Motto: Kto się za ten wiersz obraża
ten się sam za gówniarza uważa.
Przeglądam w myśli wszystkich mych przyjaciół twarze
I myślę sobie, och, psiakrew! czyż wszyscy są gówniarze?
Ach, nie! Jest kilku wiernych, z tymi pojechałbym nawet do Kielc.
A reszta? Ach, reszta, to jest gówno, proszę pani, wprost na szmelc.
Pytacie mnie, czemu do Kielc, a nie do Afryki lub na Borneo?
O, tam łatwiej przyjacielem być wśród tropikalnych puszcz,
Niż gdy za ścianą woła ktoś: puszcz mnie pan, ach, puszcz.
A pluskwy, ach, nietropikalne, mnożą się jak w aparacie tym "Roneo".
O, tak w ohydnej wszawości małego miastka,
Gdy metafizyk głąb wypiera dowolna wprost namiastka,
A miłość dają tylko, ach, nieszczęsne prostetuty
(Bo krzywych zbrakło już),
A syf i tryper biegną w krok tuż, tuż,
Gdzie zwykła dorożkarska buda zastąpi wszelkie narkotyki świata,
I gdzie jedyne piękno jest: na zgniłych domkach jakaś, proszę pani,
wieczorna, ta tak zwana, ach, poświata,
I to wszystko na tle zupełnej nędzy
W smrodzie u jakiejś gospodyni potwornej wprost jędzy,
W ciągłej niepogodzie, co lepsza jest od słońca,
Bo wtedy wszystko zda się bliskim już, ach, końca -
Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy.
A może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe
I niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę...
W każdym razie tam przyjacielem być i w tych warunkach
Trudniej jest niż w afrykańskich najpiekielniejszych choćby
wprost stosunkach.
Gdy człowiek gębą ...,
A tyłkiem podpatruje obroty gwiazd i mgławic dalekich spirale,
Gdy muzyczka skądiś gra,
A on gdzieś przy powale wydusza miliony pluskwich gniazd,
Gdy beznadziejność dusi jak ohyda i śmierdząca zmora,
Gdy człowiek sobie siebie widzi jako cuchnącego własnym
sosem, ach, potwora -
Może to wszystko przejdzie, ach, a może nie,
W każdym razie to jest wszystko bardzo fe.
A do tego napisanie nie krwią, a gównem, bardzo źle.
Ja nie chę tego, nie, nie, nie!
I nie chcę, podąd mam już ich,
Przyjaciół mych, gówniarzy tych.
Wolę bydło wprost, koty, nie mówiąc o psach,
Robaki, pluskwy, jakieś automaty,
Nawet takie, jak na stacjach, choć bez twarzy,
Co nie mają ni mamy ni taty,
Bo wiem, że kot nie skłamie miaucząc,
A pies swym szczekaniem,
Że krowa mi nie siknie witriolejem w pysk, tylko mlekiem,
Że pluskwa... ale szkoda gadać, proszę pani,
Że świat się roi od drani.
Że gdy, na przykład, w automat włożę groszy pięć,
To wyjdzie mi na pewno czekoladka,
A nie kłamliwa mowa, brechnia obłudna i już zybt wprost nader hadka
W swym śliskim kłamstwie,
W zaczajonej za nim złośliwości, chęci krzywdy
I zlekceważenia, ach, i zwykłym chamstwie.
Automat nie będzie obśliniać mnie i dusić aż do bólu rąk mych z
czułości,
A potem za plecami, albo i przed, to wolę nawet już, robić małych
obrzydliwości,
W imię jakiś urojonych zalet i cnót
Czekając na swego wniebowzięcia już za życia cud -
Bo on jest taki dobry, ach, i doskonały,
Że nie wiadomo już, czy nawet on oddaje kały...
Może on nie ... i nie robi pipi,
Taki, ścierwo, doskonały jest,
Że w samo piękno zamienia się jego najpospolitszy gest:
Jakieś dłubnięcie w nosie,
Czy umazanie ręki w jakimś własnym sosie,
Co lepszy jest od majonezu,
Gdy organ, co go wydaje, piękniejszy od świątyni Diany jest
z Efezu...
I tak nie znoszę w ogóle obłudnych gówniarzy,
Ale gdy mymi przyjaciółmi jeszcze śmieli być
I potem się zdemaskowali
- Tym gorzej, jeśli się w gówniarstwie swym tak długo dekowali -
To taki mnie porywa wstyd, że mi jest z tym wprost nie do twarzy!
Precz ode mnie, gatunku wraży!
Niech mi się nie śmie żaden z was nawet śnić,
Bo będę pluć jak Arab i bić!
Niech mi się o nim nigdy więcej najlżej nawet nie zamarzy,
Bo wszystkich razem w kupie
Zwalę czym popadło - dla ekonomii - po olbrzymiej wspólnej dupie.
Nie autor posta, tylko Artysta - Witkacy!
Zastosowana autokorekta
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Ten las, ten ogród, ten dom,
te porosłe cząbrem manowce
– to nie są wiersze dla was,
to nie są wiersze dla obcych.
Stoją tu w czcionkach zaklęte,
grządkami na stronicach,
ale ten, kto żywcem spamiętał,
tylko ten się może zachwycać.
Mówi do mnie dzień mój powszedni,
mówi noc od dnia samotniejsza:
„O czym bajesz! Co to znów za jedni?
Jakże krąg twoich widzeń się zmniejsza!”
Krąży koło mnie zjawa,
coś jak kocur o szarej sierści,
coraz węższy mój widnokrąg się stawa,
coraz zaciska się pierścień.
I mruczy, i skuczy, i łapami powłóczy,
śmieje się twarzą zawiędłą,
a gdy taniec ustanie, szepce w ucho pytanie:
„No i cóż ci się znowu uprzędło?”
Więc przędą się brzozy szumiące
i miedze ubożuchne,
a zjawisko tuż, blisko, usta wąskie zaciska
i skrzeczy: „Próchno… Próchno…”
Takim jadem mi drogę mości,
tak szydzi – aż nie mam siły
i aż wszystkie tam te piękności
na pomoc mi wstają z mogiły.
I tka się dywan ogromny,
przedziwny, acz zbladły gobelin:
to, co sczezło, i to, co przytomne,
powstaje i ściele się, ściele.
Studnie i bagna, i jezior toń nagła,
lniane dzieweczki i w płótniankach chłopcy…
Lecz cokolwiek się stworzy – tytuł trzeba położyć:
„Dla swoich – nie dla obcych.”
alter napisał(a): Witkacy - "Do przyjaciół gówniarzy" / Niezwykle aktualny tekst :)
magnum44 napisał(a): To i ja coś zapodam SIW
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Do Przyjaciół Gówniarzy
Nie autor posta, tylko Artysta - Witkacy!
To dlatego wolałem podać linkę youtube :)
Dopisane 02.02.2015r. o godz. 13:41:
Witkacy - Utwory Piurblagistów - BUBUJA (A LA STERN)
Bubuja abuja.
Buhaja kabuja.
Kabyla kabyl buja.
Kabylska, bestialska szuja
Kukuja zakuka jak wuja.
Bambulę bubuja buja
Może zabuja, a może odbuja.
Haruje kabyl nad balią,
Haruje szuler nad talią,
Szoruje szleję kabyla,
Co buja córkę Tamila.
Tamizą tętni Tamil.
Król Jerzy w Londynie śni,
Bębnią bubuje we krwi,
Kamillę gładzi Kamil.
Witkacy - Utwory Piurblagistów - Do Panny Mary***
Arktyczny szantaż spalił gejzery
Mych białych kłów.
Tańczcie włochate, mdłe bajadery
W krawędziach snów.
Teraz was trzymam za wściekłe rajery
Gdy wschodzi nów,
Zwisa się w kanał synów magiery
Rząd rudych łbów.
Rozpraszam trefle o piki i kiery,
Karo mam znów,
Ukój gangliony najsroższa MAry
Wśród ściętych głów.
Choć pić zawrotne włoskie likiery
W assamblach sów,
Niechaj z zazdrości zbledną hetery
I Palfy Gróf.
Gdy na twą drogę się kładzie cień
A strach zagląda Ci w twarz
Noc się ciemna zmieni w dzień
Kiedy kumpla obok masz
Bać się we trójkę jest trochę lżej
Na każdy strach siły dość
Gdy nic nie masz, kumpla miej
Kumpel to duże „COŚ”
Więc o
Swych przyjaciół dbaj
Bo sęk jest w tym
Gdy chcesz
Coś dostać najpierw daj
Daj serce im
Czyś w interesie, czyś w lesie dziad
Czy dobrze idzie, czy źle
To pamiętaj, że ten świat
Na twych kumplach wspiera się
Więc o...
A więc o
Swych przyjaciół dbaj
Bo sęk jest w tym
Właśnie w tym
Chcesz dostać
Najpierw daj
Serce daj
Serce im
A więc serce
A więc o...
Bać się we trójkę jest trochę lżej
Gdy strach zagląda Ci w twarz
Więc zajączku bój się mniej
Kiedy kumpla obok masz
;)
LAMPARTY ZNAD WISŁY
To, że rączka myje rączkę
Proste jak ten kij
Że sumienie miewa śpiączkę
Choć się w piersi bij
Nie wiadomo, co się stało
Może w nocy balowało
Śpij, słonko, śpij
Bywa w naszych okolicach
Że co jakiś czas
Straszna mózgów ołowica
Upośledza nas
Ale nikt nie ujmie racji
Geniuszowi kombinacji
W nim cały blask
Nie dołem, to górą
Nie drzwiami, to dziurą
I kwitną pomysły
Lampartów znad Wisły
Gdy w biznesie chce mieć udział
Niekoniecznie łgarz
To z Temidą pije brudzia
Niechaj pełni straż
Bo paragraf jest jak żona
To nasz Oksford i Sorbona
To wspólnik nasz
I na czwartym biegu gnamy
W tę świetlaną dal
Trup się ściele tuż za nami
Ale głupim żal
Cel uświęca środki wszakże
Kiedy w dychę trafisz szwagrze
To cel i pal
Nie dołem, to górą
Nie drzwiami, to dziurą
I kwitną pomysły
Lampartów znad Wisły
Gdy śmierć po nas wytrze kosę
Złość zaczyna wrzeć
Czemu zamknął nam przed nosem
Bramę nieba cieć
Spokój, bracia, przeczekamy
A gdy cieć odejdzie z bramy
No – móc to chcieć
Nie dołem, to górą
Nie drzwiami, to dziurą
I kwitną pomysły
Lampartów znad Wisły
:)
Prócz kłębka piór
I paru bzdur
Nie mamy prawie nic
A przecież w nas
I śmiech i blask
Że aż naziemny widz
Zazdrości nam, bo wszak
Ptak, choć mu klepki brak
I żyje byle jak
To wolny jest jak ptak!
Prócz kłębka piór
I paru bzdur
Nie chcemy więcej mieć
Więc nosi drób
Wysoki dziób
Bo ptak, nie byle cieć!
Ani nie żaden wrak
I choć mu klepki brak
I żyje byle jak
To wolny jest jak ptak!!
W tym świecie byle jakim
Wolne są tylko ptaki
Na niebie „V” to znak
Że to jest wolny ptak!!
Co jakiś czas
Do naszych gniazd
Lecimy poprzez świat
Bo w to nam graj
Gdy z naszych jaj
Rodzi się wolny brat
Choć jeszcze śpi na wznak
(No bo mu klepki brak)
I żyje byle jak
Już wolny jest jak ptak!
Bywa, że głód
I bywa chłód
Aż w oku wzbiera łza
Lecz wtedy drób
Nastroszy czub
Bo drób swój honor ma!
Bo ptak nie żaden wrak
I choć mu klepki brak
I żyje byle jak
To wolny jest jak ptak!
Nie najlepiej urządził sobie życie niejaki Eric Blair
na wszystkich zdjęciach twarz jego niecodziennie smutna.
Lichy uczeń Eton - Oxford - potem s1użba w koloniach
gdzie zmniejszył liczbę słoni o jednego słonia.
Asystował przy wieszaniu niesfornych Birmańczyków
opisał to dokładnie. Potem wojna w Hiszpanii w szeregach anarchów,
Jest takie zdjęcie: bojowcy przed barakiem Lenina
w głębi obrazu on - nadmiernie wysoki i całkiem samotny.
Nie ma niestety jego fotografii z okresu studiów nad nędza
W Paryżu i Londynie. Luka przez którą można się czegoś domyśleć.
A wreszcie późna sława ba nawet zamożność:
widzimy go z psem i wnukiem. Dwie jego ładne żony
dom wiejski w Banhil gdzie leży pod kamieniem.
Ani jednego zdjęcia z wakacji - tenisówki jacht w słońcu
nawoływania zabawy. Dobrze. Na szczęście nie ma jego fotografii
ze szpitala. Lóżko. Biała flaga ręcznika
przy krwawiących ustach. On jednak nigdy się nie podda.
I idzie jak wahadło cierpliwy cierpiący
na pewne spotkanie.
Dopisane 03.02.2015r. o godz. 22:44:
Zbigniew Herbert
Apollo i Marsjasz
właściwy pojedynek Apollona
z Marsjaszem
(słuch absolutny
kontra ogromna skala)
odbywa się pod wieczór
gdy jak już wiemy
sędziowie
przyznali zwycięstwo bogu
mocno przywiązany do drzewa
dokładnie odarty ze skóry
Marsjasz
krzyczy
zanim krzyk jego dojdzie
do jego wysokich uszu
wypoczywa w cieniu tego krzyku
wstrząsany dreszczem obrzydzenia
Apollo czyści swój instrument
tylko z pozoru
głos Marsjasza
jest monotonny
i składa się z jednej samogłoski
A
w istocie
opowiada
Marsjasz
nieprzebrane bogactwo
swego ciała
łyse góry wątroby
pokarmów białe wąwozy
szumiące lasy płuc
słodkie pagórki mięśni
stawy żółć krew i dreszcze
zimowy wiatr kości
nad solą pamięci
wstrząsany dreszczem obrzydzenia
Apollo czyści swój instrument
teraz do chóru
przyłącza się stos pacierzowy Marsjasza
w zasadzie to samo A
tylko głębsze z dodatkiem rdzy
to już jest ponad wytrzymałość
boga o nerwach z tworzyw sztucznych
żwirową aleją
wysadzaną bukszpanem
odchodzi zwycięzca
zastanawiając się
czy z wycia Marsjasza
nie powstanie z czasem
nowa gałąź
sztuki - powiedzmy - konkretnej
nagle
pod nogi upada mu
skamieniały słowik
odwraca głowę
i widzi
że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz
jest siwe
Między wiarą a niewiarą
/ Fragment listu Fiodora Dostojewskiego do Natalii Fonwizinej /.
Jestem dziecięciem wieku, dziecięciem niewiary i zwątpienia
po dziś dzień, a nawet (wiem o tym) do grobowej deski.
Ileż strasznych mąk kosztowało mnie i kosztuje mnie teraz
owo pragnienie wiary,
które jest tym silniejsze w duszy mojej ,
im więcej jest we mnie powodów przeciwnych.
Jednakże Bóg zsyła mi niekiedy chwile,
w których jestem
absolutnie spokojny. W owych chwilach kocham ludzi
i dochodzę do wniosku, że inni mnie kochają.
W takich chwilach ukształtowałem sobie symbol wiary,
w którym wszystko jest dla mnie jasne i święte.
Ów symbol jest bardzo prosty, oto on : wierzyć,
że nie ma nic piękniejszego, głębszego,
sympatyczniejszego,
rozumniejszego, odważniejszego i doskonalszego
od Chrystusa
i z żarliwą miłością powiadać sobie, że nie tylko nie ma,
lecz nie może być. Więcej, gdyby ktoś mi udowodnił,
że Chrystus jest poza prawdą, i rzeczywiście byłoby tak,
że prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym pozostać
z Chrystusem niż z prawdą.
Ignacy Tański
Czy z wdzięczności poruszenia,
Za pamięć mego imienia,
Czy to skutek grzecznych wierszy,
Że Apollo ten raz pierwszy,
Duchem mię swoim ożywia,
Aż się Helikon cały zadziwia.
Poetyckiej pełna weny,
Radabym więc wielkość ceny,
Na przymioty rozlać twoje,
Ale skromności obrazić się boję,
Przeto wstrzymuję zapęd czułej ręki,
Winne tylko niosę dzięki,
Życząc byś żył tak szczęśliwy,
Jakeś pisarz osobliwy.
Orwell to drań
Maciej K. Dąbrowski
Od niepamiętnych czasów
myśl prawych ludzi rani
podział na biednych głodnych
i na spasionych drani.
Głodny nikłe ma szanse
mówić o niewywczasach
z draniem, który go okradł
i po salonach hasa.
Drania stać na prawnika.
Drań na fortunie leży.
Kto powie, że ją ukradł?
Że mu się nie należy?
Od lat na draństwo patrząc -
my już tę jasność mamy.
Wznosi łeb "drani klasa".
Nasza! Ilu ich znamy?.
Trudno zliczyć... Gdy dodać
pociotków i kuzynki
- drańska powstaje chlewnia.
Przeróżnej maści świnki,
przy korycie się kłębiąc -
brudzą... lecz każda czysta...
bo chlew zamiata Orwell,
- od wizji specjalista.
Na świniach on się poznał
w „osiemdziesiątym czwartym”
jak nikt. Od tego czasu
chlew nie jest u nas żartem.
Pięknieją świnki w oczach,
pląsają w kontredansach
i wdzięczą do idiotów,
bo oni - świnek szansą.
Nieważna ma być przeszłość
bo po cóż komu brudy?
Idiota ma mieć pewność
- najpiękniej u paskudy!
Dziś piękny i niewinny,
kto zdradzał, psuł i motał
- gdy chce znów do koryta
i do swojego błota...
Idiocie to wystarczy,
że drań obieca cuda...
Wybierzcie - kogo chcecie!???
Jak piękna jest obłuda... !
Zamiast rozliczyć przeszłość
- drań nas przyszłością mami.
Czy wiecie choć, jak często
Orwell przebywa z nami?!
Znów mamy mieć to samo,
bo ktoś lansuje drania
za to, że chlew rozkwita ???
Ze złem skrada się siła
władza
urzędowe twarze
z dobrem przychodzi serce
choćby najmniejsze
jamnik
z każdą nogą
skrzywioną jak szczęście
wiejskie na wsi Godzinki
gdy zmieniają słowa
"i niezwyciężonego
płask w mordę Samsona"
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.