Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

~aa niezalogowany
4 lutego 2015r. o 9:27
Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne
za to że krowy są łaciate
bladożółta trawka
kijanki od spodu oliwkowozielone
dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem
pstrągi szaroniebieskie
brunatnofioletowa wilcza jagoda
złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia
policzki piegowate
dzioby nie tylko krótkie albo długie
przecież gile mają grube a dudki krzywe
za to
że niestałość spełnia swe zadanie
i ci co tak kochają że bronią błędów
tylko my chcemy być wciąż albo albo
i jesteśmy w kratkę

Podziękowanie Twardowski


Poe
Dzwony

Hej, u sanek dzwonią dzwony,
Srebrne dzwony!
Jakiż świat zadowolenia wróżą nam ich miłe tony!
Jakże dźwięczą, jakże brzęczą,
Brzęczą, dźwięczą potrząśnięte,
Pośród nocy uśnieżonej,
Co lodowa drzemie ciszą!
A te złotych gwiazd miliony,
Po niebiosach rozpryśnięte,
Złociej lśnią się i kołyszą,
Od roskoszy krystalicznej -
I mrugają w takt muzyczny,
Niby w zgodny hymn runiczny
Z kołysaniem i śpiewaniem tej melodii wypieszczona
Którą dźwięczą, dźwięczą — dzwony,
Dzwony, dzwony, dzwony,
Dzwony,
Te dźwięczące, śpiewające, ach! te srebrne dzwony.


Hej, do ślubu dzwonią dzwony,
Złote dzwony!
Jakiż świat uszczęśliwienia wróżą nam ich słodkie tony!
W balsamicznej ciszy nocy,
Gdy powietrze pierś ich trąca,
Dźwięczą płynne, złote dźwięki
W jeden ton,
W jeden lotny ton piosenki,
Jak turkawki pieśń, co tęskni, patrząc w bladą twarz
Do niebiańskich stron! miesiąca,
Z różnodźwięcznych tych gardzieli,
Tryska jakaś melodyjna pieśń w weselnej dziewic bieli,
Jakże drga,
Jakże trwa
Na przyszłości dni!
Jakże śpiewa o porwaniu,
O porwaniu, całowaniu,
Jak czarownie brzmi!
Kołujące, wirujące,
Kołysane, rozśpiewane,
Dzwonią, dzwonią dzwony
Dzwony, dzwony, dzwony,
Dzwony,
Całujące, zgodnie brzmiące, ach, te złote dzwony!


Hej, na trwogę dzwonią dzwony,
Spiżowe dzwony!
Jakiż dziki świat alarmu wróży nam ich jęk wzburzony,
Śród groźnego nocy cienia,
Jakże wyją z przerażenia!
Od tej grozy słów im brak,
One mogą tylko tak
Wyć, jak wicher rozstrojony
W swojem gromkiem przyzywaniu na ten krwawy blask pożaru,
I w szalonym rozhukaniu na ten głuchy szał pożaru,
Który w dymie, który w skrach,
Pośród gwaru i rozgnaru,
Jakby żądze swe ponure,
Chciał w niebiosa słać i w chmurę
I w piekielnych swoich snach,
Jakby dziś lub nigdy już
Chciał rakieta krwawych róż
Na miesięcznych zasiąść mgłach!
Ach, te dzwony, dzwony, dzwony,
Jak nam dźwięk ich rozstrojony,
Śpiewa hymn rozpaczy!
Jakże wyją, a skowyczą,
Jakże syczą, huczą, ryczą,
By grom armat i kartaczy!
Jaka dzika groza płonie
W rozhukanem, rozdyszanem, powietrznianem łonie!
Ale ucho czuje już
Z tego jęku,
Z tego szczęku,
Że ucicha klęska już.
Ale ucho słyszy już,
Z tego blasku,
Z tego wrzasku
Że omdlewa klęska już.
Bo zemdlone, uciszone, rozgniewane dzwonią, dzwony.
Dzwony, dzwony, dzwony, dzwony.
Dzwony,
Te huczące, te wyjące, te spiżowe dzwony!


Hej, na pogrzeb dzwonią dzwony,
Żelazne dzwony!
Jakąż pieśń nam uroczystą ich poważne wróżą tony,
Śród nocnego, śród milczenia,
Jakże huczą z przerażenia,
Ach, bo każdy, każdy dźwięk
Który drży,
Śród ich rdzy,
To śmiertelny jęk!
A ci wszyscy śmiertelnicy,
Co mieszkają w tej dzwonnicy,
Samotnicy!
Kiedy dzwonią straszne dzwony,
W monotonii zakwefionej,
Czują glorię, co na czoła
Im nakłada biała, święta,
Wniebowzięta dłoń anioła!
To nie męże, ni kobiety —
To nie ludzie, ni zwierzęta,
To są duchy, to szkielety!
A ich królem któż jest?... On!
Ten co bije, bije w dzwon —
W pogrzebowy bije dzwon;
Zgon!
Ach, jak jego pierś wesoła,
Gdy peanem brzmią mu dzwony.
Jak on tańczy, jak on woła,
Jak on trzyma takt muzyczny,
Niby wielki hymn runiczny.
Gdy peanem brzmią mu dzwony,
Dzwony, dzwony, dzwony,
Jak on trzyma takt muzyczny,
Gdy wydzwania zgony, zgony,
Niby wielki hymn runiczny,
Gdy wyjące wyją dzwony,
Dzwony, dzwony, dzwony,
Gdy jęczące jęczą dzwony,
Dzwony, dzwony, dzwony,
Dzwony,
Te płaczące, grobem tchnące, te żelazne dzwony!


Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
4 lutego 2015r. o 19:26

JAK WIERSZE CZYTAĆ - Leopold Staff

Siądź z książką na fontanny krawędzi kamiennej,
W której ogród odbija się i błękit czysty,
Połóż przy sobie uschły kwiat, pożółkłe listy,
Wstążkę i mandolinę, instrument piosenny.

I kiedy słońce kończyć będzie bieg swój dzienny,
Najsłodszy ranek szczęścia przypomnij świetlisty
I wieczór najsmutniejszych łez, gdy ametysty
Niebios zlewały na cię zmierzch bólem brzemienny.

I gdy dwie łzy upadną na kwiat, listy, wstążkę,
Oparłszy skroń na dłoni, otwórz cicho książkę,
A zrozumiesz, co znaczą słowa: zmierzch, żal, smutki.

I gdy podniesiesz czoło po zadumie długiej,
Zaznacz tę stronę modrym kwiatem niezabudki
I nigdy już nie czytaj jej w życiu raz drugi.



Dopisane 04.02.2015r. o godz. 16:50:

To jest niezłe ;)


Kartoflisko - Leopold Staff

Pod niebem, co jesiennym siąpi kapuśniakiem,
Na sejm zlatują wrony w żałobnym zespole
I z krzykiem krążą nisko nad kobiet orszakiem,
Rozpinając swych skrzydeł czarne parasole.

A robotnice w twardym, cierpliwym mozole,
Okryte - każda innym - barwistym wełniakiem,
Dziobia pilnie motyką ziemniaczane pole,
W miękkiej ziemi stopami zaparte okrakiem.

Pośród mgły i szarugi, przemokłe do nitki,
Grudy grzęd rozgarniają schylone najmitki
I spod zeschłych badyli i płytkich korzeni

Zbierają krągłe bulwy, jak jaja spod kwoki,
I rzucają je w wiadro lub ceber głęboki,
Co głucho grzmią jak bębny na odmarsz jesieni.



Dopisane 04.02.2015r. o godz. 19:26:

... a to? :)

Leopold Staff
O radosnej ojczyźnie

Jest nas ogromna, cicha, przedziwna rodzina,
Gromada obłąkańców z mrocznymi oczami,
Co się porozumiewa tajnymi znakami,
W których się zamilczenia głębia dopomina.

Nie znamy jedni drugich z nazwisk ani twarzy,
Jednak mamy o sobie przeczucia i wieści.
Majaczymy po nocach słowa dziwnej treści,
Szepcząc przez sen imiona sławnych marynarzy...

Bo sen nasz na obłędnej tęsknoty wezgłowiu
To żegluga po morzach, podróże w odkrycie...
Myśli, jak statki w porcie, w ciągłym pogotowiu
Czekają hasła w odjazd: na życie w zachwycie!

Dusza nasza, jak mapa stara i pobladła,
Wróży dziwy każdemu naszych zbudzeń ranu,
Zdobycz i niespodzianki - i spod wód zwierciadła
Dźwiga wyspy, zielone gwiazdy oceanu...

Wiosło, śmiałków rzemiosło, niesie w coraz inne
Lądy, gdzie są zaciszne jak miłość ogrody,
Gdzie ptaki są radosne jak łata dziecinne,
Stawy jak baśnie, groty jak straszne przygody,

Węże skrzące jak skarbce królewskie pod ziemią,
Muszle jak dna morskiego - w słońcu - zadziwienia,
A w olśnieniu południa szczęściem złote drzemią
Drzewa-sny, drzewa-śpiewy, drzewa-pozdrowienia...

Łódź przybija... Woniami witają przybysza
Kwiaty piękne jak dziewcząt najsłodsze imiona...
Błękity nieba słońcem błogosławi cisza
Pełna duszy Kolumba i snów Robinsona.


<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
4 lutego 2015r. o 23:04
....a to? :)
Podoba mi się :) taka malownicza podróż ;)

Krzysztof Buczyński

TAM GDZIE KWITNĄ DZIKIE RÓŻE

Masz niby wszystko a brak Ci radości,
Budzisz się zmęczona i pędzisz do pracy,
Szefa musisz znosić humory i złości
I nie wierzysz aby mogło być inaczej
Koledzy przeciętni i niezbyt ciekawi
Zapędzeni za kasą sprzedają swój czas
I często chciałbyś to wszystko zostawić
By rzec: „Piękna trwaj chwilo”, choć tej jeden raz

Więc aby smutek z pięknej twarzy Twej zniknął
Zabiorę Cię tam, gdzie dzikie róże wciąż kwitną.

Wracasz z pracy a w radiu same złe wieści
Bierzesz prysznic i obiad zjadasz bez smaku
W banku kredyt weź, będziesz miała korzyści
Emerytura da Ci życie bez strachu
W telewizji wypadki i katastrofy
Dyktator w Afryce znów strzela do ludu
Kup szampon a złotem zabłysną twe włosy
Lecz Ty nie wierzysz i nie czekasz już cudu.

Więc aby smutek z pięknej twarzy Twej zniknął
Zabiorę Cię tam, gdzie dzikie róże wciąż kwitną.

Turystyczne firmy kuszą folderami
Luksusowy hotel i wszelkie wygody
Morze lśni i plaże złotymi piaskami
Lecz w obcych tłumie nie czujesz swobody.
W ogrodzonych domach ukryci znajomi
W przedszkolach dzieci pośród innych samotne
Ojcowie na grilach chwalą się autami
To wszystko zaczyna być Ci obojętne.

Więc aby smutek z pięknej twarzy Twej zniknął
Zabiorę Cię tam, gdzie dzikie róże wciąż kwitną.

Szare dni bezsensem przytłaczają ducha
Rodzice uczyli: wyjdź za mąż i pracuj
Lecz nie odnalazłaś swego przeznaczenia,
Nie obwiniaj innych i sobie nie współczuj
Mąż tak naprawdę nigdy Cię nie rozumie
Na mecze i piwo włóczy się z kumplami
Córeczka nie słucha a syn się buntuje
I sama zostajesz ze swymi troskami

Więc aby smutek z pięknej twarzy Twej zniknął
Zabiorę Cię tam, gdzie dzikie róże wciąż kwitną.

Wieczorami często z psem lubisz wychodzić
Młodzież przymroczona piwami na ławkach
Boją się jak Ty, że zawsze można zmienić
Karty w grze, w której los człowieka jest stawką
Stawiałaś pytania profesorom w szkole
Oświata wtłacza program, nie uczy jak żyć
Ma tylko zapewnić przetrwanie w systemie
I nikt odpowiedzi nie potrafił Ci dać.

Więc aby smutek z pięknej twarzy Twej zniknął
Zabiorę Cię tam, gdzie dzikie róże wciąż kwitną.

Zawiedziona, lata beztroski wspominasz
I radości, gdy byłaś dziewczynką małą
A na sprawy błahe codziennie czas tracisz
Nocą płaczesz, że życie Cię oszukało.
Może kiedyś rozmowy ze mną zapragniesz
I na polnej drodze wśród drzew się spotkamy
Po młodzieńczo błyszczących oczach mnie poznasz,
I rękę Ci podam i razem pójdziemy.

I sprawię cud, aby smutek z pięknej twarzy Twej
zniknął
W bajkowym śnie, gdzie dzikie róże wciąż kwitną.


****
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
5 lutego 2015r. o 0:07
L. Staff

Szara, spękana ziemia, ugór zjałowiały,
Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.
W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,
Mglisty przestwór w znużenia chory sen spowity,
Pustka równina, ni drzewa, wzgórza ani skały,
Oko nie może lecieć w górę, w dumne szczyty -
Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,
Wlokąc za sobą rozpacz: oto nasze życie;



Życie, które dziewiczych puszcz spragnionej duszy
Daje miejsce przy lichej, w piasku wzrosłej trawce.
A tęsknocie miast słońca, co blaskiem skier prószy,
Mosiężny krąg, jak dzieciom, rzuca ku zabawce -
Życie, co spacza myśli w nędzny płód ropuszy,
Myśli chcące w dal szumieć jak orły - latawce -
Życie, co wszystkie węzły tak pięknie rozpala:
Tragedie śmieszne, smutno zaś komedie świata.



Tak często dusza w smutku pogrąża się cienie,
Żeśmy próżno tak długo czekali w boleści
Na jakiś piorun z nieba, złote objawienie...
A może nic nie przyjdzie? Wszak przyjścia nie wieści
Żadne proroctwo, żaden głos w puszczy... Milczenie.
Wszystko głuche i ciemne, bez związku, bez treści
I rozpacz młotem w posąg twej wiary uderza,
I czujesz się w sercu twym pustka rozszerza.
Wtedy każ milczeć ustom, co złorzeczyć skore,
I wdziej szary płaszcz żebraczy, na czoło pokorę
I kładź kolejno dłonie na smutki, na płacze,
Jakby na bladych dzieci głowy jasne, chore,
Patrz im w oczy, gdzie trawią się smętki tułacze,
Popatrz na wszystkie kwiaty zdeptane w popiele,
A ukorzysz się wtedy, bo zrozumiesz wiele.

Zrozumiesz, że są w duszy głębie i otchłanie,
Lecz oko nie przebije ich pomrocznej fali.
A choć tam pusto, ciemno, przeczuć głuche wianie
Przynosi o północy echo kroków z dali...
Snadź idzie ktoś z bezkresów; a kiedy już stanie
U progu twej duszy, słońce ci zapali,
Że przejrzy cienie wszystkich głębin wzrok twój wolny.
Głębie istnieją choć tyś ich pojąć niezdolny.



A za głębią królestwo, gdzie wielki bóg władnie,
Nienazwany, co wielkość wlał w błękit i morze,
Co wieje tchem tajemnych gróz w przepaściach na dnie,
Co mieści dusze nasze, gwiazdy, noc i zorze,
Bóg, który na twej duszy jasną rękę kładnie
Kiedy sen cichą nocą czuwanie twe zmoże
Co wiedzie cię tajemnym i nieznanym lotem,
Skąd, dokąd i dlaczego? On jeden wie o tem.



Zrozumiesz, że daremny jest trud i mozoła,
By grzmiących fal pęd zmienić zaporą swych dłoni;
Że próżno gniewnym buntem pochmurnego czoła
Stawać na opak torom, którymi świat goni.
Wstrzymaj wóz w pędzie - rękę zgruchocą ci koła,
A przecie lecą tylko marną siłą koni!
I jak chcesz wstrzymać losów swych wóz, który żenie
W nieznaną i tajemną oddal przeznaczenie?
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
5 lutego 2015r. o 21:17
Leopold Staff
Odys

Niech cię nie niepokoją
Cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste
Lecz i manowce wszędy.

O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało.

Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki i taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki.




Dopisane 05.02.2015r. o godz. 19:19:







Dopisane 05.02.2015r. o godz. 19:44:

Fortepian Szopena
Norwid Cyprian Kamil
(wybrane)

VII
O Ty! Co jesteś Miłości-profilem
Któremu na imię Dopełnienie:
Te -- co w Sztuce mianują stylem,
Iż przenika pieśń, kształci kamienie...
O! Ty -- co się w Dziejach zowiesz Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem: Duchem i Literą,
I "Consummatum est"...
O! Ty -- Doskonałe-wypełnienie,
Jakikolwiek jest Twój, I gdzie?... znak...
Czy w Fidiasu? Dawidzie? Czy w Szopenie?
Czy w Eschylesowej scenie?...
Zawsze -- zemści się na tobie: BRAK!...
-- Piętnem globu tego -- niedostatek:
Dopełnienie?... go boli!...
On -- rozpoczynać woli
I woli wyrzucać wciąż przed się -- zadatek!
-- Kłos?... gdy dojrzał jak złoty kometa,
Ledwo że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta...


Dopisane 05.02.2015r. o godz. 19:55:

VIII

Oto -- patrz, Fryderyku!... to -- Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Dziwnie jaskrawa -- --
-- Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo:
Owdzie -- patrycjalne domy stare
Jak Pospolita-rzecz,
Bruki placów głuche I szare,
I Zygmuntowy w chmurze miecz.


IX

Patrz!... z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki,
Po sto -- po sto -- --
-- Gmach zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów -- -- I oto -- pod ścianę
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane -- --
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają... runął... runął -- twój fortepian!



Dopisane 05.02.2015r. o godz. 20:21:


X
Ten!... co Polskę głosił, od zenitu
Wszechdoskonałości Dziejów
Wziętą, hymnem zachwytu -- --
Polskę -- przemienionych kołodziejów;
Ten sam -- runął -- na bruki z granitu!
-- I oto: jak zacna myśl człowieka,
Poterany jest gniewami ludzi,
Lub jak -- od wieka
Wieków -- wszystko, co zbudzi!
I -- oto -- jak ciało Orfeja,
Tysiąc Pasyj rozdziera go w części;
A każda wyje: "Nie ja!...
Nie ja" -- zębami chrzęści -- --
Lecz Ty? -- lecz ja? -- uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: "Ciesz się, późny wnuku!...
Jękły-- głuche kamienie:
Ideał -- sięgnął bruku" -- --



Dopisane 05.02.2015r. o godz. 21:17:

Jakże na czasie :) dla biednych narzekaczy...


<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
6 lutego 2015r. o 0:57
Przepraszam, smoku

Wiera Badalska
Za górą wielką, stromą
w czasach niezmiernie dawnych
żył pewien mężny rycerz
ze swej grzeczności sławny.

Niezwykle był uprzejmy,
(co się nie często zdarza),
nikogo nie zaczepiał,
nikogo nie obrażał.

Grzecznie rozmawiał z każdym,
słów brzydkich nie używał,
mile widzianym gościem
na zamku króla bywał...

A nieopodal zamku -
jak głoszą dzieje stare -
smok groźny i podstępny
w górach miał swą pieczarę.

Gdy noc zapadła czarna,
z jamy wyłaził skrycie
i swoim zachowaniem
zatruwał ludziom życie.

Król z gniewu brodę targał
i, jak to często bywa,
temu, kto zgładzi smoka,
córkę swą obiecywał.

Niejeden tam już śmiałek
konno i z mieczem w dłoni
z okrzykiem: - Giń, poczwaro! -
do smoczej jamy gonił.

Lecz smok tak ogniem ziajał
i ryczał tak donośnie,
że każdy - choć odważny -
umykał, gdzie pieprz rośnie!

Wreszcie rzekł rycerz grzeczny:
- Ja pójdę, proszę króla!
Ten smok coś tu za długo
bezkarnie sobie hula!

Poszedł. Przy smoczej jamie
przystanął w pełnej zbroi
i palcem - puk! puk! - w skałę
zapukał, jak przystoi.

- Przepraszam, że przeszkadzam -
rzekł - lecz to ważna sprawa...
Chciałbym z szanownym panem,
poważnie porozmawiać.

Smok zdębiał! Już rycerzy
przepłoszył stąd niemało...
Teraz nie pisnął słowa.
Po prostu go zatkało.

A rycerz mówił dalej:
- Zwykle unikam bójek,
ale się pan, niestety,
okropnie zachowuje!

Niestety, ogniem zionie,
niestety, owce dusi,
więc w skórę pan, niestety,
ode mnie dostać musi!

Mam pana kolnąć mieczem?
Czy kopią? Jak pan woli?
Ale uprzedzam z góry,
że to okropnie boli.

Więc może by pan jednak
stąd dobrowolnie poszedł?
Niechże się pan namyśli,
uprzejmie pana proszę...

Smok tylko okiem łypnął,
podumał jeszcze chwilę
i sapnął: - Chyba pójdę,
gdy mnie tak prosisz mile...

Chodziaż owieczek tłustych
spora tu jest gromada,
lecz gdy ktoś grzecznie prosi,
odmówić nie wypada.

Pa! Żegnam - machnął łapą,
ukradkiem łzę starł z oka,
rozwinął smocze skrzydła
i... zniknął gdzieś w obłokach.

Król z córką na zwycięzcę
już czekał na tarasie
i weselisko huczne
wyprawił w krótkim czasie.

;)

Matka Teresa z Kalkuty

Ludzie są nierozsądni, nielogiczni i zajęci sobą,
Kochaj ich mimo to.
Jeśli uczynisz coś dobrego, zarzucą ci egoizm i ukryte intencje.
Czyń dobro mimo to.
Jeśli ci się uda, zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
Staraj się mimo to.
Dobro, które czynisz, jutro zostanie zapomniane.
Czyń dobro mimo to.
Uczciwość i otwartość wystawią cię na ciosy.
Bądź mimo to uczciwy i otwarty.
To, co zbudowałeś wysiłkiem wielu lat, może przez jedną noc lec w gruzach.
Buduj mimo to.
Twoja pomoc jest naprawdę potrzebna.
Ale kiedy będziesz pomagał ludziom, oni mogą cię zaatakować.
Pomagaj mimo to.
Daj światu z siebie wszystko, a wybiją ci zęby.
Mimo to dawaj światu z siebie wszystko.

:)

Liczba PÓŁ
Anna Maria Dróżdż

Liczba PÓŁ
jest liczbą optymalną
dam ci pół jabłka
dasz mi pół siebie
pół życia dla mnie
połowa dla nich
z mojej połowy pół moim myślom
druga
dla moich słów
pół uśmiechu
co pół godziny
połowicznie samotnym
i zdecydowanym
półpocałunek
na półpożegnanie
W zasadzie można by
zdecydować się na liczbę zero
ale z pewnością
owo PÓŁ od niechcenia
jest bardziej bezpieczne
dla nas wszystkich
półludzi

:)

Wartość uśmiechu
Wincenty Faber

Darząc uśmiechem - uszczęśliwiasz serce.
uśmiech bogaci obdarzonego
nie zubożając dającego.
Nie trwa dłużej niż chwila,
ale jego wspomnienie zostaje na długo.
Nikt nie jest tak bogaty,
by mógł nim pogardzić,
ani tak ubogi, by nie mógł nim darzyć.
Uśmiech niesie radość rodzinie,
umacnia w pracy,
świadczy o przyjaźni.
Uśmiech podnosi na duchu zmęczonych,
leczy ze smutku.
Gdy więc napotkasz kogoś
o twarzy ponurej,
obdarz go hojnie uśmiechem;
któż bowiem bardziej go potrzebuje
niż ten, co nie potrafi go dawać?
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
6 lutego 2015r. o 11:58
Złość ukryta i jawna
Krasicki Ignacy


Łatwiej nie łgać poetom, ministrom nie zwodzić,

Łatwiej głupiego przeprzeć, wodę z ogniem zgodzić

Niż zrachować filuty: ciżba, wojsko spore.

Skąd zacząć? Spośród tłumu na hazard wybiorę.

"Wojciech, jadem zaprawny, co go wewnątrz mieści,

Zdradnie wita, pozdrawia, całuje i pieści,

W oczy ściska, w bok patrzy, a gdy ludzi wdzięcznie,

Cieszy się wewnątrz zdrajca, że oszukał zręcznie.

Czyni źle, bo gust w samej upatruje złości,

Zdradza, byleby zdradził, a ten zysk chytrości

Stawia mu z cudzych trosków wdzięczne widowiska.

Najmilszy jego napój łza, którą wyciska.

Co słowo - sztuka zdradna, co krok - podstęp nowy:

Zdrajca czynmi, gestami, milczeniem i słowy.

Na kogo tylko wspojźrzy, stawia zaraz sidła,

A gdy się coraz wzmaga złość jego obrzydła,

Jak pająk, co snuł z siebie, rozpostarłszy sieci,

Czuwa wśród pasm zawiłych, rychło w nie kto wleci.

Uśmiech jego nieprawy zmyka się po twarzy.

W oczach skra zajadłości błyszczy się i żarzy,

Spuszcza je na blask cnoty, a zjadle pokorny,

Sili się swej niecnocie kształt nadać pozorny.

Próżna praca. Sama się złość z czasem odkrywa.

Spada maszka, a zdrajca, co pod nią przebywa,

Tym jeszcze wszeteczniejszy, im dłużej był tajny.

Ten, co ma umysł zwrotny, a język przedajny,

Idzie za nim Konstanty, szczęśliwy, że wygrał,

A co w pierwszych początkach żartował i igrał,

Czyniąc jak od niechcenia, gdy sztucznie się czaił,

Tak kunszt zdradnych podstępów dowcipnie utaił,

Iż ten, co oszukany, nie wie jak wpadł w pęta.

Wpadł jednak, a fortelnie sztuka przedsięwzięta

Tego, co ją dokazat, uczyniła stawnym.

A podściwość? Ten przymiot służył czasom dawnym;

A kto wie, czy i służył? Każdy wiek miał łotrów,

A co my teraz mamy i Pawłów, i Piotrów!

Miał Rzym swoje Werresy, swoje Katyliny,

Był ten czas, kiedy Kato, z podściwych jedyny,

Silił się przeciw zdrajcom sam i padł w odporze.

Nie w tak dzikim już teraz jest cnota humorze,

Umie ona, gdy trzeba, zyskowi dogadzać:

Człowiek grzeczno-podściwy, kiedy kraść i zdradzać

Nakaże okoliczność, zdradzi i okradnie,

Ale zdradzi przystojnie i zedrze przykładnie,

Ale wdzięcznie oszuka, kształtnie przysposobi,

Ochrzci cnotą szkaradę i złość przyozdobi,

A choć zraża sumnienie, niebo straszy gromem,

Śmieje się, zdradza, kradnie - i jest galantomem.

Więc podściwych aż nadto. Paweł trzech mszów słuchał,

Zmówił cztery różańce, na gromnice dmuchał,

Wpisał się w wszystkie bractwa, dwie godziny klęczał,

Krzywił się, szeptał, mrugał i wzdychał, i jęczał,

A pieniądze dał w lichwę. Święte są pacierze,

Zdatne bractwa, lecz temu, co daje, nie bierze.

Syp fundusze, a kradnij, Bóg ofiarą wzgardzi.

Tacy byli mniemaną pobożnością hardzi,

Owi faryzeusze i wyschli, i smutni,

A w łakomstwie niesyci, w dumie absolutni,

Mściwi, krnąbrni, łakomi, nieludzcy, oszczercę.

Próżne, Pawle, ofiary, gdzie skażone serce:

Krzyw się, mrugaj, bij czołem, klęcz, szeptaj i dmuchaj,

Zmów różańców bez liku, bez liku mszów słuchaj,

Jeśliś zdrajca, obłudnik, darmo kunsztu szukasz,

Możesz ludzi omamić, Boga nie oszukasz.

Brzydzi się niecnotliwym Jędrzej hipokrytą,

A natychmiast zbyt szczery, nie już złością skrytą,

Ale jawnym wzgorszeniem zaraża i truje,

Pyszny mnóstwem szkarady, hańbą tryumfuje.

Zrzucił szacowną cnoty i wstydu zaporę,

A widząc skutki jadu i łatwe, i spore,

Stał się mistrzem bezbożnych, ma uczniów bez liku.

Leżą grzecznych bluźnierców dzieła na stoliku;

Gotowalniane mędrcy, tajemnic badacze,

Przewodniki złudzonych, wieków poprawiacze,

Co w zuchwałych zapędach chcąc rzeczy dociekać,

Śmieją prawdzie uwłoczyč i na jawność szczekać.

Czcze światła, dymy znikłe... Lecz z widoków sprośnych

Zwróćmy oczy, już nadto tych scen zbyt żałosnych.

Dumny Jan pokrewieństwem i Litwy, i Polski,

Że go uczcił Niesiecki, Paprocki, Okolski,

Rozumie, iż za zmową ugodną i wspólną,

Wszystkim cierpieć należy, jemu szaleć wolno.

Rozumie, iż gdy tytut zaczyna od "jaśnie",

Przy tym blasku i rozum, i cnota przygaśnie;

Nadstawia się i gardzi. Mikołaj bogaty,

Choć go jaśnie wielmożne nie czczą antenaty,

Śmieje się z oświeconych, co złotem nie świecą.

To u niego zacności i szczęścia skarbnicą,

To rozum, to nauka, w tym się wszystko mieści:

Szóstak groszy dwanaście, a zloty trzydzieści.

Jakże zebrał? Dość, że ma; czy ukradł, czy zdradził,

Mikołaj pan, choć filut, bo skarby zgromadził,

Bo posiada po panach folwarki i włości;

Jak zechce, przyjdzie i do jaśnie wielmożności.

Woli być mości panem, a z sum pożyczonych

Brać lichwę od dłużników jaśnie oświeconych.

Dumą wewnątrz nadęci, zbytkiem podupadli,

Nie wstydzą się ci żebrać u tych, co je skradli.

Oszukani klną na dal, a łaszą się z bliska,

Śmieje się pan Mikołaj, a majętność zyska.

Za jedną, która poszła, w rok idzie i druga,

Aż ów lichwiarz pokorny, uniżony sługa,

Większy pan niż jegomość, którego wielmożni.

Tak lecą w zdradne sidła młodzi, nieostrożni.

Omamiony nieprawym polorem i gustem,

Piotr, co zaczął być stratnym, jest teraz oszustem.

Gdy nie ma wsi na zastaw, dopieroż pieniędzy,

Chcąc uniknąć i głodu, i zimna, i nędzy,

Istotną dolegliwość gdy, jak może, tai,

Wiąże się z towarzyszmi, podchlebia i rai,

Czatuje, jakby ze wsi domatora dostać,

A uprzejmego biorąc przyjaciela postać,

Zaczyna rządy w domu. Częstuje i sprasza,

Dobry gust gospodarza wielbi i ogłasza,

W spółce jest do wszystkiego, choć pieniędzy nie ma,

I poty w więzach tego, co usidlił, trzyma,

Aż go sobie we wszystkim uczyni podobnym,

Więc ten, co niegdyś oczy pasł gustem ozdobnym,

Wraca do domu zdarty, smutny, po kryjomu,

Albo i nie powraca, nie miawszy już domu.

Próżno więc, jak to mówią, po szkodzie korzysta.

Franciszek, przedtem pieniacz, teraz alchymista,

Dmucha coraz na węgle, przy piecyku siedzi,

Zagęszcza i rozwilża, przerzadza i cedzi.

Pełne proszków chymicznych szafy i stoliki,

Wszędzie torty, retorty, banie, alembiki.

Już postrzegł w ogniu gwiazdę, a kto gwiazdę zoczy

Albo głowę meduzy, albo ogon smoczy,

Już ten wygrał. Winszuję, ale nie zazdroszczę.

To mniejsza, że Franciszek o złoto się troszczę;

Niech dmucha, a nie kradnie. Choćby złoto zrobił,

Swoje stracił, na swoim niechby i zarobił.

Nie złoto szczęście czyni, o bracia, nie złoto!

Grunt wszystkiego podściwośč, pobożność i z cnotą.

Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest stały.

Chcemy nasz stan, stan kraju, ustanowić trwały,

Odmieńmy obyczaje, a jąwszy się pracy,

Niech będą dobrzy, będą szczęśliwi Polacy.

:)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
6 lutego 2015r. o 23:15
Zygmunt Krasiński - Psalmy Przyszłości: Psalm Dobrej Woli

Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie!
W ciemięzcach naszych sprośne gwałtu wzory,
Szkaradne rzezie i niecne zabory,
Za które dzieciąt przeklina ich łkanie,
Za które sami z łaski Twej promieni,
Jakby z pancerza, już odpancernieni,
Stoją w nagości popełnionych czynów
Bez starożytnych na czole wawrzynów,
Z żałob największą okryci żałobą -
Hańbą serc własnych, zhańbionych - przed Tobą!
Nie drugich śmiercią - lecz własną bezpłodnie
Kończą na ziemi wszystkie ziemi zbrodnie!
Żadna z nich żadnych nie ma przywilei -
Król czy gmin jaki dopuści się zdrady
Słowu Twojemu -przepada z kolei!
Aniołów nawet przepadły miriady!
Teraz gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!



Dopisane 06.02.2015r. o godz. 23:15:

"O zmierzchu" Leopold Staf


W ogromnej, świętej ciszy krąg słońca umiera
Różowiąc nieboskłony zorzą bladozłotą.
Przejmującą tkliwością zmierzch marzący wzbiera,
Jakąś nieutuloną, bezdenną tęsknotą.

Ciepła, najczulsza słodycz miękkiego powiewu
Muska, jak pocałunek ust, liście z szelestem.
Ziemia pośród pieszczoty upojnej zalewu
W ramionach mroku leży śniąc, a ja sam jestem.

Pełne, rozkoszne szczęście oszołomnych woni
Stapia się z senną rosą skrzącą w traw kobiercu....
Ciężko skroń rozpaloną opieram na dłoni
I niemo tonę, tonę w swoim własnym sercu.

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.