~aa napisał(a):
[...]
:) Och, życie kocham cię nad życie
sł. Wojciech Młynarski
[...]
Młynarski to geniusz! A wykonanie Edyty Geppert tego tekstu genialne. :)
Dopisane 11.05.2015r. o godz. 10:45:
~aa napisał(a): :) jednak wolę tango :)
Jednak? :) La cumparsita? ;)
Dopisane 11.05.2015r. o godz. 10:49:
~aa napisał(a): :) Rainer Maria Rilke - Pantera
Tak ją znużyły mijające pręty,
że jej spojrzenie całkiem się zamąca.
Jakby miał tysiąc prętów świat zaklęty
i nie ma świata prócz prętów tysiąca.
Jej miękki chód na opór nie napotka,
wędrując wewnątrz najmniejszego pola -
to jakby taniec siły wokół środka,
w którym zdrętwiała trwa ogromna wola.
Niekiedy źrenic unosi zasłonę
cicho. - I obcy obraz się przedziera.
Idzie przez ciała milczenie stężone -
i w głębi serca bezgłośnie umiera.
1907
Pantera jest niezwykła :)
Pisanina - Stefan Sokołowski :)
Wy chcecie poezji. . . Widać Wam potrzeba
rytmu, co kołysze i w brzuchu łaskocze,
szczypty uniesienia i łyżeczki nieba,
kruszynki zadumy, wzruszenia do chleba,
tęsknoty, od której mgłą zajdą Wam oczy. . .
Wy żądacie wierszy. . . Niechaj za Was wyśni
ktoś inny marzenia Wasze nieziszczone,
przestworza odkryje i smutek pokona,
niech Piękno popłynie jak poranny prysznic. . .
A wiecie, że słowa lekkie, zwinne, lotne
z trzewi trzeba wyrwać? Gdy się rodzą -- parzą.
Dręcząca samotność. . .
Niedobitki marzeń. . .
W skronie ból się wwierca
włócznią zakrwawioną!
Rozedrgane serce
w piersi wali dziko,
zrywa się jak mustang,
ale się potyka
i przez chwilę kona!
Napływa muzyka
na spękane usta
posypane solą!
Gorycz na języku,
rymy w krtani płoną
i bolą! i bolą! i bolą!
Chcecie nowych pieśni. . . Chcecie za trzy grosze
liryki, do tego parę deko dali
i błędnych ogników by w duszach napalić. . .
Weźcie więc ten wierszyk, on jest dla Was, proszę.
Dopisane 11.05.2015r. o godz. 11:09:
:)
Wieszcz i jego Świątynia
Exegi monumentum aere perennius. . .
To pomnik Poezji. . . Nie pomnik!
Świątynia ogromna powstała!
I wkrótce herosi niezłomni
nadciągną po drogach i ścieżkach,
by Bogu hymn śpiewać na chwałę!
. . .Na próżno, bo Bóg tu nie mieszka. . .
Gmach wielki góruje nad światem,
strop wsparty o jońskie kolumny.
Przybywaj, Kaliope! Erato!
Wieszcz snuje rycerski poemat,
brzmi głos patriotyczny i dumny!
. . .I tylko natchnienia w nim nie ma. . .
A tymczasem poezja zaćwierkała w lesie,
po pożółkłych liściach zabębniła deszczem
namiętnie wtęskniła się w jesień,
niepomna, co jutro przyniesie,
i ziemią zapachniała, i jeszcze. . . i jeszcze. . .
A tymczasem po świecie na zew jej stukrotny
okrągliły się biodra i piersi dziewczęce,
i w życia galopie zawrotnym
gnał jeleń, i pełzał żółw błotny,
zając kicał i ludzie się brali za ręce.
Wieszcz znowu w swą lutnię przydzwonił
(strach zawisł nad białym papierem)
i wawrzyn mu wyrósł na skroni,
gdy zagrzmiał spiżowym swym Słowem!
I muzy ustawił w dwuszereg,
niech idą Ojczyznę ratować. . .
Dopisane 11.05.2015r. o godz. 20:10:
Interesujący wiersz :) Stefan Sokołowski
Babel -- z dziennika budowy
Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę,
i to jest przyczyną, że zaczęli budować.
A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe,
cokolwiek zamierzą uczynić.
Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język,
aby jeden nie rozumiał drugiego!
Księga Rodzaju 11,6-7
Gdzie piaskiem w oczy zacina wichura,
gdzie nie sięgają chłodne ręce zimy,
pod niebo wzrasta strzelisty zikkurat,
który za jedność i przyjaźń wznosimy.
Boże wszechmocny! Dostałeś w ofierze
chramy, bywałeś w naszych domach gościem --
błogosław, Panie, naszą piękną wieżę!
To będzie symbol człowieczej jedności,
bratniej współpracy i tkliwej miłości
i tej jedności świetlistej, wysokiej
będą się kłaniać podniebne obłoki!
Tworzymy świętość najświętszą na Ziemi
i niezrównana jest nasza budowa.
-- Razem! Hej, razem! Siłami wspólnymi!
-- Jeden w nas zapał i jedna w nas mowa!
-- Podaj mi, bracie, młot, dłuto i cęgi!
-- Młot, nie rozumiesz? Bez uderzeń młota
nie zazna wieża potęgi,
zmarnuje się ta robota. . .
-- Młot podaj!
-- Słucham?!
-- Nie słyszysz?! Ja krzyczę!
-- Skąd rozgniewana mina na twej twarzy?
-- Kierujesz ku mnie ściemniałe oblicze. . .
-- Szalom! -- a druh mój padł twarzą na piasek.
-- Czyżbym cię, bracie, zasmucił? znieważył?
-- O co mnie błagasz?!
-- Co wyprawiasz?!
-- Halo!
Nieznacznie kindżał namacał za pasem. . .
. . .on chce mnie zabić, chociaż mówi ,,szalom''!
Czemuś języki, Panie, pozamącał?!
Okrutnie kłamie nam ojczysta mowa!
Ból w nas, niepewność i nieufność żrąca,
bo znak nadziei wysłany przez usta
w uchu słuchacza brzmi groźbą. A słowa
pociechy -- drwiną i ironią pustą. . .
Oazę Babel piachem już zawiało.
Odkąd bliźniego bliźni nie rozumie,
sami jesteśmy, chociaż w gęstym tłumie.
A kiedy błądząc osobno pod słońcem
natkniesz się na mnie, człowieku zbolały --
-- Z Bogiem! -- Bóg prowadź! --
to nie wiem, czy w końcu
chleb dobędziemy, czy z kołczanów strzały. . .
Boże zazdrosny! Kiedy różę zgniatasz
gdy źrebakowi łamiesz nogę w biegu,
kiedy własnego syna dajesz katu --
powiedz nam chociaż dlaczego.
-- Dlaczego?!
Gdybyś wiedziała, że ciągle w duszy
Zachowuję miłość
Którą cię darzyłem
Kto wie czy wiedziałaś
Że nigdy Cię nie zapomniałem
Wracając do przeszłości
Przypomnisz sobie o mnie
Przyjaciele już nie przychodzą
Choćby tylko w odwiedziny
Nikt nie pociesza mnie
W moim smutku
Od dnia, w którym odeszłaś
Smutek mnie ogarnął
Powiedz kobieto co zrobiłaś
Z moim biednym sercem?
Gdybyś wiedziała, że ciągle w duszy
Zachowuję miłość
Którą cię darzyłem
Kto wie czy wiedziałaś
Że nigdy Cię nie zapomniałem
Wracając do przeszłości
Przypomnisz sobie o mnie
:) Tango - Bolesław Leśmian
Ogień nasturcji - w ślepiach kota.
Mgły czujnej wokół ciał zabiegi.
Łódź, co odpływa w nic - ze złota!
Żal - i liliowe brzegi.
Suńmy się ruchem dwóch gondoli,
Nie patrząc w lśniące dno podświatów -
Niepokojeni z własnej woli
Tajemna wiedzą kwiatów.
W zwierciadłach - świateł piętrowanie,
A w szybach - zmrok posępny -
I nieustanne zanurzanie
Stopy w ten dźwięk następny...
A dźwięki, z tańcem snując zmowę,
Mgławieją - byle mgławieć.
Tango bezwiednie purpurowe
Zaczyna - niechcąc błękitnawieć...
Stopę co szuka mgły wygodnej,
Ostatni dźwięk wyminął -
I niezużyty - i swobodny
Chce ginąć...I już zginął.
:) Odlot ;) słowny....
:) znalazłam w końcu tego Stefanka i spodobały mi się te wiersze
Cykl
Nad głową chmurny wał wykwita,
potem z gór rzewne deszcze płyną. . .
Nie można stale tkwić na szczytach,
czasem się spływa ku dolinom!
Ziarnko, co w żyznej glebie drzemie,
w raj pszczół wyrasta i motyli,
lecz kiedy wyjałowi ziemię,
wtedy się do upadku chyli.
To, co pachniało, później cuchnie.
Głośne -- popada w zapomnienie.
Ale czasami w starym próchnie
młodziutkie pędy się zielenią. . .
Wzrost i upadek, wciąż to samo. . .
Czy tobie śni się muzy dotyk?
Więc nie rozpaczaj, i nie dziamol,
lecz się zabieraj do roboty!
Pegaz się podparł jakimś drągiem,
ma skrzydła w strzępach, nogi marne. . .
Lecz ty za linę chwyć i ciągnij!
Może wtaszczymy go na Parnas. . .
:) Samouczeń białoksiężnictwa
Wiem, jak wasze dłonie, zaciśnięte w pięści
rozluźnić, jak oczy zasnuć wam błękitem.
Wiem, jak wasze serca, poezji niesyte,
napełnić wzruszeniem i szczęściem. . .
W ogień na polanie wrzucę zwiędłe dni,
od bezksiężycowych północy ciemniejsze.
Na jadze zawieszę gar spienionej krwi,
nie z żył wyciśniętej, lecz z wierszy.
Ziół podosypuję, przepalonych gromem,
co nad Wielkim Borem niegdyś się rozpieklił,
ziół z łagodnych magur i z beskidów stromych,
zebranych o brzasku przez wiedźmę znajomą,
ususzonych, zanim na stos ją powlekli.
Z sagana się sączy woń smreków stęsknionych,
i dym człekokształtny wyciąga ramiona,
i w widmo powiewem szarpane dojrzewa,
a śpiew się nasila i kona. . .
Poezja się zjawia jak przełęcz wśród gór,
jak brama do nieba. . .
I nagle trzykrotnie piał kur!
Nadal gwiazdy świecą na góry mocarne,
na moją polanę pod dębami trzema,
i płonie ognisko, nad nim wisi garnek
-- ale w nim już magii i poezji nie ma. . .
:) Ten dosłownie przypomniał mi moje ogniska z młodości wczesnej
bardzo wczesnej ;)
~aa napisał(a): :) znalazłam w końcu tego Stefanka i spodobały mi się te wiersze
Ma wyobraźnie prawda? I nieźle się posługuje słowem :)
Droga węża po skale
-- Czyś ty jest zwierzę, czart czy bóg?
-- Przez martwe liście u stóp kniei
biegną tajemne szlaki marzeń.
Wszystko ci powiem po kolei,
wszystko objaśnię -- i skojarzysz. . .
Lecz proszę: wpierw pozbądź się nóg.
Wiem, jak się w kwiat przekształca pąk
i co odczuwa jeleń rączy,
kiedy do mózgu jad mu wsączam,
o czym śni trawa i sitowie. . .
Jeżeli zechcesz -- wszystko powiem,
lecz przedtem musisz nie mieć rąk.
Pójdź do nagrzanych słońcem skał --
tam rozum ci do głowy włożę
i pojmiesz jak wiruje niebo.
Lecz jeszcze musisz ostrym nożem
krwi własnej ulać. Bo potrzeba
byś w ustach dwa języki miał. . .
Księżyc się zmienił w jasną łódź,
srebrzącą niebo nad chaosem.
Jej lśnienie w darze ci przyniosę,
byś był mądrości głodny wciąż,
byś ku niej zręcznie pełzł jak wąż.
Tylko zużytą skórę zrzuć. . .
Dopisane 12.05.2015r. o godz. 14:26:
Do dziewczyn roześmianych - Stefan Sokołowski :)
1.
Wiatr zlizuje z polan resztki wody,
w górze wiszą obłoki garbate.
Śmiej się jak te kwiaty i jagody,
jeśli chcesz być mą dziewczyną latem!
Ja z Twej twarzy zliżę krople potu.
A gdy skryje nam noc połoniny,
spać będziemy w trawie bez namiotu
-- bo tak lubią me letnie dziewczyny.
2.
Szron z tropika schodzi powolutku,
noce długie, zbocza się czerwienią . . .
Śmiej się do mnie ciepło i bez smutku,
jeśli chcesz być moja tej jesieni!
Od łażenia już nas bolą nogi,
gdy witamy gwiazdozbiór Oriona
a jesienna moja patrzy w ogień,
zanim zaśnie do mnie przytulona.
3.
Białą ścieżką w górę Cię powiodę,
szare myśli w dole zostawimy
-- śmiej się tylko czule, a w nagrodę
będziesz moją dziewczyną tej zimy!
W puch dziewiczy ślad narty położę,
Ty podążysz mym tropem nieświętym
i w namiocie w puchowym śpiworze
grzać Ci będę Twe stopy zziębnięte.
4.
Już nie grożą nam śnieżne zawieje,
w napęczniałych rzekach wiersze płyną,
a Ty ciągle serdecznie się śmiejesz,
-- bądź więc moją wiosenną dziewczyną!
Jeszcze nie ma na bukach listowia
a na drogach wciąż błota niemało,
lecz już ciepło -- zazdroszczę wiatrowi,
że od rana pieści Twoje ciało.
Maj 1997
Dopisane 12.05.2015r. o godz. 21:47:
Zakochany wiatr - Sokołowski ;)
Po morzu, po górach, po dolinach wiałem,
tuliła się do mnie ziemia chętnym ciałem.
Całowałem góry skamieniałe w grozie,
kochałem pustynie i tłusty czarnoziem.
Z trawy zapłakanej zlizywałem rosę,
miedze pól głaskałem i wysmukłe szosy.
Szalały z miłości do mnie morskie fale,
bawiłem się z nimi, potem wiałem dalej.
Pola, łąki, rzeki! Całować was lubię!
Kochajcie mnie mocno, nie myśląc o ślubie.
Proście mnie do tańca, na męża nie proście --
mogę dać wam szczęście, ale bez wierności.
Dopisane 12.05.2015r. o godz. 21:49:
Wędrówka nocna
Kiedy ostatnio śniłaś, to księżyc
był w pierwszej kwadrze, wiało od morza.
Brzask jeszcze mroku nie przezwyciężył,
kiedy wyszedłem z twojego domu,
nad miastem dywan mgieł się rozłożył,
po nim pobiegłem. . . Gdzie? -- Nie wiadomo. . .
Patrz, wczarowuję w twe zwidy senne
gwiazdki srebrzyste, sześcioramienne,
które nad szarym gąszczem się roją.
Cicho jak we śnie i jeszcze ciszej.
Miękko osiada snieg nad tajgoju
na chiżinoczkie s dyrawoj krysziej.
Tam kot i wrona, aeromiotła,
zapas pierników. . . A wróżka stara
wsypuje suche zielsko do kotła,
pod krzywym nosem chrobocząc:
,,-- Parień,
niech czarem ognia troski twe utnę,
niech ciebie minie sżiganije goria,
ja wiżu krupnyj gorod na wzmorie,
niech cię tam wiedzie wietier poputnyj.
Postoj, poczekaj, ja tobie dam,
wot tie kartinka na przyszłe dni.
Stupaj, no pomni i sbieriegi,
nie jest pisane, byś został sam.''
To było zdjęcie. A na nim ty. . .
Kiedy się jawie spódnica zadrze,
to baśń się baśni a bajka baje.
Księżyc wciąż pyszni się w pierwszej kwadrze,
pod Sokolicą błyszczy Dunajec
i ktoś przed jutrznią rozpieklił dzwony.
Wracam. . . nikt nie wie, skąd. . . mgła zalega,
porankiem jeszcze nierozświetlona. . .
do tego miasta na morza brzegu,
do tego domu i tego łóżka,
które z oddali wskazała wróżka.
Jeżeli miłość cuda działać zdolna,
Ulecz mnie cudem!
W miłości mojej rajach
Drzewo twej krasy
Zrodziło czujnie przez węża strzeżony,
Zgodnym urokiem zakazu wabiący
Owoc zagadki,
Którego nie rwać badawczej pokusie,
Jeżeli nie chce wargom, głodnym prawdy,
Znaleźć żrącego wiecznie niepokoju.
A ogień trawi mnie,
Toczy jad ostry.
Na wielkich ciemnych wodach,
Które krew zorzy ozłaca,
Słońce w zachodzie
W noc się zatraca —
Nie dasz mi światła i ginę.
Jeżeli miłość cuda działać zdolna,
Jeśli miłujesz mnie, umiłowana,
Ulecz mnie cudem z miłości!
Dziś w nocy poeci niczym jedwabniki jedzą
Zielone liście życia
I tkają słoneczne osnowy
Dla ziemi swojej.
Dziś w nocy dźwięki niczym jaskółki
Z fortepianów wylatują stadami
I siadają na białych liściach klawiatury.
Elektronowe maszyny
Liczą wielkość dni,
Pogrążonych w cudach codzienności.
Nie tylko człowiek się rodzi
Ale i myśl jego.
Przybiera kształt i siłę
Szukanie drogi do wszystkiego.
Mała namiętność znajduje niewolnika,
A wielka – sama oddaje się w niewolę
I daje człowiekowi wolność...
Wolność życia, marzenia i czynu.
Noc! O, jakaż to noc!
Jakże niepokojąca
Jaka świeżość orzeźwiająca.
Czyżby to było tylko czyste powietrze,
Oczyszczone dalekimi błyskawicami
Rozszalałego deszczu
I goniącego za nim wiatru?
Wzburzona myśli ludzkich splotem,
Wzruszona realnością marzeń
I lotem wielkich czynów,
Co granic nie znajdują w dalekich światach,
Najdroższym jest sąsiedztwem twoim!...
Ona jest jak pole elektryczne.
Zmusza serce niby magnes
Bić w rytmie wieku swojego.
I starasz się otworzyć oczy szerzej
I szerzej otworzyć ramiona,
Głębiej oddychać,
Wsłuchiwać się we wszystkie głosy
O, jakaż to noc!...
To przecież cud prawdziwy,
O którym nikt z nas
Dotąd nie powiedział ani słowa!
Na tropik padło słońce. Coś tam sobie marzysz,
uśmiechasz się i przez sen mruczysz nieprzytomnie,
gdy biedronkę ostrożnie zdejmuję z Twej twarzy
mając cichą nadzieję, że może śnisz o mnie . . .
Rosa wyschła i ścichły ptaków ranne krzyki.
Trzeba wory pakować i zbierać się w drogę!
Powinienem Cię budzić -- lecz jakoś nie mogę,
sam nie wiem, jak zostałem Twego snu strażnikiem.
Już wkrótce się udamy każde w swoją stronę,
bo Ty nie jesteś moja i ja Twój nie jestem.
Błądzę wśród Twoich włosów dłonią rozpaloną
i drżę, gdy twarzy dotknę świętokradczym gestem . . .
Lekko przytykam wargi do Twojej powieki,
by w głąb oka Ci wszeptać żubry i niedźwiedzie.
Śpij, i korzystaj z mojej troskliwej opieki.
Gdy czuwasz -- będąc blisko czuję się daleki;
gdy nie śpisz -- już niczego nie umiem powiedzieć.
Jasna słoneczna plama zniknęła bez śladu,
wiatr, co mieszka na grani, przebiegł trawą na dół,
-- pewnie Cię obudziły pierwsze krople deszczu
z chmury, co szarym kocem zawisła nad światem,
bo nagle się odwracasz z niespokojnym dreszczem.
Więc spiesznie się usuwam z Twojej karimaty
i zakrywam śpiworem Twe nagie ramiona.
Kłuje mnie niby drzazga nietakt popełniony:
powiesz, że nadużyłem Twego zaufania
Twój sen wykorzystując, głaszcząc Twoją skórę . . .
A wtem w mokrym namiocie wschodzi niespodzianie
słońce, sumieniu memu przynosząc pociechę,
kiedy otwierasz oczy z figlarnym uśmiechem
i czule mi wyznajesz: ,,Śniły mi się góry . . . ''
Dopisane 13.05.2015r. o godz. 11:26:
Dla sympatyków dzikich górskich szlaków :) Takich bez wyciągów po drodze ;)
Zaplątanie
Przed kosówką urwał nam się płaj,
więc w kłującą włazimy przygodę.
-- Dobry Boże, wynaleźć nam daj
jakieś ludzkie wejście na Mołodą!
W moich żyłach wrze czerwona krew
i o wiele dalej zaleźć mogę . . .
-- Lecz dlaczego ten sprężysty krzew
tak zdradziecko podcina mi nogę?
W mojej piersi tkwi niezłomny duch,
gdy rozchylam splątane konary.
-- Ale czemu chmary wstrętnych much
pobierają bezlitosny haracz?
Za plecami przewala się grom.
Burza w górach to nie jest zabawa . . .
Więc się szarpię -- ale w chwilę złą,
bo zostawiam w krzalu pół rękawa.
Pot na oczy już nie sączy się
lecz wezbraną rzeką wartko płynie.
Mnie puściło, ale plecak -- nie.
Na cóż plecak mój kosodrzewinie?
Z wolna staję się słaby jak trup,
choć w ściśniętym gardle życie rzęzi:
-- Twardą ziemię dajcie mi do stóp,
bo nie umiem chodzić po gałęzi!
Serce zżera mi zwątpienia wąż . . .
-- Obiecuję, Karpaty łaskawe:
jeśli kiedyś mnie wypuści gąszcz,
ucałuję i horhan i trawę!
:) to wiem od początku ;) góry, coś pięknego, dla tych co mają własne ścieżki i nie potrzebują ani drogi ani szlaku...
Leopold Staff
Sen o górach
Widziałem we śnie ciemne, poszarpane turnie,
Szaleństwem gór spiętrzone zębate opoki,
Na dnach przepaści tajna śpi spowita w mroki...
Są głębie niezbadane w nich, drzemiące chmurnie.
Stoją wichry odarte, nagie. Jest w nich pycha,
Bo jest wielkość w nagości ich, siła granitu.
Spokój śpi niezmącony u głaźnego szczytu...
Wielkich jest godna tylko milczenia pieśń cicha.
Jest w nich potęga dzika, majestat wspaniały,
Co w swej dumie nie baczy na grzmiących burz szały,
Zapatrzony w swój ogrom, wsłuchany w swe głusze...
Śniłem ja siebie niegdyś potężnym mocarzem,
Zwycięzcą nad uśpionym w mej piersi złem wrażem
I zda mi się, żem widział w śnie mą wielką duszę...
Jarosław Iwaszkiewicz
* * *
Sam. Schodzę stopniami
W oko doliny,
Szerokimi, zielonymi stokami
Głębiny.
Świstak świszcze raz jeden,
Jest oszczędny.
Kamienie omszone i biedne,
Mech jędrny.
W górze turnia pod Kołem
Jak puszysty błam.
Góry mówią wzniesionym czołem,
Że sam, że sam, że sam...
* * *
Nad waszymi głowami
Wieczność falą swą szumi,
A człowiek, który został,
Jeszcze was nie rozumie.
Na skałce nad siklawą
Profile zadumane,
Twarze wasze kamienne
Zwrócone ku tumanom.
Życia wasze minione
Jak kamienie w strumieniu,
Bracia, siostry rodzone,
Mówcie po imieniu.
Wołacie mnie ku sobie,
Ale jeszcze chwileczka,
Tam gdzie dziś łąki koszą,
Inna woła piosneczka.
Nie bądźcie tacy smutni,
Przyjaciele tatrzańscy,
Słuchajcie! Gęśliki utną:
Bartuś gra na Żywczańskiem!
* * *
Powiedziała mi stara góralka
W naciągniętej wypłowiałej chuście:
- Widać, że panu jest żal tych
Gór opuścić!
A góry się żegnać nie chciały,
Całe zwinięte we mgle.
- Może byście mnie tak pocałowały?
Odpowiedziały: - Nie!
I podciągnęły na nogi
Stary tumanny koc.
- Do widzenia, gaździno, trza w drogę.
Już zaraz noc.
Wyznacz mi dworzec, godzinę i datę,
zabierz mnie z sobą w góry Twoich marzeń,
do surowego zaprowadź mnie świata
podniebnym szlakiem wśród tajemnych wzruszeń! --
A ja snom Twoim będę stał na straży
i pot ze łzami zetrę z Twojej twarzy,
i drżące wargi do uśmiechu zmuszę.
Daj moim nogom skosztować połonin,
potem w kotlinie rozpal mi ognisko! --
A ja usiądę obok Ciebie blisko
by przed gryzącym dymem Cię osłonić,
Twoją zmęczoną głowę ujmę w dłonie
i w Twych źrenicach tęsknotę wyleczę.
Spleć mi głębokie doliny i grzbiety
z ledwie widocznych na mapie kreseczek . . .
Powiedz, jak granit ze środka planety
wyrosnąć zdołał pod niebo struchlałe? . . .
I jakie losy szramami pokryły
te niedostępne i wyniosłe skały? . . .
. . . I czemu ludziom tak podle się stało,
że są zlepieni z wapieni i iłów? . . .
Wskaż mi, gdzie namiot ustawić na śniegu!
Otwórz mi dojście do wiecznego lodu,
który kawerny Twej duszy zalega!
Niechaj ostrożnie do niego przybliżę
wulkan, co w piersi płonie wiecznie młody,
tylko mnie prowadź wyżej, ciągle wyżej!
A gdy staniemy na wierzchołku świata,
to ja z wdzięczności nauczę Cię latać.
Dopisane 13.05.2015r. o godz. 13:27:
... ale też przyjemności? ;)
Do pamiętnika Panny Małgorzaty
Kurczę, znowu mi wyszedł plagiat!
Niechaj mnie Gosia za wiersze nie chwali.
Gdy pot się z kurzem zmiesza na Twych wargach
i nad reglami na puszystej hali
wiatr erotoman włosy Ci potarga,
to w trawie, co się do Twych kolan łasi,
dźwięczniejszy znajdziesz rym niż na Parnasie.
Piorun dytyramb swój kuje w kamieniu,
deszcz recytuje bukoliki łzawe,
strumyk się w pean liryczny przemienia . . .
Ja śpiewam tylko według ich ściągawek.
W surowych górskich stronach wiele razy
napotykałem stadniny pegazów.
Olej więc, Gosiu, natchnienia i głębie,
wieszczów i lutnie ich. A z tego kraju,
gdzie pod stopami chmury Ci się skłębią
i gdzie pod skórą mięśnie Ci zagrają,
gdzie z deszczu kropel tęcze kleją mistrze --
-- przywieź mi plecak poezji najczystszej!
Dopisane 13.05.2015r. o godz. 19:23:
... zbliża się bardzo szybko czas urlopów :) Może dlatego takie poetyckie obrazki nas przyciągają? ;)
Deszczowa opowieść - Stefan Sokołowski
Nietrudno zawrzeć w pieśni gniewne oceany,
blask słońca w ludzkich sercach i cmentarny spokój,
wichry walące skały, zaciszne polany . . .
Lecz jak wyśpiewać góry całkiem bez widoków?!
Dzień po dniu stoją w deszczu, chmurami zasnute,
skraplają się we włosach, chlupoczą nam w butach.
I gdyby nie numery granicznych kamieni
deptalibyśmy błoto we mgle zagubieni,
niepewni, czy to Busztuł, czy jeszcze Kieputa.
Przecież właśnie dlatego gnaliśmy z daleka,
że brakło nam przestrzeni dla tętniących marzeń --
i cóż, stoimy ciasno nad naszym ołtarzem,
ogniskiem z takim trudem wyżętym ze smreka.
Co rano senne ciała odziewamy w wodę
a w przemoczonym lesie wilgocią pobrzmiewa
mokrych dziewczyn z Kijowa mokry okrzyk ,,Eeewa!''.
Rośnie jak rak poczucie gorzkiego zawodu:
-- nie takie być nam miały góry obiecane!
-- nie miała się rozpływać ziemia pod wibramem!
Wtem, zanim nasze ciała przemiękną do kości,
na Popadię i Grofę otwiera się okno,
ukazują się góry w bezwstydnej nagości!
Dla jednej takiej chwili warto było zmoknąć
Dopisane 13.05.2015r. o godz. 19:25:
Wiosna
W dolinach słońce radośnie już świeci,
na grani nadal trwa surowa zima --
a ja bez sensu błądzę w internecie,
żeby zapomnieć, że w górach mnie nie ma.
Wiosna już pewnie przyszła na Pokucie,
gdy w szarym mieście ciułam nędzne grosze.
Znów zamieszkali pasterze w pryjucie
i śnieg popłynął z nurtem Czeremoszu.
Siedzę przy biurku i walę w klawisze,
z ekranu spływa lodu jęzor biały.
A kiedy uszu nastawię, to słyszę,
jak wiatr zachodni tryka łbem o skały.
I o ikonie takiej marzę skrycie,
że starczy kliknąć -- i stoisz na szczycie
alter napisał(a): ... więc o górach, drodze i wytrwałości marszu ;)
...
A gdy staniemy na wierzchołku świata,
to ja z wdzięczności nauczę Cię latać.
...
I o ikonie takiej marzę skrycie,
że starczy kliknąć -- i stoisz na szczycie
:) No tak ;)
Latanie ? o co to - to nie :) Już wolę latawce puszczać ;)
WAHADŁO - Leo
Jam jest wieczne wahadło, co wolą sprężyny
Tajemnej w dwóch odwrotnych dróg ciskane sprzeczność,
Kołysze się nad bezdnią otchłannej głębiny,
A w jednostajnym chodzie mym przeciąga wieczność.
Z niebytu chwilę rodzę, a już w nicość pada...
W moim miarowym szepcie drżą dziwne agonie:
To czas usypiającą melodią spowiada
Na śmierć swoje przeciągłe, długie monotonie...
Wysiłkiem coraz nowym wciąż jedną zdobywam
Przestrzeń, co w mym wahaniu wieczyście umiera...
Bo każdym nowym ruchem dawny odwoływani,
Zaprzeczam... Bieg mój każdy stare szlaki ściera...
Zamknięty w kolej swego wiecznego spętania,
Co tym ruchem zdobędę, następnym utrącam...
A jednak me codzienne, przeciwne wahania
To ciągła droga naprzód. - Ją nigdy nie wracam!
To wschód, to zachód ścigam... Gdy poranne słońce
Widzi, że wstecz mknę odeń, z odwrotów mych szydzi...
A gdy je na zachodzie krwawią zorze mrące,
Pochód naprzód w mych dawnych cofaniach się widzi...
Tylko otchłań nade mną i bezdeń pode mną
Ciszą świętej mądrości moje kroki mierzy...
Tam nad wahadłem, w górze - zegaru tajemną
Tarczą - godzina moja ciągle naprzód bieży...
Próżnym zda się chód w jednym miejscu opętany...
Wciąż wracam, za wytknięte nie mogąc wyjść progi,
A godzinę osiągam jednak! - by bez zmiany
Znów wahać od początku w pętach dawnej drogi...
Tym samym szlakiem idę, a wciąż inne dzwonią,
Coraz wyższe godziny, jak kroplami studnia...
Każdy ruch zda się próżną sam sobie pogonią,
A dobiegam najwyższej godziny południa...
Zdobywam szczyt! Lecz mija! Najdumniejsza pora
Najbliższą jest najniższych godzin! - A bieg skracać
Daremnie! - O, znów musieć zdążać w szczyt już wczora
Zdobyty! - Lecz raz drugi zdobywać to wracać!
O, jak zegar godziny niskie gorzko znaczy...
Wahadło cień swój ściga w bezwolnej niemocy...
Aż oto błędnym kołem wędrówki tułaczej
Dochodzi do najcichszej godziny północy...
I złudna tarcz zegaru rdzą zżarta się kruszy,
I spada w niemą nicość otchłannej ciemnicy...
A ja waham niezmiennie, wahadło wśród głuszy,
Bom zawieszony w dłoni wielkiej tajemnicy...
Cisza... Czas siwy senną melodią spowiada
Na śmierć swoje przewlekłe, nudne monotonie
Z wieści, że jedna zawsze jest święta i blada
Godzina... Ja, wahadło wieczne - wieczność dzwonię...
:) Rainer Maria Rilke
*
Godzina się zniża, dotyka mi czoła
metalem swych czystych brzmień,
i drżą moje zmysły. I czuję: podołam -
i chwytam plastyczny dzień.
Nic jeszcze nie zaszło, aż wzrok się przekona,
ruch wszelki wstrzymany nagle.
Spojrzenia dojrzały i jak narzeczona
jest rzecz, gdy ktoś jej zapragnie.
I nic mi za małe i wielbię je śpiewem,
w tle złotym malować je muszę,
i trzymam wysoko, i komu dziś, nie wiem,
uwalnia z więzów duszę...
:) Piosenka na drogę
albo
Głos z ciemności
Kto przed czym ucieka.
Tego się doczeka.
Niczego bać się nie wolno.
Kto się czego lęka:
Stara to piosenka.
Druga też niezgorzej
Z tą się równać może...
Boże!
Anna Achmatowa
przełożył Adam Pomorski
:) Wymyśliłeś mnie sobie
Wymyśliłeś mnie sobie. Nie ma takiej na świecie,
Takiej na świecie być nie może.
Lekarz mnie nie uleczy, brak nadziei w poecie
Twój cień duchem w dzień, nocą trwoży.
W niespokojnym czasie nasze spotkanie
Gdy na dobre zniknął na ziemi pokój
Wszystko w żałobie, prostym nic się nie staje
A świeży jest tylko grobów spokój.
Bez świateł newski wał, czarny jak smoła
Głucha noc wokół jak ściana stała…..
Wtedy mój głos cię po prostu zawołał!
Co zrobiłam – jeszcze nie rozumiałam.
Przyszedłeś do mnie jakby gwiazdą przygnany
Wchodząc po schodach tragicznej jesieni
W ten dom na zawsze opustoszały
Dym z wierszy spalonych unosił się w sieni.
Anna Achmatowa
przełożyła Jarzębina
:) Ach tak dla przypomnienia ;) Północy pełnej snów... miłych
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.