~ napisał(a):
Śnienie
Bronisława Ostrowska
Czyś topił kiedy oczy w lazurowym niebie,
Gdy czar miesięczny płynie pośród pól gwiaździstych?
Czy wielką falą blasku szło z błękitu w ciebie
Powietrzne zadumanie owych sfer przeczystych?
Czy znasz ten wielki smutek, co wieje przestworzem?
Czy błękit skrył ci kiedy przed oczyma ziemię? -
Tak umęczony żuraw w przelocie nad morzem,
Na wietrze kładąc skrzydła, na chwilę zadrzemie.
Podoba mi się :)
Borowski Tadeusz
Muzyka sfer
Staszku, mój przyjacielu,
minionych dni coraz więcej,
co dzień powtarza się gra odpływu światła i cienie falami do stóp
podchodzą,
jak bluszczem pną się pod okna
i chwieją drzew koronami.
Ty przecież wiesz, że dno nieba,
ziemię depczący,
jakże możemy znać lśniącą powierzchnię?
Gdzie światło na dnie ucichnie
i wiatr już nie dmie wzdłuż ziemi,
stężałe lodem nocy łamie się niebo w refleksy,
które są może odbiciem świateł okrętów płynących
po szlakach morskich wszechświata
i wcale nie są gwiazdami.
W snach, które po mnie sięgają, fale łopoczą o dno,
słychać daleki jęk syren,
kwilenie kosmicznych mew,
głosy i śpiewy nieznane,
i szmer monotonny motorów.
Czujne zwierzęta drżą, wilgotne nozdrza podnoszą
ku muzyce sfer i wiedzą, a człowiek jest głuchy,
gdy nie śni...
Staszku, mój przyjacielu,
minionych dni coraz więcej,
co dzień powtarza się gra odpływu cieni i światło
wlewa się w puste arterie i akwedukty ulic,
Powierzchnia nieba
z odbłysków świateł dźwignięta opada,
rozpływa się, wsiąka w szczeliny
i rzeką płynie, strumieniem,
kurzem osiada po drogach,
które gdziekolwiek wiodą....
Jakże zaufać nam drogom i ptaki przelotne ukochać
nam, mijającym? Muzyka siedmiu niebieskich sfer
szklane półtony wywodzi
ze śpiewu nocnych okrętów.
Narkotyk jawy mnie truje i kształty światłem wyryte
kaleczą wzrok. Jakże trudno
oderwać się stopom od ziemi
i dno horyzontu deptać, i mijać, Staszku,
jak trudno.......
Staszku, mój przyjacielu, czymże jest światło i cień,
czymże są rzeki nieba, które się toczą i toczą,
czymże jest ból mijania? Kamień wdeptany w drogi
w kurz się rozpada, niszczeje,
widziadło trwalsze nad kształt
zalega mi wzrok : to ludzie, struny muzyki sfer,
drżą dźwiękiem, jakby uśpieni,
a ptaki na węzłach wiatru
to nuty rzucone na niebo. I dłoń dyrygenta się waży
ostrożnie, lekko w powietrzu :
patrz, biały gołąb okrążał
kopułę drzewa i lot swój wywinął w ułamku taktu....
Staszku, mój przyjacielu,
a czymże jest muzyka sfer,
jak nie milczeniem kszatałtów minionych
i zapomnianych?
A oto "moja" ..
Gałązka jaśminu
Tam, pod niebem południa palacem,
Szło ich dwoje po mirtów alei,
Słów namiętnych rzucajac tysiacem;
Lecz nie było tam słowa nadziei.
Pożegnanie ostatnie na wieki...
To trwa długo... I wstał księżyc blady,
A westchnienia powtarzał daleki
Szum płaczacej kaskady.
Obcy młodzian opuszczał dziewczynę,
Co jak powój w jego serce wrosła,
I porzucał słoneczna krainę,
Lecac na smierć, gdzie rozpacz go niosła.
Więc targajac serdeczne ogniwa,
Czuł, że serce z swej piersi wydziera
I że młodosć ta jasna, szczęsliwa,
W jej uscisku umiera.
Biedne dziewczę zrozumieć nie zdoła,
Że jest wyższa nad miłosć potęga,
Że głos smutny, głos grobów anioła,
W jej objęciach go jeszcze dosięga -
Więc się skarży jak dziecię pieszczone:
- "O niedobry, jak mnie możesz smucić!
Twoje słowa mnie rania szalone,
Nie mów, że chcesz mnie rzucić!
Cóż mieć możesz na ziemi droższego
Nad ma miłosć?... Gdy ta cię nie wstrzyma
Idz..." Tu głosu zabrakło drżacego,
I spojrzała smutnymi oczyma:
- "Patrz, me serce omdlewa mi w łonie,
Łez mi braknie i w oczach mi ciemno...
Masz tam ginać gdzie w dalekiej stronie,
To umrzyj razem ze mna!
Tak, o dobrze! Nie będę po tobie
Więcej płakać ni gorzko się smucić,
Ale razem w jednym spocznie m grobie,
I nie będziesz już mnie mógł porzucić;
Wiecznosć cała przesnimy tak błogo,
I przebaczy nam Bóg miłosierny!...
Ja prócz ciebie nie mam tu nikogo,
A ty idziesz, niewierny!?
Nie chcesz umrzeć i nie chcesz żyć razem?.
Idz szczęsliwy! Twa kochanka biedna
Przed cudownej Madonny obrazem
Szczęscie tobie u Boga wyjedna.
Teraz jeszcze mej prosbie serdecznej
Uczyń zadosć, bo cierpię ogromnie,
Gdy pomyslę, że w rozłace wiecznej
Możesz zapomnieć o mnie.
Tys tak lubił wonny kwiat jasminu,
Ja go odtad na mym sercu noszę..."
I odpięła chusteczkę z muslinu,
Mówiac dalej: "Wez gałazkę, proszę,
A ta druga na sercu zostanie;
Mówić będzie o tobie, jedyny!
Gdy nie przyjdziesz na moje wołanie -
Łza się zrosza jasminy..."
I oparta na jego ramieniu,
Wpółzemdlona, kwiaty do ust cisnie;
I tak stoja oboje w płomieniu,
I ust dwoje na kwiatach zawisnie -
Aż nareszcie wydarł się z objęcia
I rzekł do niej: - "O żegnaj mi droga!
Gdy mię twoje nie zbawia zaklęcia -
Spotkamy się u Boga!
Ja nie mogę pozostać przy tobie,
Choć twój jestem na wieki, dziewczyno!
Bo mnie duchy wzywaja w żałobie,
Bym szedł z tymi, co mamie dzis gina.
Słyszę okrzyk z krwawego zagonu,
Słyszę matkę wołajaca: Synu!
Lecz zachowam, zachowam do zgonu
Tę gałazkę jasminu..."
Adam Asnyk