Był rok 1946, gdy w powiecie bolesławieckim trwała bezprecedensowa wymiana ludności. Wysiedlani byli Niemcy, a na ich miejsce z całego świata przybywali polscy osadnicy. Powszechna była obawa przed bandyckimi napadami czerwonoarmistów, krążyły też słuchy o rzekomych niemieckich partyzantach, napadających na Polaków. Panował nieopisany chaos, nad którym z trudem usiłowały zapanować tworzące się polskie urzędy.
Mało kto zwracał wtedy uwagę na pustoszejący kościół ewangelicki w Starych Jaroszowicach. Pochodząca z XIX wieku masywna świątynia tuż po wojnie gościła jeszcze wiernych w swych murach, jednak ewangelików ubywało, a katolicy ostatecznie zdecydowali się na wykorzystywanie sąsiedniego, mniejszego kościoła. W trwającym zamęcie mało kto zwracał uwagę na zagadkowe skrzynie, które stały w zakrystii.
O pięciu skrzyniach najwięcej wiedział ostatni niemiecki wikariusz w Starych Jaroszowicach, Johannes Heiber. Jak sam wspominał po latach na łamach gazety Bunzlauer Heimat-Zeitung, skrzynie w pierwszych dniach lutego 1945 roku przywiozła do niego grupa niemieckich żandarmów z Bolesławca. Miały się w nich znajdować najcenniejsze dokumenty z archiwów miasta Bolesławca oraz powiatu bolesławieckiego, które należało zabezpieczyć na wypadek wkroczenia Sowietów do Bolesławca. Według relacji Heibera władze powiatowe uznały, że położone na uboczu Stare Jaroszowice będą bezpiecznym miejscem przechowania najcenniejszych dokumentów. Podobno pierwotnie rozważano zorganizowanie skrytki w masywnych piwnicach byłego klasztoru w Nowogrodźcu, jednak wykluczyło to przeznaczenie tych piwnic na schrony.
Heiber wspominał, że po wejściu Sowietów do wsi grupa czerwonoarmistów weszła do kościoła i zainteresowała się skrzyniami, jednak usłyszawszy, że skryte są w nich tylko dokumenty parafialne, Sowieci odeszli. Okupantów interesowały przede wszystkim dokumenty policyjne, wojskowe i partyjne, pozwalające odkryć tajemnice niemieckiej armii lub personalia członków NSDAP czy funkcjonariuszy SS.
Zupełnie inaczej do sprawy podeszli Polacy. Gdy trwało już wysiedlanie Niemców, pastor Heiber usiłował ukryć skrzynie w przygotowanej uprzednio skrytce. Planował wykopać kilka głębokich dołów na cmentarzu i w nich umieścić skrzynie, jednak gdy zaczął pytać we wsi, kto mógłby mu pomóc wykopać rzekome groby, sprawa doszła do uszu konfidenta Urzędu Bezpieczeństwa. Jeszcze tego samego dnia z Bolesławca przyjechali ubecy, aby sprawdzić, dlaczego pastor chce wykopać nadliczbowe groby. Funkcjonariusze natychmiast zabrali mu skrzynie i wywieźli je do miasta.
Ostatnim śladem po cennych skrzyniach jest dokument z 21 lipca 1946 roku, sygnowany przez pierwszego powojennego starostę bolesławieckiego, Karola Bieniaszka. Powiadomiony o istnieniu skrzyń z cennymi dokumentami starosta zwrócił się do powiatowego komendanta UB z prośbą o ich przekazanie do Starostwa. Bieniaszek liczył, że wśród dokumentów znajdą się akta katastralne oraz budowlane, mogące być cenną pomocą podczas odbudowy regionu. Niestety, nie wiadomo, czy w ogóle otrzymał jakąkolwiek odpowiedź.
Dalszy los skrzyń ze Starych Jaroszowic pozostaje nieznany.
__________________________________________________________
Dzisiejszy "Okruszek Historii", jest primaaprilisowym żartem, ale podobne historie faktycznie miały miejsce. Podczas wojny skrytka na 280 000 bezcennych ksiąg znajdowała się w kościele ewangelickim w Gościszowie, jednak podczas walk z sowietami niemieckie lotnictwo omyłkowo zbombardowało to miejsce. Tuż po wojnie w ratuszu w Nowogrodźcu ulokowano cenną bibliotekę dawnego seminarium kaznodziejskiego, które do 1938 roku mieściło się w dawnym nowogrodzieckim klasztorze. Jej dalsze losy pozostają nieznane. Z kolei w latach 90tych na wieży kościoła katolickiego w Ocicach odnaleziono skrytkę z dużą ilością przedwojennych dokumentów, związanych z tą wioską - dziś skarb ten można zobaczyć w bolesławieckim Archiwum Państwowym.
Nieznane są też losy przedwojennych archiwów miasta Bolesławca i powiatu bolesławieckiego, zaginionych w 1945 roku. Po archiwum miejskim zachowały się 22 jednostki archiwalne (dla porównania, przedwojenne archiwum Lwówka Śląskiego liczy ich sobie 3736), a po powiatowym została tylko jedna teczka - dokumenty te można zobaczyć w Archiwum Państwowym we Wrocławiu Oddziale w Bolesławcu. Zaginęły też wszystkie archiwa wiejskie (do dziś odnaleziono tylko ocickie) z naszego powiatu, nie ma też śladu po archiwum miejskim Nowogrodźca. Te zaginione archiwalia to dziś święty Graal każdego badacza historii naszego regionu.
Prawdziwymi postaciami są Johannes Heiber oraz Karol Bieniaszek.
~~pinochet napisał(a): Co trzeba mieć w głowie,by w tym artykule nazwać bandytami tych(Rosjan), którzy sprawili,że Polacy jeszcze istnieją,jeszcze mają swoje panstwo,a tych którzy chcieli nas unicestwić ,tak po prostu partyzantami?
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).