27 sierpnia napisała do nas matka chorego dziecka i poinformowała nas co spotkało ją w bolesławieckim szpitalu. O to fragmenty tego listu:
-Wczoraj o 18.40 zadzwoniłam na numer alarmowy z domu, bo moja córka miała 40.5 stopnia gorączki co zagrażało jej życiu i zdrowiu. Dyspozytor skierował mnie jak najszybciej na oddział świątecznej i nocnej pomocy w Bolesławcu.
Po przyjeździe z dzieckiem, co chwila mdlejącym na rekach, zgłosiliśmy się na izbę przyjęć.. Pielęgniarka, która otworzyła nam drzwi powiedziała, że nas nie przyjmie bo nie ma pediatry. Kiedy jej powiedziałam, że dziecko ma ponad 40 stopni gorączki powiedziała ze to nie jej wina i kazała opuścić budynek.
Odmówiła udzielenia jakiejkolwiek pomocy. Z parkingu szpitalnego Zadzwoniłam jeszcze raz pod numer alarmowy gdzie powiedzieli mi, żebym zadzwoniła na policje bo to jest wbrew prawu.
Policja przyjęła zgłoszenie i kazali przyjść złożyć zawiadomienie. Ja po 10 minutach ponownie zadzwoniłam na numer alarmowy. Wtedy została wysłana do mnie karetka na parking szpitalny skąd zabrali mnie i dziecko do szpitala w Lubaniu.
Od pierwszego telefonu na numer alarmowy do przyjazdu karetki minęło 40 minut, które spędziliśmy na szpitalnym parkingu i nikt nie chciał nam pomóc. Całe szczęście że nic poważniejszego się nie stało. Ale mogło się stać, dlatego chciałabym poruszyć tę sprawę, żeby może ktoś coś z tym w końcu zrobi.- pisze mieszkanka Bolesławca.
- Znam ten przypadek - mówi dyrektor szpitala Kamil Barczyk. - Od 16 marca br nie działa w Bolesławcu Oddział Dziecięcy. Dzieci są mogą być leczone w szpitalu w Lubaniu. To jest incydentalny przypadek, dziecko od razu powinno być przewiezione do Lubania. To zapewne błąd dyspozytora - dodaje.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).