~~Ciemnofioletowy Przebiśnieg niezalogowany
17 maja 2021r. o 18:01
Kto pierwszy na balkon, by zaklaskać?!
Czas usunąć ten kiczowaty mural.
„Dzień dobry Panie Janie, oto moja osobista tragedia...
Trzy lata temu mój tato przeszedł rozległy udar z wylewem do komór. W grudniu ubiegłego roku tacie zaczęła puchnąć stopa lewej nogi. Z trudem dostaliśmy się do lekarza pierwszego kontaktu, nie wiedział co mu jest, tato otrzymał antybiotyki. Po nich jednak nic się nie zmieniło, a noga puchła jeszcze bardziej, aż zaczęły powstawać rany.
Kolejne skierowania do dermatologa i chirurga. W końcu zlecono pobranie krwi i moczu, rezultat - miażdżyca. Na kolejne wizyty oczekiwanie, w międzyczasie wzywaliśmy pogotowie, bo tata gorączkował. Ale nie chciano go zabrać do szpitala, dopiero 4 lutego otrzymał skierowanie do Buska-Zdroju.
Zawiozłam go osobiście, był tam do 18 lutego, dzwoniłam do lekarzy codziennie, tata bardzo cierpiał z bólu, a oni cały czas twierdzili, że robią mu badania. W końcu powiedzieli, że muszą go przewieźć do Końskich na chirurgię naczyniową, ale 18 lutego zadzwonili, że mamy zabrać go do domu na przepustkę. Przywieziono go do domu karetką. Kiedy wyjeżdżał do szpitala noga była spuchnięta, z bańkami wypełnionymi cieczą, a gdy go przywieziono palce stopy były czarne, a prawa noga spuchnięta.
Tata przyjechał zarośnięty, brudny. Leki, które mu wypisano, nie pomagały, spał z bólu na siedząco. Maszynką do włosów goliłam mu brodę. Okazało się, że ma siniaki na lewym policzku i ręce. Mówił, że rzucano nim jak workiem. Kiedy do niego dzwoniłam w trakcie pobytu, bardzo się żalił i chciał żebym go stamtąd zabrała.
Taty przepustka trwała do piątku, w piątek karetka zabrała go ponownie do Buska, a w poniedziałek został przewieziony do Końskich. Kiedy wrócił do szpitala pojechałam tam, by porozmawiać z dyrektorem. Pytałam go dlaczego to tyle trwa, dlaczego tata ma siniaki, dlaczego wypisano go w takim stanie do domu, zamiast szybko reagować. Zostałam wyrzucona z gabinetu.
Na Facebooku zamieściłam po tym spotkaniu zdjęcia i komentarz, a dyrektor szpitala zaczął mnie straszyć sądem. Kazano także podpisać tacie oświadczenie, że spadł z łóżka i udzielono mu pomocy, stąd te niby siniaki. Ale gdy pytałam dyrektora to twierdził, że robiono mu zastrzyki w tym miejscu. Tylko że ta ręka była niewładna po udarze na co zwróciłam uwagę. Moje pytania były chyba za trudne i dlatego zostałam wyrzucona.
W poniedziałek tata został przewieziony do Końskich, tam przeszedł 2 operacje przetkania i udrożnienia żył. Niestety nie przyniosły one efektu, stwierdzono, że noga musi być amputowana.
W międzyczasie tata miał zrobiony test na covid, bo leżał z pacjentem z objawami. Test wyszedł dodatni, a tatę przewieziono do Starachowic, bo tam były oddziały covid. Tata leżał tam do 19 marca, gdy przyszła informacja o jego śmierci. Mieliśmy tylko kontakt telefoniczny, nikt nie chciał nas wpuścić. Ostatnia rozmowa z tatą miała miejsce 15 marca, potem rozmawialiśmy już tylko z lekarzami. Wiedzieliśmy, że stan jest poważny, tata nie wyrażał zgody na amputację, był już wykończony chorobą. Covid miał bezobjawowy. Zmarł z powodu zakażenia organizmu, ale oczywiście jako przyczynę zgonu wpisano covid.
Nie pozwolono nam się z nim pożegnać w prosektorium. I może to co teraz napiszę jest nie do uwierzenia, ale tydzień przed jego śmiercią miałam sen, gdzie tato zmarł ubierałam, go do trumny i miał otwarte oczy. ... Załatwiłam znajomego, który ma zakład pogrzebowy, poprosiłam żeby po tatę pojechali dzień po jego śmierci i zanim zabiorą go do prosektorium w zakładzie, niech na godzinę przywiozą trumnę do domu, abyśmy mogli zmówić modlitwy i spełnić jego wolę wyprowadzenia z domu. Gdy go przywieźli otworzyliśmy trumnę.
Tata był w dwóch workach. To, co zobaczyliśmy, w jaki sposób został tam wrzucony... Z większym szacunkiem traktuje się zwierzęta. Zmarł w pozycji bocznej zgięty z podwiniętymi nogami. W buzi miał napchany bandaż i założoną na to maseczkę. Wciąż miał wenflon, pampersa z zawartością oraz cewnik z napełnionym workiem. I otwarte oczy. Proszę mi wierzyć, w życiu nie spodziewałam się, że tak traktuje się ludzi zmarłych przez covid.
Umyliśmy tatę, ubraliśmy, zamknęliśmy mu oczy i buzię. Złożyliśmy mu ręce, wyprostowalismy nogi i włożyliśmy ciało do jednego worka, a drugi razem z rzeczami ze szpitala spaliliśmy. Nikt z nas nie zachorował na covid, ja miałam wcześniej w pracy chore koleżanki i też nie zachorowałam. Więc po tym wszystkim uważam, że nie wszyscy chorują i muszą chorować. A znieczulica i bestialstwo, sposób w jaki traktuje się ludzi przez wszelkie propagandy, przyniesie efekty, ale w postaci jeszcze większej znieczulicy społecznej.”