzyło się ruszać na podbój piękniejszej połowy wszechświata za pomocą podrasowanej tężyzny fizycznej. Większość chłopaków, których znał, tak się zachwyciła ponad 50-centymetrowym bicepsem terminatora T-101, cyborga z przyszłości, że w wielu piwnicach czy garażach powstały naprędce, z byle czego i byle jak skonstruowane urządzenia do ćwiczeń. Tak właśnie nastała moda na amatorską kulturystykę, która, czemu nie da się zaprzeczyć, przydawała się od czasu do czasu na dyskotekach.
Wiosną, kiedy grali „Terminatora”, to on próbował zaciągnąć Julkę do kina, ale nie udało mu się ani razu. Być może zbyt krótko jeszcze wtedy się znali, a być może któraś z jej życzliwych koleżanek opowiedziała jej fabułę i szczerze jej to arcydzieło sztuki filmowej odradziła. Sama Julka pytana, dlaczego nie chce iść z nim na „Elektronicznego mordercę”, odpowiedziała mu, że to tylko jakaś strzelanina, że to nie o miłości, no i najważniejsze - nie grał tam Patrick Swayze, ani żaden inny przystojniak.
Co się porobiło z tymi dziewczynami? Każda z nich marzyła o zajęciu miejsce Jennifer Grey. Jeden film, a rozpętało się jakieś młodzieżowe wariactwo na całą Polskę. Bolek miał już dość stwierdzeń „jest taki przystojny”, „a jak świetnie tańczy” i temu podobnych ochowo-achowych zachwytów. Owszem, ten aktor dobrze grał i nieźle się ruszał, ale który facet wytrzyma to ciągłe „Patrick to”, „Patrick tamto”? Mało to u nas chłopaków świetnie tańczy do „Tarzan Boy”, „Only you” albo „Slice me nice”?
Zdążyli usiąść na swoich miejscach zanim jeszcze Baby z rodziną dotarła do ośrodka wypoczynkowego Kellermanów. Julia od razu zapadła się w fotel, użyczając Bolkowi łaskawie swojej dłoni na cały film, chociaż myśli i wyobraźnię poświęciła w całości oczywiście komuś innemu, występującemu na dużym ekranie. Bolek trzymał się dzielnie aż do sceny, w której John i Frances uczą się tańczyć do taktów „Hungry Eyes”. I to były ostatnie kadry, które wtedy zapamiętał przed zaśnięciem przy ładnej, ale niestety skutecznie usypiającej muzyce. Na szczęście Julka, wciągnięta całkowicie przez tę miłosną historię, nawet tego nie zauważyła. Nie zauważyła też niczego na pozostałych czterech seansach, na których z własnej, choć przymuszonej woli zdarzało się Bolkowi niezbyt dokładnie śledzić wydarzenia fabuły…
***
Bolesław wróciwszy z kina do szpitalnego łóżka miał zamiar zapytać pielęgniarkę o głosie przywołującym te wspomnienia, czy i ona po obejrzeniu „Dirty Dancing” rzuciła się w taneczny wir ucząc się kroków do mambo, ale zdał sobie sprawę, że musiałaby być w jego wieku, aby pamiętać polską premierę tego babskiego muzycznego romansidła. Zamiast tego postanowił poprosić jedynie o dwa małe łyczki wody.
- Siostro? – pytanie Bolesława trafiło w pustą przestrzeń. Pielęgniarka musiała opuścić pomieszczenie, kiedy szesnastoletni Bolek cierpiał katusze podczas retrospektywnego seansu w kinie Forum.
Usłyszał za to jakieś kroki. Były całkiem inne niż poprzednie. Cięższe i głośniejsze. Może to Julia wróciła? Może czegoś zapomniała? Chciał zapytać „Julia?”, ale głos uwiązł mu w przesuszonym gardle.
- Cześć, Bolek. Ano była tu kilka minut temu. Poprawiła ci rozkopane pielesze, przygładziła poduszeczkę, ale niestety już wyszła. Mówiła, że musi jeszcze dzisiaj jechać w jakiejś sprawie do Wrocławia…
Usłyszana surrealistyczna treść niespodziewanej odpowiedzi, jak i udzielający jej głos zaskoczyły go tak bardzo, że zaczął u siebie podejrzewać jakieś omamy albo pomieszanie klepek. O tych możliwych powikłaniach lekarze nic nie wspominali. Cholera, może nie chcieli go na razie dodatkowo denerwować. Głos z łatwością i bezbłędnie przypisał do znanego mu od niedawna właściciela.
- Adam? To ty? Skąd się tu wziąłeś, do diaska? I to w środku nocy? – Bolesławowi wydawało się, że nie tylko wzrok, ale też i słuch mu poważnie zaszwankował. – Kto musi jechać do Wrocławia?
- Bolek, coś ty chyba bredzisz, chłopie. Musiało ci się nieźle poprzestawiać pod kopułą, a przecież żeś w bebechy kulkę dostał, a nie w czachę. Jest niemal siódma trzydzieści, a nie północ! Może mam zawołać lekarza? – Alan Mleczko, który dotąd tylko Bolesławowi przedstawił się swoim prawdziwym imieniem, nie bardzo wiedział jak ma się zachować w sytuacji kompletnej dezorientacji chorego kolegi z jednostki, który przed trzema dniami ledwie przeżył postrzał.
Bolesław faktycznie doznał niewielkiego zamętu w głowie, ale wreszcie zdał sobie sprawę, że powrót do przeszłości musiał mu się ewidentnie przedłużyć na całą, długą noc. Widać umysł sam się postanowił wyłączyć w nieoczekiwanym momencie, a organizm nadal potrzebował bardzo dużo odpoczynku. Ucieszył się jednak, że po porannej pobudce usłyszał akurat ten znajomy głos. Dlatego że mimo pewnych zastrzeżeń, lubił swojego kolegę z pracy. Ale także dlatego, że miał zamiar wcześniej czy później zadać mu parę pytań w jeszcze jednej, nietypowej sprawie, od której podejrzewał, że to wszystko się zaczęło.
Po zakończeniu czynnej służby poza granicami kraju i rozpoczęciu pracy w bolesławieckiej jednostce wojskowej, mimo powrotu do rodzinnego miasta, Bolesław czuł się na początku trochę obcy i odstawiony na boczny tor. Przystosowanie do nowego miejsca, nowego środowiska i nowych zajęć zajęło mu trochę czasu. Ale wiele się zaczęło zmieniać, kiedy zapoznał Adama i innych nowych kolegów, z których kilku okazało się być również dawnymi komandosami. Nowe znajomości przyniosły mu wiele korzyści. Podciągnął się między innymi w sztukach walki na indywidualnych lekcjach, nadrobił braki w przygotowaniu informatycznym oraz stopniowo poznawał aktualną sytuację polityczno-towarzyską sfer wyższych i niższych w swoim dawnym miejscu zamieszkania.
Kapitan Alan Mleczko, młody kawaler o aparycji Alaina Delona był, można powiedzieć, wręcz rozchwytywany przez zdecydowaną większość napotkanych na swojej drodze kobiet. Alan, a naprawdę Adam, miał tę cechę, że będąc świadomym swojej wizualnej przewagi nad innymi facetami, w sposób bezwzględny przymilał się do wszystkich bez wyjątku niewiast, które spotykał. Niektóre się temu poddawały, inne reagowały na niego alergicznie, a zdarzały się i takie, które tylko udawały brak zainteresowania, zależnie od stanu ducha i aktualnego stanu cywilnego. W oczach większości kobiet nie był typem oczytanego okularnika, tylko raczej bawidamka i lekkoducha. Na Bolesławie także z początku wywarł mylne, jak się potem okazało, wrażenie, że był sposobny tylko do flirtu, ale już absolutnie nie do czegoś poważnego.
Znajomość z Adamem vel. Alanem Mleczką wbrew pozorom okazała się Bolesławowi niezmiernie przydatna, kiedy skontaktowała się z nim Julia i zaproponowała mu odgrzebanie starej, niemal już przez niego zapomnianej, dramatycznej historii sprzed prawie trzydziestu lat i odszukanie zakopanej skrzynki w celu sprawdzenia jej tajemniczej zawartości. To, że zapoznał się z Adamem i nawet, można powiedzieć, po koleżeńsku się polubili, pozwoliło bowiem Bolesławowi uzyskać dostęp do starych, nieco przykurzonych, zarówno poniemieckich jak i bardziej aktualnych polskich map terenów wokół bolesławieckiej jednostki wojskowej. Adam był bowiem szefem archiwum oraz dwóch pracujących tam archiwistek.
Bolesław dał się Julii namówić do współpracy i do przejrzenia czeluści wojskowych archiwów wiedziony nie tylko chęcią poznania finału nierozwiązanej wówczas tragicznej w skutkach przygody ze zwiedzaniem podziemi danego Waldschloss, zakończonej strzelaniną i zakopaniem podejrzanej, świśniętej przez świrniętą Julkę skrzynki. Był także bardzo ciekawy zachowania swojej byłej sympatii po tylu latach od rozdzielenia. Chciał poddać się losowi i był niezmiernie ciekawy, co też mu fortuna przyniesie tym razem.
Mimo upływu czasu i rozmywania się wspomnień, przez całe lata tkwiło wewnątrz Bolesława przeczucie, że wtedy, w czerwcu 1990 roku, przeoczyli z Julią coś ważnego. A teraz w udostępnionym mu po znajomości archiwum miał nadzieję znaleźć wskazówki, które pozwoliłyby mu odkryć związek pomiędzy spenetrowanymi przez nich podziemiami przy dawnych basenach wojskowych, a wywożonymi wtedy przez radzieckie wojsko niemieckimi skrzyniami. Zwłaszcza z tą jedną, którą udało się Julii wyrzucić z ciężarówki, zanim sama została postrzelona przez któregoś z żołnierzy.
Przeglądając i analizując stare, dokładne, w tym także i poniemieckie mapy, wierzył, że jeżeli tylko odpowiednio długo i głęboko pogrzebie w tych papierach, to natrafi w końcu na jakieś ważne tropy, które doprowadzą do odkrycia przeznaczenia niezbadanej wówczas odnogi tunelu. Natrafił. Na jednej z map zostały naniesione podziemne instalacje, które łączyły istniejący wtedy rekreacyjny zbiornik wodny i należące jeszcze w tamtym czasie do Wojska Polskiego budynki magazynów, obecnie ogrodzone i znajdujące się w rękach prywatnych.
Dlatego zgodził się spotkać w czwartek z Julią przy Złotym Potoku, aby wskazać miejsce zakopania ukradzionej Rosjanom skrzynki i pojeździć rekreacyjnie z georadarem po lesie. Tysiąc razy by się nad tym poważnie zastanowił, gdyby tylko wiedział, że tym razem to on niemal straci życie przez te ich wariackie pomysły i przez wygadanego złodzieja o lekko wschodnim akcencie…
Bolesław postanowił, że koniecznie musi opowiedzieć Julii o wydarzeniach w garażu, o ukrytym w walizce sześcianie i ostrzec ją o potencjalnym niebezpieczeństwie, gdyby bandyta uparł się jednak wejść w posiadanie zawartości ukradzionej z pewnością przez niego z sejfu pustej skrzynki. Musiał to zrobić jeszcze zanim przyjdzie Policja i wydusi z niego wszystko, co wie na ten temat. Przecież będą go musieli bardzo szczegółowo przesłuchać, kiedy tylko dowiedzą się, że odzyskał świadomość. Z drugiej strony może lepiej powiedzieć wszystko Policji, a Julię utrzymywać w niewiedzy? Może dadzą jej wtedy jakąś ochronę? Najważniejsze będzie bezpieczeństwo Julii.
- Jest poniedziałek, a Ty jeszcze nie w pracy, Adaś? – spytał prowokacyjnie Bolek. Wiedział, że w przeciwieństwie do kobiet, Adam do obowiązków w pracy podchodzi bardzo poważnie.
- Aj, co mi tam. Czego się nie robi dla kumpla. Dowiedziałem się, że wróciłeś do żywych, to wpadłem się przywitać po drodze do roboty. Jak się czujesz, drogi przyjacielu? – Alan nie czekając na odpowiedź, zbliżył się do wezgłowia łóżka. – A po co ci ta opaska, Bolek? Lepiej ci się w niej śpi na tych wywczasach, czy nie możesz już patrzyć na kobitki? – tu Alan zniżył głos do szeptu. – Muszę ci powiedzieć w tajemnicy, że masz tutaj cały przekrój babeczek w uniformach do swojej wyłącznej dyspozycji. Ino pozazdrościć, szczęściarzu! Chyba też się dam postrzelić, sam nie wiem.
- Daj spokój, nie widzisz, że ja bardzo chory jestem? Współczuć mi trzeba, a nie zazdrościć. – odrzekł Bolesław. – A ta opaska to dlatego, że ponoć światło na razie mi szkodzi.
- W razie gdybyś jednak oślepł i potrzebował psa przewodnika, to pamiętaj, że niedługo moja sunia będzie się szczenić. – Bolesław nie wiedział, czy Adam mówił na poważnie, czy po prostu tryskał jak zwykle czarnym humorem. – Zatrzymam jednego faflaka dla ciebie, na wszelki wypadek. A w jednostce zrobimy ściepę na białą laskę dla kombatanta.
- Adam, boksery się na przewodników nie nadają – odparował ze śmiechem Bolesław. – Chyba, że chcesz żeby mnie wciągnął pod pociąg, kiedy tylko kota zobaczy.
- Wiem, wiem. Znam i kocham te bestie. Koty to jedno. Ale dla mojej Kory tylko piłeczka się liczy. I to, jak daleko jesteś w stanie tą piłeczką rzucić – stwierdził Alan. – Ciekawe, czy się zmieni i uspokoi, kiedy urodzi wreszcie te szczeniaki. Jeszcze jakiś tydzień, może dwa i zostanę ojcem. Ha ha ha – zaśmiał się kolega Bolka.
- Przestań, Adam, bo mnie trzewia bolą, jak się śmieję. Podobno coś mi tam połatali i muszę się oszczędzać.
- Dobra, przyjacielu. Czas goni, więc będę leciał – Alan klepnął Bolka po przedramieniu. – Potrzebujesz może czegoś? Daj tylko znać, to ci podrzucę – znów ściszył głos. – Może jakieś fajki, marihuanę leczniczą albo chociaż małpeczkę?
- Wiesz co, Adam? Idź ty już sobie, bo mi się zaraz pogorszy, a nie chcę żebyś musiał na mnie siadać i robić mi usta-usta – Bolesław postanowił przejść do słownego kontrataku. – Chociaż jestem przekonany, że by ci się to spodobało. Siostry mówią, że nieźle całuję!
- Ajajaj, jaki całuśny Casanova. Myślałby kto. Tylkoś w gębie taki mocarny. Wiem przecież, że nie masz żadnej laski na stałe. Z tą białą laską to chyba naprawdę niezły pomysł, żebyś miał jakąkolwiek i nie był więcej samotny… I więcej w życiu nie błądził – Alan nie mógł pozostać Bolesławowi dłużny i musiał mieć ostatnie zdanie. Skierował się do wyjścia. Stanął na chwilę w progu i odwrócił się w kierunku leżącego na łóżku Bolesława, który nadal trząsł się i próbował opanować śmiech.
– Jeszcze jedno, zanim uronisz za mną pożegnalną łzę, Bolek. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, abym się spotykał z twoją siostrą? – i wyszedł zostawiając zdziwionego pytaniem Bolesława samego bez dalszych wyjaśnień.
A wyjaśnienia jak najbardziej się Bolesławowi należały. Miał wrażenie, że się przesłyszał.
Adam chce się spotykać z pielęgniarką i prosi go o pozwolenie? Ależ bardzo proszę, nie ma problemu! Spotykaj się, ile chcesz, Romeo! Ciekawe, którą to z sióstr postanowił omotać swoją wyszukaną gadką?
Oj my chyba wiemy. o jakiej siostrze mowa... A co na to sama zainteresowana? Czy ona będzie mieć coś przeciwko? Czy Bolesław odzyska wzrok i powróci do sił wystarczająco szybko, by ostrzec Julię?
Czekamy na Wasze pomysły i opinie, pozostając w głębokim zachwycie dla Waszej wyobraźni, Drodzy Czytelnicy!
Kolejny odcinek już w środę w godzinach popołudniowych!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).