~ napisał(a):
Latanie ? o co to - to nie :) Już wolę latawce puszczać ;)
A to już kwestia wyobraźni ;) Czy, kiedy połykasz krajobraz ze szczytu nie wyobrażasz sobie niekiedy, że fajnie byłoby popłynąć na wietrze pomiędzy chmurami? Z ptakami, z lotniarzami... ostatnio w Karkonoszach bardzo często zdarza mi się widzieć takie obrazki :)
Rap o rzeczach niezastąpionych - Stefan Sokołowski :)
Halny wilgotną mgłę w gardła wciska,
marznącym deszczem bębni od rana
i nie chce wpuścić nas na Kotliská,
jakby skarb w skałach ukryty miał.
Pod kurtką plecy wodą zalane,
lecz nie zastąpi polar z membraną
własnego ciepła żarliwych ciał!
Wicher nad głową kwili jak dziecię,
horský služobník odgrywa tatę:
-- V také nečasie kdež sa denete?! --
Fakt . . . O pogodnym marzymy dniu.
Mokre śpiwory niegdyś puchate
na przemoczone kładziemy maty:
nic nie zastąpi twardego snu!
Sponad Ďumbiera wiatr śniegiem miota,
kozice na nas gapią się drwiąco
po granitowych skacząc wykrotach:
-- Leziesz, człowieku, najgorszą z dróg . . .
-- Nie, mnie jest dobrze, mnie jest gorąco
i nie zastąpi bezradne słońce
wysiłku moich skrzydlatych nóg!
Śnieg padający nad zboczem kręci.
Brodzimy rzeką w dół po kamykach
jacyś niezgrabni, mali, zziębnięci . . .
Wokół już rozsiadł się nocy czar:
światło czołówki z mrokiem się styka
i nie zastąpi boska muzyka
huku strumienia, co gna przez jar!
Po dniu podniebnym, po dniu zdeptanym,
namiot stawiamy w rozmiękłym błocie
(byle nie dotknąć wilgotnej ściany),
zmęczone ciało od chłodu drży.
W pełnej menażce szukamy pociech,
bo nie zastąpią słodkie łakocie
kaszy i soi na trudne dni!
Budzik ostatnią piszczy pobudkę.
Rozpacza szosa do Iľanova,
że odjeżdżamy. Szare od smutku
góry też płaczą: znów siąpi deszcz.
-- A kiedy w mieście zamieszkasz znowu,
to mój obojczyk pod swoją głową
jaką poduszką zastąpić chcesz?!
Dopisane 14.05.2015r. o godz. 12:48:
WYJAZD
Jeszcze w gębę mi wieje morska bryza słona,
jeszcze krzesło w siedzenie gniecie mnie paskudnie,
lecz myślami już jestem w całkiem innych stronach
odkąd kupiłem w kasie bilet na południe.
Gdańsk wydał mi się raptem ciasny i niemiły,
wspomnienia spać nie dają, tęsknota mną trzęsie.
Wiem, że góry się za mną tak samo stęskniły
-- gęgał mi o tym wczoraj klucz wędrownych gęsi.
Jeszcze dywan pod nogą, wokół cztery ściany,
jeszcze komputer, regał, telewizor, prasa --
lecz pod drzwiami już czuwa plecak spakowany
a w mózgu mi dygoce igiełka kompasu.
Gdzie paszport? Gdzie bilety? -- wszystko z rąk mi leci,
pocę się i nie umiem ukryć niepokoju!
Wiem, że leśne boginki wyjdą mi naprzeciw
-- dzwoniły na komórkę wprost do czaszki mojej.
Ostatni obiad w domu i prysznic ostatni.
Sucho w gardle -- ostatni raz napić się mleka!
-- Milcz, serce, czego walisz?! Niech nic się nie zatnie,
bo tam grań postrzępiona dawno na mnie czeka.
Plecak, skarb mój najświętszy, ciąży jak cholera,
oczy mi bez powodu zachodzą wilgocią,
pod wibramem fałszuje rozstrojony peron:
,,-- Pociąg pospieszny . . . wjeżdża . . . ''
To już jest mój pociąg.