Do dzieła Prousta
nie dodają w księgarni pilota,
nie można się przełączyć
na mecz piłki nożnej
albo na kwiz, gdzie do wygrania volvo.
Żyjemy dłużej,
albo mniej dokładnie
i krótszymi zdaniami.
Podróżujemy szybciej, częściej, dalej,
choć zamiast wspomnień przywozimy slajdy.
Tu ja z jakimś facetem.
Tam chyba mój eks.
Tu wszyscy na golasa,
więc gdzieś pewnie na plaży.
Siedem tomów – litości.
Nie dałoby się tego streścić, skrócić,
Albo najlepiej pokazać w obrazkach.
Szedł kiedyś serial pt. Lalka,
ale bratowa mówi, że kogoś innego na P.
zresztą, nawiasem mówiąc, kto to taki.
Podobno pisał w łóżku całymi latami.
Kartka za kartką,
z ograniczoną prędkością.
A my na piątym biegu
i – odpukać – zdrowi.
:)
Dopisane 19.01.2017r. o godz. 13:52:
Miłość szczęśliwa - Wisława Szymborska
Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne -
co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?
Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
że tak stać się musiało - w nagrodę za co? za nic;
światło pada znikąd -
dlaczego właśnie na tych, a nie innych?
Czy to obraża sprawiedliwość? tak.
Czy narusza troskliwie piętrzone zasady.
strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.
Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc nim przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie.
Jakim jeżykiem mówią - zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie -
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!
Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,
gdyby ich przykład dał się naśladować.
Na co liczyć, by mogły religie, poezje,
o czym by pamiętali, czego zaniechano,
kto by chciał zostać w kręgu.
Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałyby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko.
Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.
Zwyczajny człowiek
..Bo los pragnie byś spełnił swoją własną Legendę... Paulo Coelho
Okryty szarym pyłem
szedł pochylony
z węzełkiem w ręce
ubranie z minionej epoki
na głowie słomiany kapelusz,
mijał urodzajne ziemie
skinieniem dłoni
pozdrawiał ludzi,
ocierali pot z czoła
pytali,
dokąd idzie?
milczał,
słuchał ich opowieści
patrząc łagodnie,
czuli ogarniające
ciepło,
oczy smutne się rozjaśniły
uśmiechem,
ile miał mocy
ile niezwykłości
ruch warg
poruszał zmysły,
wsłuchani w szept
jak w najcudowniejszą
muzykę
stali zaczarowani
magią chwili,
nagle poruszył się
uniósł węzełek,
powiedział,
niosę swoje brzemię
i wy swoje,
idę drogę
kamyczki tulę
duże dotykam,
ziarnka piasku przesypuję
nic nie mam
tylko tą drogę,
nie zbaczajcie ze swojej,
tuman pyłu się podniósł
zakrył horyzont,
zniknął
przekazywali o nim
legendę
Autor: DanMurKategoria
DP napisał(a): Zwyczajny człowiek
..Bo los pragnie byś spełnił swoją własną Legendę... Paulo Coelho
[...]
U Coelha można odnaleźć bardzo wiele trafnych i interesujących przemyśleń. On sam czerpie je z wielu przeróżnych źródeł, czasami nie są u podstaw jego, ale potrafi on świetnie wpisać je w swoje powieści. Coelho jest w zasadzie prozaikiem, ale jego proza jest poetycka :) Przeczytałem wszystkie jego książki, każda miała coś niezwykłego w swojej treści.
Gdy oboje będziemy pod ziemską pokrywą - Jean Cocteau
***
Gdy oboje będziemy pod ziemską pokrywą
Bardziej lub mniej głęboko,
Ktoś będzie nas nieznanym sposobem odrywać
Od wolnych ciał uroku.
Pod ziemią albo ponad (tam już nasza mowa
Nie ma wcale znaczenia)
Nie będziemy już z twarzą bezkrwiście surową
Słuchać się praw ciążenia.
Wszystko stanie się inne, niepodobne do nas,
Odmieni swoją wartość.
A zapora snów ludzkich tak nieprzenikniona
Dla nas będzie otwarta.
Jeżeli umrę pierwszy, twoje sny zamieszkam;
Poznam, jak to się działo,
Że podczas mego spania, na pieszczoty ścieżkach
Tyś kochanka zmieniała.
przełożył Zbigniew Bieńkowski
:)
Dopisane 19.01.2017r. o godz. 20:26:
Wzór uśpionych - Jean Cocteau
Sen jest czarownym nocy wodotryskiem
Kamieniejącym. A człowiek uśpiony
Leżąc oparty na odległej dłoni
Jest cichym głazem wśród barwnych połysków.
Uśpiony człowiek jest waletem z karty,
Bez wzrostu, wagi, bez fizycznych znamion,
Od nas ucieka, snem o dal podparty
Nieruchomieje jednym gestem ramion.
Marzenia senne są łajnem uśpienia.
Ludzie, co cicho składają je w mroku,
Sieją w tej wodzie czarownej niepokój
Myśląc, że one są głębią istnienia.
(Czarowna woda wśród dziwnych kolorów
Tłumaczy wygląd tak bardzo niezręcznie
Przerysowany z antycznego wzoru
Nagiej postaci ułożonej we śnie).
przełożył Zbigniew Bieńkowski
Dopisane 19.01.2017r. o godz. 21:43:
Precz z ziemią - Jean Cocteau
W swym domku ptak skulony i od deszczu mokry
śpi, skrywszy głowę w piórach. Boga sobą okrył.
Bóg w ptaki malowany, ptaki ma na twarzy,
czasem za cieniem kraty na skrzydłach się waży.
Pytania:
„Czy Bóg znaczy swe dzieło jaszczurki krętą rysą?
„Czy burza i piorun są innym jego podpisem?
„Jaki poemat kryje zebra w swoich pręgach?
„Czy dać to cesarzowi, po co cesarz sięga?
Niebo ma swoje gwiazdy
ziemia swe burdele.
Krzykiem, Jezusie, rozedrzyj zasłonę,
Chrystusie w krzyków jaskółczych koronie
zjaw się! Piorunem jasnym jak magnezji płomień
spal tę ciżbę i porwij sprzed oczu człowieczych
mą fotografię wieczną.
Maria Konopnicka dla Jana Husa
Jan Hus
Przed obrazem Brożika
Stoję przed wami i milczę. O sędzie,
Wy nie jesteście dla mnie sądem Boga!
Wiem, już się stos mój dymi, a u proga
Już kipi tłum ten, co mnie wieść nań będzie …
I żadne za mną nie stanie orędzie
I otworzona już jest wielka droga,
Przez którą lecą skrwawione łabedzie
Do swego Boga …
Stoję i milczę. Gdzież moja obrona?
Gdzie głos, co za mną przemówi tu słowo?
Chrystus też milczy … ach, Chrystus też kona,
A jego wielką i boską wymową
Jest krzyż i cisza, i głowa skłoniona
A pierś miłości pełną, a nad głową
Męki i hańby korona …
Stoję i milczę. Cóż powiem, skazany
Za każde czucie, myśl każdą i tchnienie?
Triumf wam! Triumf, o rzymskie wy pany!
Obroną moją jest tylko milczenie,
A winą – duch mój, co zerwał kajdany.
Triumf wam! Oto świątyni sklepienie
Nad głową moją powtarza: Skazany!
Na stos! płomienie!
O sądzie! Wiem ja, że pod waszą mocą
Stoję, przychodzień daleki i cichy,
Z krain wolności, które długą nocą
Oddzielił od Was kaptur i duch pychy …
I bezpieczniejszy jest robaczek lichy
Pod stopą moją, niżeli ja, o mnichy,
Pod waszą mocą!
Przecież mnie trwoga ni zgnębi, nie złamie,
Bóg zna to serce i wie, że jest czyste.
Próżno, biskupie, wyciągasz swe ramię
I klątwy na mnie wyrzucasz ogniste …
Duch mój nie zaprze się prawdy, nie skłamie;
On, wolny, silny, w swe skrzydła wieczyste
Bije i z stosu ulata, o Chryste,
Pod Twoje znamię …
Ja już nie kapłan, nie! Już ze mnie zdarto
Szaty, przez które podobny wam byłem.
Grom Rzymu jeszcze pali się nad kartą,
Przez którą będę popiołem i pyłem …
Ale masz duszę nie przez to rozdartą:
Biegu dobiegłem i dzień mój odbyłem,
I widział mnie Pan pod rannych zórz wartą
I wie, jak żyłem.
Lecz w piersi mojej zostało się drżenie
Tej gołębicy, co lata nad gmachem,
Kędy jej gniazdo objęły płomienie …
Blednę przed wami nie śmierci przestrachem,
Nie tym, że padnę pod waszym zamachem,
Lecz że nad ziemię moją idą cienie,
Że widzę groźnie strzaskane sklepienie
Pod własnym dachem …
Ojczyzno moja! Już idą momenty
I ostateczne tych dni rozwiązanie …
Od Białej Góry gdzieś słyszę tętenty
I od Taboru bojowych surm granie …
Lud mój okuty, zabity, przeklęty …
Lecz Ty wyciągasz prawicę, o Panie!
Ty Bóg żyjących i wolnych … Ty święty!
Mój lud – powstanie!
Na stos mnie teraz wiedź, rzymski biskupie,
I wy o oczach zapalonych mnichy!
Pójdę – i życia zaparciem nie kupię …
Jak wiązka mirry, tak spłonę wam cichy,
A stos mój dymy odrzuci Wam trupie
Na ten świat lichy …
Patrzcie! Ptak leci ku słońcu w błękity …
On wolny, w skrzydła swobody on bije!
O ziemio! Ludu! O przyszłych dni świty!
Do was wyciągam ręce, do was piję
Ostatni puchar! Cień jeszcze was kryje,
Lecz stos mój płonie … O Rzymie! Czyś syty?
Ja duch … Ja żyję! …
II
… Kiedy to było? Ha! Dawno już temu!
W starym, gotyckim, przyćmionym dziś chórze
Wyblakły w szybach anioły i róże,
A słońce, kołu podobne złotemu,
Już się nie kładzie na białym marmurze …
To już tak dawno, tak dawno już temu!
Rzymska purpura nie pała szkarłatem,
Tron i majestat gdzieś w skarbcach zbutwiały,
A złotem szyty biskupi płaszcz biały
Czas już uczynił próchnem, wiotkim szmatem …
I proch nie został z tych ust, co rzucały
Ogniste klątwy nad światem.
Wszystko już przeszło. Dziś w starym tym tumie
Cisza jest wielka i spokój … Więc czemu,
Podnosząc oczy ku czołu blademu
Skazańca, ciśniesz się, wzruszony, tłumie?
Czemu tak stajesz i patrzysz w zadumie?
Wszak to tak dawno, tak dawno już temu!
Czyżbyś ty w rzeczy tej martwej, w tej ciszy
Słyszał jęk ducha, wołania i głosy?
Czyliżbyś mniemał, że dziś jeszcze stosy
Rozgorzeć mogą, że dziś jeszcze dyszy
Zemstą ten srogi biskup, ten mnich bosy?
Czyżbyś ty słyszał jęk ducha w tej ciszy?
O, bez obawy bądźcie, dobrzy ludzie!
Dziś Torquemada figurę woskową
Oglądać można za skromny grosz w budzie,
Ziemia nie rodzi stosów, jest jałową …
Sobory nudzą Rzym, daję wam słowo!
Więc bez obawy bądźcie dobrzy ludzie!
A gdyby nawet ten zbór miał tu ożyć,
Choćby wstał biskup, co klątwą dotyka,
Ja wam glejt daję – nie chciejcie się trwożyć!
Dziś Europa już nie jest tak dzika …
Możecie odejść i spać się położyć:
Choćby stos gorzał – skąd wziąć męczennika?
:) Ale poniosło.. znaczy się podniosło...podniosła poezja ostatnio ;)
Ludzki gest (wiadomo)
Mówią: świata się nie zmieni, ale coś w tym jednak jest
że najsilniejszą bronią bywa zwykły ludzki gest
i każdy ma to w sobie, tak niewiele trzeba nam
by wygrać każdą bitwę, wiemy o co tu się gra
podzielić się nadzieją, pomóc przezwyciężyć łzy
inwestowane dobro wróci, więc warto dobrym być
jest wielu takich ludzi, którym dane było mniej
więc spieszmy ich kochać, pamiętajmy zawsze o tym że
Ludzki gest to może zmienić...x3
Mówią: świata się nie zmieni, ale zróbmy chociaż krok,
to bitwa o coś więcej, każdy niech pamięta to
staniemy do niej razem, tyle całkiem różnych barw
utworzy z głosów tęczę, co na niebie będzie pięknie grać
to dla tych którzy liczą na nas, potrzebują dziś
mieć obok siebie ludzi, więc zanieśmy trochę słońca im
ty możesz być tu z nami, daj nam swój maleńki głos,
i z naszą bądź drużyną, świat nas potrzebuje - zróbmy to
Gest, możesz go komuś dać,
gest, możesz nim pomóc, patrz
to test - z ludzkiej wrażliwości,
miej gest, daj trochę serca garść radości
rozsianej wśród ludzi, pomyśl,
kiedyś da obfite plony
szesnaście osób - to w mroku mały płomyk
ale dołącz do nas, będą nas miliony,
bitwa na głosy, serca, gesty,
niech ten świat powoli staje się lepszym
jeśli się bić to w sprawie słusznej
pomocy - nie zostawia się na później
gramy - o wszystko z samym sobą, i
wygramy - to by być lepszą osobą
widzieć cierpienie - i nie przejść obok
obojętnie - do końca świata - codziennie
aaco napisał(a): :) Ale poniosło.. znaczy się podniosło...podniosła poezja ostatnio ;)
Na wiosnę się rozochocimy ;)
aaco napisał(a):
Ludzki gest (wiadomo)
Mówią: świata się nie zmieni, ale coś w tym jednak jest
[...]
Mówią: świata się nie zmieni, ale zróbmy chociaż krok,
[...]
Otóż to ;)
Uciech nadmiarem - Jean Cocteau
To szczęście nasze grąży się uciech nadmiarem.
Co też złego czynicie, życia mego pszczoły?
Brakuje odwagi, w szczęście zatraciłem wiarę,
gdy jak domostwo zbrodni wasz ul sterczy goły.
Pod tygrysem królewskim z trwogi i rozkoszy
Umiera róża. Prawda: ten tygrys ma skrzydła.
Lecz anioł-stróż, co lalki okrutnie patroszy,
On również jest skrzydlaty, jak panienka brzydka.
Zwalane atramentem i śniegiem anioły,
jak zecerzy, niekiedy drukują obłoki.
Ze skrzydłami na plecach umykają z szkoły,
fruwając, gdzie popadnie, i kradnąc, jak sroki.
W dłoniach, losem wybranych, śnieg krzepnie w marmury,
od marmuru do soli dla Venus się bieli
droga, a potem w ciało. I wyrasta z chmury
na plaży, gdzie się kąpią o każdej niedzieli.
Lecz, znając kręte ścieżki od ciała w posągi,
Venus usypia, stojąc, i w Luwrze się budzi.
Nie naraża się na nic: mordowała ongi
i w tysiąc lat odkryto, że zabiła ludzi.
Pod maszynę do szycia uśnijże po trochu
dzieciństwo, serce srogie, spragnione udręki.
Oto osa umarła i mdły zapach prochu,
słońca przebite sztucznie w głębi pustej wnęki.
Chrystus, łotry, przybity nad wioską wysoko:
wczoraj żołnierzy tutaj witała muzyka,
obawiano się burzy i czekano zmroku,
a śmierć pisała słowa: V i v a t R e p u b l i k a !
Jeden oddech miłości: i umiera raca,
otwiera oczy modre: bo tak łabędź śpiewa,
lecz wiedząc, że gawiedzi ta śmierć się opłaca,
zamyka je, i wzdycha, i opada w drzewa.
Och! Zostaw mnie w spokoju, ty sielskie ustronie,
nie każ, aby wspomnienie ścięło róży oczy;
na wysokościach miasta o dach tłukę skronie
i mój cień, jak atrament, wokoło mnie broczy.
Oto miody zebrane przez pszczoły me: cienie,
które mnie wydrążają, jako korek płochy,
lżejszy od piany, jednak opadam w przestrzenie,
gdzie ów z śniegu i Venus stroją straszne fochy.
Dziadek dzisiaj przyjdzie,
W wielkim krześle siędzie,
Śliczne mi powieści
Opowiadać będzie.
Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!
Wy, złote iskierki, sypcie mi się wkoło!
Dziadek dużo widział,
Dużo ziemi schodził;
Już sam nie pamięta,
Kiedy się urodził.
Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!
Wy, złote iskierki, sypcie mi się wkoło!
Jak nam dziadek zacznie
Prawić różne dziwy,
To świat dawny staje
Przede mną jak żywy.
Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!
Wy, złote iskierki, polatujcie wkoło!
I dawne zagrody,
I ludzie, i pleśnie...
Do rana samego
Marzą mi się we śnie!
Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!
Wy, złote iskierki, polatujcie wkoło!
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Babcia
Za lat pięćdziesiąt siądzie przy fortepianie
(będzie miała wówczas wiosen siedemdziesiąt cztery)
babcia, co nosiła jumpery
i przeżyła wielką wojnę nudną niesłychanie.
Babcia, za której czasów jeździły tramwaje,
Samolot pierwszych kroków uczył się po niebie,
A ludzie przez telefon mówili do siebie,
Nie widząc się nawzajem.
Babcia pamiętająca Krakusa i Wandę,
A w każdym razie Piłsudskiego i Focha,
Która się upajała jazz-bandem i odbierała listy od listonosza,
Której młodość zeszła marnie, bez kikimobilu,
Biofonu, wirocyklu i astrodaktylu,
Wpatrzona w film swój zblakły z uśmiechem tęsknoty,
Zagra na fortepianie staroświeckie fokstroty.
:) Jeżeli chodzi o nadmiar to taki cytat dla ciebie: Dlaczego nie smakuje mi czysta poezja? Dlaczego? Czyż nie dla tych samych przyczyn, dla których nie smakuje mi cukier w stanie czystym? Cukier nadaje się do osładzania kawy ale nie do tego aby go jeść łyżką z talerza, jak kaszkę. W poezji czystej, wierszowanej, nadmiar męczy; nadmiar poezji, nadmiar poetycznych słów, nadmiar metafor, nadmiar sublimacji, nadmiar, wreszcie, kondensacji i oczyszczenia ze wszelkiego elementu antypoetyckiego, co upodabnia wiersze do chemicznego produktu.
Witold Gombrowicz (z książki Dziennik 1953-1958)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.