Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMAEfekt-Okna zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

~aa niezalogowany
8 lipca 2015r. o 1:06
:) Na dobranoc Emily ;)


Zachwyt poznawać poprzez Ból —
Jak Ślepcy poznają słońce!
Konać z pragnienia — słysząc szmer
Chłodnej Strugi na Łące!

Trwać na obcych wybrzeżach —
Choć rwie się do biegu stopa —
Gdy nas — w błękicie powietrza —
Zapach ojczyzny dopadł!

To — Najświetniejsza Udręka!
To — Najprzedniejsza Niedola!
To — cierpliwi Zdobywcy Laurów,
Których głosy — wyszkolone — w dole —

Wznoszą się nieprzerwaną Kolędą —
Niedosłyszalne, niestety,
Dla nas — tępszych komentatorów
Nieznanego Wielkiego Poety!

* * *

Sen - trzeźwo myślące istoty
Są przekonane o tym,
Że sen to zamknięcie oczu.

Sen to wielki przystanek,
Na którym niespotykane
Zastępy świadków kroczą.

Ludzie wysokiej rangi
Uważają poranki
Za rozpoczęcie dnia.

Poranek się nie zdarza!
To Aurora - poranna zorza -
Wschód Wieczności i blask -
Ktoś z jasnym transparentem -
Ktoś w czerwień owinięty -
Oto poranny brzask!

* * *
&list=RDe6kOnV0bLOU&index=33

:)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
11 lipca 2015r. o 0:55
:) kilka wierszy na te rozpoczynające się powoli żniwa ;)
może ściągną słoneczko na weekend :)

Zwózka Leopold Staff

Sprzymierzone z plemieniem pszczół w pracy zakonie,
Miodową je gościną chętnie darzą kłosy,
Ucząc się ziarnem tęsknić ku śpichrzów skarbonie,
Jak one w barć składają swe słodkie donosy.

Więc w opiekuńczej ciężkich swych skarbów obronie
Strasząc wąsem próżniacze rozbójniczki, osy,
Odganiają natręty i, dościgłe w plonie,
Kuszą swym złotym blaskiem srebrny połysk kosy.

I nazajutrz zuchwałe miodów rabuśnice
Widzą pola zmienione w ścierń jak czarów gusłem,
A drogą wozy wiozą żyto i pszenicę...
I gniewa je, gdy chłop się snopami rozczula,
Które w pasie, jak osy, ściśnięte powrósłem
Z wideł w stodoły wrota lecą jak do ula.


MOJE STRONY Teofil Lenartowicz

Pola, gdzie żniwa w plony obfite
Stajami świecą, jak dojrzy okiem,
I łąki, wonnym kwieciem pokryte,
Wody, szumiące jasnym potokiem,

Słońce, co złotem gaje powleka,
Pełne uroku jak przyjaźń człeka:
Tam zeszedł błogo życia początek,
Tam jest mój luby rodzinny kątek.

Pod skrzydłem dębu, topoli piórem
Gromada ptasząt zaśpiewa chórem,
A w którą stronę wiater powiewa,
Słodka melodia w ucho się wlewa.

Pod drzewem domek dziada, pradziadka,
Tam mnie na ręku nosiła matka;
Wszystko się sercu tak mile śmiało,
Wszystko, com kochał, tam się zostało.

Cieniste wierzby rosną nad strugiem,
Dźwięczny skowronek buja nad smugiem
I nad mogiły krzyżackie lata
Śpiewać mieszkańcom dawnego świata;

A krzyż przy drodze, ten stróż poległych,
Znak przyszłej w życiu zmiany szczęśliwej,
Słucha skowronka pieśni rzewliwej
O czasach dawnych, szybko ubiegłych.

Pomnę, wieczorem, z czeladzią razem,
Śląc w niebo modły za szczęście dzieci,
Ojciec przed świętym klękał obrazem.
Dziś przy kościółku leży pod głazem,
Cichy jak miesiąc, co mu tam świeci,
Zimny jak wicher, gdy na grób leci.

Co chwila nowy obraz się sunie,
Co chwila nowe wspomnienie bieży;
Wnet deszcz rzęsisty z oka wylunie,
Piorun przez usta słowem uderzy.

Lecz po co skargi, wspomnienia moje,
Przy was myśl smutna niech ma pogodę,
Płyńcie mi, dawnych pamiątek zdroje,
Z wami, wesołe, taniec zawiodę.

Jeszcze mazura usłyszę w dali,
Kiedy go szczera dziatwa wywija,
Ujrzę, jak para parę omija,
Jak się w ich licach krew żywo pali.

Hej mi, dziewczyno hoża, urodna,
Z twarzą rumianą, kwiatkiem we włosach,
Gdy masz sierp jutro rzucić po kłosach,
Dzisiaj na tany pospiesz, swobodna!

Ale dziewczyna z dala ucieka
I czegoś płacze - na coś narzeka.
Jutro ją znajdziesz, jak blask poranny,
U stóp ołtarza Najświętszej Panny,
A za kochanka, co gdzieś tam żyje,
Wianek ofiarny Bogu uwije.

Dalej, wspomnienia moje rodzinne,
Dalej, piosenki ciche, niewinne,
Grajcie mi jeszcze przeszłość kochaną,
W kwiatki rozkoszy świetnie przybraną.


Żniwo Tuwim

Nie kwiatami, lecz zbożem zasiewajmy groby
Ojców swych. Gdy ich ziemia przemiele w swych żarnach,
Wzniosą się, martwi, w kłosy, zjędrnieją nam w ziarna
I dopomną się szumem o żniwo żałoby.

A wtedy – na cmentarze, córki i synowie,
Szukać szczątków doczesnych w mogilnym poroście!
I wyłuskać je z kłosów, i spożyć jak hostię –
I dzieciom opowiedzieć o żywiącym grobie.


Wschód księżyca
Bronisława Ostrowska

Żeńcy idą od pola wieczorem,
Z głośnym śpiewem wędrują w gromadzie
I śpiewając przystają przed dworem,
Co zatonął cały w winogradzie.
Świerszcze strzygą i żaby rechocą,
Tarcz miesiąca powstaje w czerwieni,
Ogród mocniej zapachniał przed nocą
Wonią wczesnej pogodnej jesieni.
Ten chór nocy łagodnie daleki
Duszę dziwną ukaja harmonią;
Jakby dotąd tęskniła przez wieki
Za tą pieśnią, księżycem i wonią...
Jakby teraz zebrała swe plony
I wracała w dom by przodownica.
Śni sen szczęścia, swój sen niewyśniony
Popod wschodem krwawego księżyca.

:) dobranoc
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
12 lipca 2015r. o 2:05
:) spodobał mi się :) tylko strasznie dłuuuuugi ;) dla wytrwałych w poezji

Wincenty Pol

PIEŚŃ O ZIEMI NASZEJ

Co to tak się w głowie męci?
Rad bym duszę mą ocucił;
Ach, i z serca czy z pamięci
Coś wysnował i zanucił
Jakoś rzewnie czy miłośnie
I wesoło czy żałośnie,
Coś a bracie czy o bitwie,
O Koronie czy o Litwie?...
"Gadu, gadu, stary dziadu!
Pleć, pleciuga, byle długo;
Bajże, baju, po zwyczaju
O tym ,naszym polskim kraju!"
-W to mi grajcie, panie bracie!
W to mi grajcie, miły swacie!
Tyle szczęścia, co człek prześni,
Tyle życia, co jest w pieśni.

Długom błąkał się bez celu
I milczałem, troską blady.
Jak grobowy głaz Wawelu,
Bo nie było z wami rady.
W waśni bracia się rozdarła
I jak wróg mi życie zbrzydło,
Jak w więzieniu pieśń zamarła
I sokole zwisło skrzydło...
Dziś - gdy jest znów śpiewać komu,
Gdy was widzę znowu w zgodzie
W wielkopolskim starym domu,
Znów wam brząknę: "Żyj, Narodzie!"


*

A czy znasz ty, bracie młody,
Te pokrewne twoje rody?
Tych Górali i Litwinów,
I Żmudź świętą, i Rusinów?
A czy znasz ty, bracie młody,
Twoje ziemie, twoje wody?
Z czego słyną, kędy giną,
W jakim kraju i dunaju?

A czy znasz ty, bracie młody,
Twojej ziemi bujne płody?
Twe kurhany i mogiły,
I twe dzieje, co się śćmiły?

A czy wiesz ty, co w nich leży?
O, nie zawsze, o, nie wszędzie,
Młody orle, tak ci będzie,
Jako dzisiaj przy macierzy!

Trzeba będzie ważyć, służyć,
Milczeć, cierpieć i wojować!
I niejedno miłe zburzyć,
A inaczej odbudować...

Kto tam zgadnie, gdzie osiędziesz,
Jaką wodą w świat popłyniesz,
W której stronie walczyć będziesz
I od czyjej broni zginiesz?...

Wyleć ptakiem z tego gniazda,
Miłać będzie taka jazda,
Spojrzyć z góry na twe ziemie
I rodzime twoje plemie...

*

Tam na północ! hen, daleko!
Szumią puszcze ponad rzeką,
Tam świat inny, lud odmienny,
Kraj zapadły, równy, senny,
Często mszysty i piaszczysty,
Puszcze czarne, zboża marne,
Nieba bledsze, trawy rzedsze,
Rojsty grząskie, groble wąskie,
Ryby, grzyby i wędliny;
Lny dorodne, huk zwierzyny
I kęs chleba w czoła pocie. -
A na pański stół łakocie:
Lipce stare, łosie chrapy
I niedźwiedzie łapy.
Puszcz i żubrów to kraina,
A dziedzictwo Giedymina! -

Ćmią się puszcze, mgła się zbiera,
Po pasiekach kraj przeziera,
Wół za rogi orze zgliszcze,
W ostrym zwirze socha świszcze,
A za drogą, gdzieś w postronne,
Ciągną wózki jednokonne.
Koń obłączny w wózkach małych,
Lud w chodakach z łyku szytych,
W chatach dymem ogorzałych,
Dranicami płasko krytych.

Gdy na lud ten człek spoziera,
To aż serce żal opłynie
I zapytać chęć go zbiera:
Co ci ta, Litwinie? -
Ale Litwin nie wygada!
Bo w tej duszy hart nie lada!
Lud to cichy, rzewny, skryty,
Jak to mówią: kuty, bity.
Kiedy szczery, jak wosk topnie;
Ale gdy go kto zahaczy:
To i w grobie nie przebaczy
I na końcu swego dopnie! -
Choć kraj jego niebogaty,
Radzi sobie, bo oszczędny;
Nie marnuje grosz na szaty,
Bo rozsądny i oględny.
Nie zwykł on się kochać w krasie,
Ale myśli o zapasie
I dobytek w dom gromadzi,
I o jutrze wiecznie radzi.

Toteż znajdziesz w każdej porze
W bród wszystkiego, jak w komorze:
Czy w krajance, czy w gomółce,
Jest w serniku ser na półce.
Wiszą kumpie i wędliny,
I półgęski, i świniny;
Obok w długich żerdziach ryby;
Z siatki pachną leśne grzyby.
A kwas czysty miasto wody;
W lochu stoją białe miody,
Wódki starki i nalewki,
I rok cały lód przeleży. -
A już w świrnie wiszą wianki
I rozliczne przyodziewki;
Płótna cienkie, jasne tkanki
I przybory do odzieży.
W kubli stoi ów miód święty,

A dokoła włok rozpięty...
Nucąc pieśni o Birucie,
O Perkunie i Kiejstucie,
Przy łuczywie u komina
Przędzie miękki len drużyna;
A w pobliżu dziatwy zdrowej
Toczy kołem wąż domowy.
Krosna stoją w małym oknie
I czółenko pływa w włóknie;
Pieśni płyną, jak uroda,
A wiek schodzi niby woda...

Niby w ciężkim zadumaniu
O przeszłości czy kochaniu,
Stoją niemo czarne puszcze;
I rozlały się jeziora...
A po toniach ryba pluszcze,
A na niebie stoi gora:
Puszcze płoną gdzieś z daleka
I w zaścianku pies gdzieś szczeka,
A za głosem z tokowiska,
Czesze gęstwią leśnik śmiały,
Przez jelniki i zawały,
Do rodziny i ogniska.

Stanął - słucha - tam dzik ryje,
Uroczyskiem łoś pomyka,
Padła wietrząc wilk gdzieś wyje,
A puszczami żubr poryka...

"Da! niech ryje, niechaj wyje,
Niech pomyka, niech poryka,
Na strzał padnie mi przed psami,
Com dziś jeszcze nie zastrzelił,
Byle tylko się barciami
Niedżwiedź ze mną nie podzielił..."

Jak lud żyje po bożemu,
Tak i szlachta z sobą wzajem
Dawnym żyje obyczajem;
Na zaściankach po staremu
Czas jej duszy nie wykrzywił,
Nikt cię państwem nie oparzy,
A gdy w Litwie pan się zdarzy,
To pan sobie, jak Radziwiłł!

Bracia szlachta powietnicy,
Leśnych włości współdziedzicy,
W niebielonych siedzą dworach;
Tam to kolej do sąsiada
I z wielebnym ojcem rada:
O sejmikach, o wyborach,
Jaka komu padnie gałka,
Kogo wymieść na marszałka?
Wówczas z cicha to wybije,
Co się w głębi serca kryje;
A gdy w puszczy pociemnieje
I miód stary pierś rozgrzeje:
To przybędzie i czułości,
Wówczas żywiej i myśl płonie,
A więc radzą o Koronie,
O statucie i przyszłości;
Lub pociesznie drwią z Pinczuka
I z Żmudzina jak z nieuka.
Lud tam jeszcze nie zmięszany,
Wszystko jeszcze jest gniazdowe;
Jak te drogi powiatowe
Każdy swój i każdy znany.

Więc też każdy wie, co niesie,
A choć drugim nie pomiecie
Hardy strzelec w swoim lesie,
A brat szlachcic w swym powiecie.
I choć poznać nie da skoro,
Że o sobie wiele sądzi,
Choć w cichości i z pokorą
Ufa twardo, że nie zbłądzi,
Bo dokoła się ogląda
I wie dobrze, czego żąda;
A stąd bywa hart w naradzie -
"Litwin mądry nie po szkodzie";
I w tym głównie, głównie pono
Góra Litwy nad Koroną...
Lud nie darmo ta myśliwy
I skąpany w jezior łonie!
Bo głęboki jak wód tonie,
A jak łono puszcz, stróżliwy!
W puszczy też go widzieć warto,
Z strzelbą w ręku lub na łodzi;
Jak mu lekko i otwarto,
Jak strzał trafia, wiosło chodzi,
Jak zna dobrze wagę zwierza,
Wszystkie knieje i ostępy;
Kędy jaka rzeka zmierza,
Gdzie mielizny, rappy, kępy!
Toteż wodą czy na ledzie
Całą Litwą się przewiedzie.

Póki taje, jechać zdradno;
Lecz gdy w puszczach przyschną brody
Gdy rzekami kry opadną
I powtórne niskie wody:
Lądem, wodą, jadą, płyną,
Telegami i wiciną,
Do Mitawy, do Lipawy,
A Wiliją, Niemnem, Dźwiną
I do Tylży, i do Rygi,
Z kupią swoją na wyścigi.

Stamtąd Niemce i najemce
Za dalekie pławią morza,
Maszty; klepki, runo owiec
I niejedną beczkę zboża,
I niejeden lnu bierkowiec;
Litewskimi sycąc płody;
Zamorskiego ludu głody...

Jak za morzem Litwa spławna
Z puszcz odwiecznych w świecie sławna;
Tak o miedzę ziemia chlebna
Głodnym ludom jest potrzebna,
Żmudź to święta! Ziemia boża!
Na pół leśne jej obszary,
A na poły strojne w zboża;
Wolny oddech ma do morza
I wszystkiego ma do pary:
Bo lud wierny w ziemi zyznéj
I nieskąpo tej ojczyzny!

Od tych prądów świętej rzeki
Aż po morza brzeg daleki
I Łotyszów płone ziemie
Siadło twarde żmudzkie plewie.

Tam nie błyszczą pyszne gmachy,
Ale za to duże chaty
I wysokie dobre dachy,
Lud dorodny i bogaty.
Ponad drogą krzyżów pełno
I kapliczek tuż przy domu:
Lud odziany szarą wełną,
Pełen serca, pełen sromu
I zażywny, i niemarny,
Pracowity, gospodarny
I poważny, i nabożny;
Jednej krwi z tym swoim panem,
Jednej wiary z tym kapłanem.

Pan nie bywa tam wielmożny,
Nierozrzutny, ani butny:
A ksiądz biskup Boga sławi,
Do dobrego wiedzie ludzi
I jak ojciec błogosławi
Na odpuście "świętej Żmudzi!"
Lud tam żyje po zakonie,
A więc zda się zimny zrazu;
Lecz gdy serce zawre w łonie,
Nie usłyszysz z ust wyrazu;
Lecz łza tryśnie na wpół rzewna,
Na wpół krwawa, na wpół gniewna,
Piersi jękną z tajnej głębi,
Zamiar padnie, niby w studnie,
Lecz czas krwi tej nie wyziębi,
Dusza jego nie wychłódnie
I wypływie na jaw w czynie!


*

Gdy chcesz. wiedzieć, co to chowa
Nasza przeszłość w swoim łanie,
Jako stara sława płonie:
To jedź, bracie, do Krakowa.

Jeśli poznać chcesz zabawy,
Serce niewiast, świat ochoczy,
Gładkie słówka, piękne oczy:
To jedź, bracie, do Warszawy.

Jeśli myśl ci przyjdzie mylna
Zwątpić w przyszłość i w swobodę,
Wówczas, bracie, jedź do Wilna
Poznać z hartem dusze młode.

Gdy widoku szukasz złota,
Patrz, gdzie nędza obok błota;
Gdzie człek żyje śród spodlenia,
Znajdziesz ducha poświęcenia.

Do rozumu nie ma klucza,
Ale wszędzie jest w odwodzie,
Kędy bieda już dokucza,
Gdzie pracuje człek o głodzie.

Lecz gdyś w świecie trochę pożył
I zatęsknisz już do ludzi,
Czystych, jako Bóg ich stworzył,
To się przypatrz im na Żmudzi!
A gdy Żmudź ci przyjdzie rzucić,
Nazad Litwą znowu wrócić,
To przed pińską opatrz drogą
Wóz twój dobrze w potrzeb wszelką;
Bo w pustynię wjedziesz wielką,
W ziemię dżdżystą i ubogą.

Droga pójdzie ci przez błota,
Po nich długi pomost spłynie,
W oczeretach oko zginie,
A kraj nudny niby słota!

Ani ruchu, ani duchu,
Woda stoi, wiatr nie wieje;
Lud po puszczach mało sieje;
Jedno lasem się zabawia:
Dziegieć pali, drzewo spławia,
Drze dranice, gnie obody
I nałożon jest do wody,
Jak tych bobrów leśne plemie,
Co z nim na spół trzyma ziemie.

Mnóstwo jezior, rzek niemało
Po kotlinach się rozlało;
Miasto trawy, rokiciny,
Miasto bydła, huk zwierzyny.

Lud też strzelcem, póki lody;
Lecz gdy z wiosną ruszą wody,
A po puszczach wzbiorą kały:
To pod wodą jest kraj cały,
A bezpieczen lud na łodzi
Pływa wszystek śród powodzi.

*

Gdy wyniesiesz z pińskiej drogi
Z ludźmi twymi całe ziobra,
A z furmanką całe nogi:
Podróż była bardzo dobra!
Lecz pamiętaj gałęź choją,
Poza bryką zatknąć swoją,
Gdy się będziesz na Ruś wdzierać;
Pamiętaj się nie obzierać,
By ci czego bies nie wlepił
I za bryką nie wczepił!
A gdy wjedziesz w Ruś pasznistą,
Równą, suchą, nielesistą,
W lada którym ruskim siole
Krasawice stojąc w kole
"Z puszczy jadą" - wołać będą
I z hałasem wóz obsiędą,
I rozerwą gałęź choją,
I do cerkwi się przystroją.

Gdy przypomnisz wówczas sobie
Owe puszcze, patrząc krajem,
Mrówie pójdzie aż po tobie,
A Ruś ci się wyda rajem!

Kędy wóz twój, bracie, wbiegnie
Na szerokie czarne drogi,
Tam przed Labą Wołyń legnie
I zapomnisz kraj ubogi.

W lewo spłyną czarne role
Ukrainy bujne leże:
Na wprost, aż po Dniestr, Podole;
A wzdłuż Dniestru - Pobereże.
Tam już dostać wody zdrowéj,
Tam krynice i dąbrowy,
I brzozowe czyste gaje,
A pług czarną ziemię kraje.

Z wolna wznoszą się kopanie,
Rzeki śmielsze nurty wiodą
I tam, kędy łan nadstanie,
Ciągną stawy się za wodą.
Czajki wrzeszczą nad błotami,
Bocian stoi nad żabieńcem,
A rybitwy krążą wieńcem,
Ponad groblą i wodami...

Jeśliś, bracie, jest myśliwy,
Na wołyńskie zajedź stawy:
Boś nie słyszał takiej wrzawy
Dzikich ptaków, jakoś żywy.
Podsuń czółnem pod szuwary,
Bo pocieszne ptasze rady,
Tam to sejmy, tam to gwary
I zaloty, i biesiady!
Słysząc krzyki i gwar dziki,
Patrząc na te ptasze zwady,
Tak się dziwnie w myśli plecie,
Tak się tonie w ptaszej wrzawie,
Iż przepomni człek o świecie;
Wstyd to mówić, lecz żal prawie,
Że człek ptakiem sam nie żyje,
Takie szczęsne to bestyje!

Pełny oddech ma tam życie
I wszystkiego w bród obficie:
Ryb i zboża, i świniny,
Bydła, koni i zwierzyny,
I konopi, pszczół i miodu,
I niemało też ,narodu!

Tam, ku górom midoborskim
Coraz wyżej kraj się wznosi;
Milę jedziesz kranem dworskim,
Ziemia z datkiem aż się prosi!
Lecz człek pracy nie podoła,
Bo choć duże, długie sioła,
Więcej ziemi, więcej trudu
Niż jest szczęścia, niż jest ludu;
Smutna bywa ludu dola,
Bo pan twardy i niewola;
Nie pocieszyć się tym dobrem,
Kędy praca lezie ziobrem.
Otoż kiedy łan obsiewa,
Smutne dumy lud tam śpiewa
I śród wioski niegrodzonej
W wiecznej żyje on tęsknicy...
Ruskie kawki i gawrony
Gwarzą tłumnie na dzwonnicy;
Przy niej stoi dąb odwieczny
Jak śród ludu kniaź bezpieczny.

Cerkiew z trzema kopułami,
W niej odprawa - a pokłony,
Przed carskimi stojąc drzwiami,
Bije lud na twardo chrzczony!

Na nim kożuch ślni barani
Albo świta domu bita,
Rzemień suty i but kuty,
A bekiesza z sukna na niéj,
A na dziewce wieniec z ruty.
I naówczas wzdłuż krainy
Drzemią łęgi a caryny...
Lecz w dzień budny w polu głośno
I hukanie grzmi donośno,
A gdy cichnie nad wieczorem,
Ścielą mgły się ponad borem;
Z pasowiska wraca stado,
Żuraw skrzypi u krynicy,
A koniuchy na noc jadą;
A ostatni blask wieczoru
Złoci białe szczyty dworu
I potrójny krzyż cerkwicy...

Wówczas starzy się gromadzą
I o swoim statku radzą,
Przy kieliszku w karczmie kumy. -
Na potulne wieczornice
Ciągną z śmiechem krasawice,
Stare, ruskie piejąc dumy. -
I matula świeci doma,
Choć już północ. kur ogłosi;
A donieczka, choć się sroma,
Choć się sroma, chłopców prosi,
Aby nie iść do dom samej:
Bo się różnie ludziom zdarza
Na przełazie u smętarza
I u dworskiej, pańskiej bramy.
Różnie sobie dziewczę wróży,
Za co jej to chłopak służy?
A za służbę tak użytą
Płaci całus, słodkie myto!
Gdyby matuś nie łajali,
Toby pewno się żegnali
Bez ustanku, aż do ranku,
Bo to nigdy już niesyta
Młoda dusza tego myta...

Tyle też to szczęścia, tyle,
Co te nocne dadzą chwile!
Bo o świcie, krwawe życie!
Nie ma kumy, nie ma swata,
Nie usłyszy nikt już śpiewki.
Gdy ataman zakołata:
"Hej, do dwora!" - Nie przelewki! -
Ba tam, kiedy dwór - to wielki!
Kiedy posłuch - to już wszelki!
Kiedy liczą - to miliony!
Kiedy jedzą - to łakotki!
Kiedy biją - to na sotki! -
Kiedy pan - to urodzony
Pewno z księcia albo z króla!
W domu jego dworno, szumno,
A tak straszna jego wola,
Że nieposłuch - chłopu trumną!

Tysiąc pługów na obszarze
Orze zagon, gdy pan każe;
I po dawnym tam zwyczaju
Brzęczy złoto przy tokaju.
Koń arabski rży przy żłobie,
Służba panu szczerość kłamie,
A o głodzie i po dobie
Drzy przy koniu kozak w bramie.

Gdy przybędziesz tam nieznany,
Pan cię dumnym .okiem zbada;
Sam zamorską mową gada,
A z błazeńska dwór ubrany.
Na to tylko w dym cię prosi,
By cię dumą upokorzył,
Bo łaskawie ledwo znosi,
Że i ciebie Pan Bóg stworzył...

Choć cię w świecie brano w kleszcze,
Choć wyszedłeś już z językiem
Jak to mówią - ze szkół jeszcze,
A z żołnierki szczwanym ćwikiem:
Nie znasz, z czego począć mowę,
Kiedy w taki dom przybędziesz -
Choć do kogo się przysiędziesz,
Takie wszystko czcze, jałowe,
Nieużyte, zimne, twarde,
Takie nudne, takie harde,
Jakby nigdy nie słyszeli
Polskiej mowy, brzęku strony;
Nigdy serca nie ujęli,
A w tym sercu krwi czerwonéj!

Nie po cnocie, lecz po złocie
Poznasz, że ta wnuk hetmański;
Albo tylko po klejnocie,
Co ozdabia dworzec pański.
Już z przeszłości ani cienia;
Ni zwyczaju, ani zbroi,
Państwo tam za wszystko stoi!
Nic polskiego - krom imienia...

Nim by z nami los dzielili,
Nim by jeszcze warci byli
Promnickiego kawał chleba
I braterstwa, i swobody:
Ochrzcić by ich jeszcze wprzody
W Wiśle albo w Gople trzeba.

Prędzej w duszy tam niewieściéj
Rzewna, prawa myśl zagości
I dzisiejszych tych boleści,
I bezprawia, i przyszłości:
Lecz o panu Ryczywole
(Jak ów mówił) milczeć wolę!

Jednak - jeśli chcesz z pociechą
Kraj opuścić, to patrz, bracie,
Kędy donn pod niższą strzechą,
Tam przyjęcie czeka na cię.
Tam młódź rzezka i świat inny,
Umysł prawy i niewinny,
Tam się jeszcze tylko chowa
Serce polskie i myśl zdrowa,
A zacisznie i w kąciku,
I w pomiernym tym staniku...

*

Gdy wołyńskie łany rzucisz
I na wschód twe konie zwrócisz,
Bez oporu oko zginie
W pogranicznej Ukrainie.
Tam to konie, tam to charty,
Step rozległy, świat otwarty!
Wóz twój wbiegnie na rozdroża,
Wiatr zaleci cię ad morza;
I krew raźniej ruszy w żyłach,
I koń czujniej strzygnie uchem;
Drogę swoję po mogiłach

Liczyć będziesz stepem głuchym.
Tam świat bystry, trzeźwy, czujny,
Jak na czatach błysk oszczepu,
Jak młodości umysł bujny,
Tak szeroki oddech stepu!
W jarach kraj ku rzekom spada,
Ziemia głuchym jękiem gada,
Dumka mówi o przeszłości,
A wiatr bieli stare kości...

Hej, ku morzu, ku Czarnemu,
Ku limanu szerokiemu,
Na południe Dniepr tam płynie!
A cześć Ławrze! Sława Bogu!
Hulaj, koniu, po rozłogu,
Nam żyć tylko w Ukrainie!

Szumi woda porohami,
Od porohów sokół leci,
Wicher wyje mogiłami,
Wilk oczyma nocą świeci,
Burzanami koza dzika,
Oczeretem lis pomyka.
Pędzi tabun, gdy wilk wpadnie,
We mgłach dyszą ciche jary
I mkną mary przez czahary,
I krynica bije na dnie...
A tu czesze stepem; borem,
Z listem Kozak, gdzie pan każe;
I czumackie ciągną maże
Od Limanów w świat taborem;
Po rozdrożach czort je wodzi
I tumany nocne płodzi...

Ponad Dnieprem, między jary,
Zasiadł dumnie Kijów stary;
Tam złocone monastery,
A w nich czerńce staro-wiery;
A gościńcem do Kijowa
Płyną maże z miodem, z zbożem;
A po Dnieprze, niby morzem,
Z puszcz poleskich spławy drzewa.

Rzeki ciągną się jarami,
A nad nimi długie sioła;
Na lewadach, za sadami,
Bujny lud, jak w ulu pszczoła.
Niby sosna, niby wiosna,
Ukraińska krasawica;
A mołojec każdy wojec,
Raźny, harny, a od lica!
W sercu śmiałym, w żyłach zdrowych
Bije dotąd krew koszowych;
A jak krew ich w żyłach bije,
Tak ich pamięć w pieśni żyje;
Jak stepami Dniepru szumy,
Płyną siołem stare dumy...
A po dworach pusta służba
I koń czerkies, Kozak drużba;
I poszyto, i obuto,
Nie wymyślnie, ale suto!

Tu języka Lach nie zbłaźni,
Jak przed wiekiem nieodrodny;
Stały w gniewie i w przyjaźni,
I zuchały, i dorodny;
Nie zwykł w księgach łamać głowy,
Ale z serca idą mowy,
Chwat po prostu! lubi konie,
Węgrzyn stary, krymskie burki,
Charty, łowy, jasne bronie
I bekieszki, i lisiurki.
W męskim ciele serce prawe,
W prostej głowie rozum zdrowy;
A za dobrą jaką sprawę
Zawsze życie dać gotowy.
Bo tak ojciec i dziad czynił,
Więc i syn, i wnuk się kusi:
Niechaj padnie, co paść musi,
Byle człek się nie obwinił...

*

Jasne słońce nad Podolem!
Po parowach kraj się zboczył;
Wielkim łukiem czy półkolem
Dniestr ku morzu się zatoczył...

Jarem, jarem za towarem;
Obłogami za wołami,
Manowcami za owcami -
Pobereżem na Podole,
A w Podolu jak w stodole!

Jak zaległy ziemie boże,
Przebież kraje, przerzuć mole,
Zjedź świat cały, przepłyń morze,
Nie ma kraju nad Podole!
Jak zasięgnie tylko oko
I daleko, i szeroko,
Świat kłosami tylko płynie
I w obszarach oko ginie...

Tu kraj cały jednym łanem
I nadany wszelkim płodem;
Płynie mlekiem, płynie miodem;
A lud cały wielkim panem!

Ziemie czarme, niepochybne,
Pasze żyzne, wody rybne,
Mało wprawdzie trochę lasa,
Ale za to chleb do pasa!
Z rolą człek się tam nie kłopi,
Słomę pali, nawóz topi
I co zmoże, w skład wyorze,
A jak umie, Boga chwali!
Kilkoletnie sterty, brogi
W toku z laty poczerniałe,
Jak miasteczka stoją małe,
Niestrzeżone, na obszarze -
I na polu skot w koszarze,
Co zabiela dniem rozłogi.
A skot bywa szerści siwéj,
A koń bywa gęstej grzywy,
Nóg żelaznych, twardej skóry,
Bez narowu, lecz ponury.
Za okopem lub za płatem
Wsie zamknięte kołowrotem;
A choć rzadkie, duże, syte,
Chaty czysto wymuskane,
Strzechy grubo, równo szyte,
Drogi rowem okopane.

Kiedy spuścisz się ku wodzie,
Tyś zajechał niby w góry:
Skała żebrem wzrok ubodzie,
Brzegowiska istne mury;
Po nich pnie się zarośl młoda,
Z nich urwisko skał opadło,
Na łotokach szumi wada,
A staw czysty jak zwierzciadło!
Lecz gdy wymkniesz się z parowu,
Skały znikną, szum nastanie,
Jakbyś był na stepie znowu,
Równo, cicho znów na łanie...

Cicha - jednak niby ludno:
Wszędy zboża, wszędy krzyże,
Konik polny piosnkę strzyże,
O mogiłę też nie trudno...

Kłosy płyną w lekkiej fali,
A gdzieś widne w sinej dali
Brzozy smutne i powiewne,
I dąbrowy starodrzewne...
A i ludu wdzięczne lica,
Boć to czysto, biało odzian,
Jak dąb młody rzeski młodzian,
A dzieweczka - jak pszenica!

W chacie też to człeka radzi
Bogiem, chlebem witać w progu;
I Bóg gościa spać prowadzi,
I na drogę zlecą Bogu.
Stary zwyczaj - dobre plemie -
Człek po Bogu - chleb po ziemie -
Wszystko zgodne - wszystko w cale -
Lecz i tutaj "nie bez ale!"

Bo śród bożej tej krainy,
W tło narodu ćma się wprzęgła,
Co z klęsk kraju się wylęgła -
Czeladź podła, wszemu krzywa;
Która wierzchem ludu pływa,
Jak nieczyste szumowiny!

Daj ją katu, gospodyniu,
I to zboże czyść z kąkolu!
Gorszy niż pan na Wołyniu
Jest półpanek na Podolu!

Wzrośli oni w ziemi naszéj
I rozbojem, i kradzieżą
Za plecyma naprzód Baszy -
A dźwignąwszy się łupieżą,
Z padstarościch na dziedzica,
By tumanem świat złudzili,
W carskie grafy się poszyli -
Resztę dała Targowica...

Że ich państwo nowej daty,
Więc co swoje, to im wadzi:
I pod lada stare graty
Podszyć by się chętnie radzi!
A więc świecą blichtrem, szumem,
Drżą przed ludem i rozumem,
I przed Bogiem, i przed Wiarą,
Przed przyszłością i przed karą.
I na ich to kiedyś głowę
Spadną grzechy zaborowe!

Chroń się, bracie, ich widoku,
Bo niemiło cię poruszy.
Co u ciebie w sercu, w oku,
Nie postało to w ich duszy!
Lecz raz jeszcze potocz okiem,
Po tych łąkach, po tych łanach
I po stawie, po szerokim,
I po złotych tych basztanach;
A wypiwszy strzemiennego,
Starym miodem lub wiszniakiem
Z rąk człowieka poczciwego,
Jedź na zachód bitym szlakiem,
Bo od tych to niw, kurhanu
Aż do Bugu, aż do Sanu,
Leży, czarno wyorana,
Ruś czerwona, Ruś hreczana!

A od ruskich rzek wybrzeży,
Aż po Tatrów pierś jałową,
Po dziedzinę krakusową,
Tam po Odrę, po Żuławy,
Stara ziemia Piasta leży;
I lud gnieździ starej sławy,
A w pośrodku Wisła bieży!

Na południu w jasne chmury
Wystrzeliły sine góry!
Za górami, za lasami
Poszedł Beskid granicami!
Wziął się, kędy Wisły źródła,
A zaginął ,;w Czarnym Lesie",
Kędy zwierz się w gawrach kudła,
A ku równiom Świeca rwie się.

Tam to szumią górskie wody,
Wierzchem ćmią się jaworzyny
I woń ronią połoniny,
I jelenie wieją chłody!
A Beskidem płyną chmury
W czarne lasy, w silne góry...

Z Bogiem, ludu, z Bogiem, w Bogu
Od tych źródeł do Rozrogu!
Boć ci dobrze w twoich górach,
Na tym owsie i żętycy!
Orły twoje współdziedzicy
I swobodny ów świat w chmurach.

Jak potopu świata fale
Zamrożone w swoim biegu,
Stoją nagie Tatry w śniegu,
By graniczny słup zuchwale!
Biodra Tatrów las osłania,
Ponad nimi stoi chmura,
A po halach wiatr przegania
Uronione orle pióra.
Świat ta chłodny - a Łomnica
Świeci polskiej ziemi do dnia
Nad Tatrami, jak pochodnia,
A na pełni, jak gromnica...

Każda skała z Tobą gada;
Wiatr, co w równiach ledwo wieje,
Z nóg tam garnie - deszcz, co pada,
To już w turniach śniegiem sieje.
A powyżej, wyżej jeszcze,
Pływa sobie orle wieszcze.
Gdy wyleci i zawiśnie
Na błękicie bez obłoku
I dokoła okiem błyśnie:
Widne stamtąd jego oku
Okolicznych wieżyc dachy,
Polskie puszcze i ziemice,
Krakowskiego zamku gmachy
I węgierskich gór winnice...

Czeladź górska też nie podła;
Lud wysmukły niby jodła,
Niby górski potok szybki,
Jak ptak lekki, jak pręt gibki,
Wiecznie niby młody młodzian!
Strój ma krótko ukasany,
Topor jasno nabijany,
A sam wszystek wełną odzian.

Czysty, ludzki, szczeromowny,
Strojny, dbały i budowny,
Zna się dobrze i na ziołach,
I na gwiazdach, na pogodzie,
Śmiały w skałach i na wodzie,
A radniejszy niż lud w dołach.

Ziemia jego mało rodzi,
Więc też luźno człek nie chodzi;
Gdy opędzi zimę snopkiem,
Idzie w równie za zarobkiem.
Do topora lud to sprawny,
A do kosy jaki sławny!
Jaki wesół i ochoczy,
Gdy na kośbę w równie rusza!
Jak przyśpiewa i wyskoczy,
Jaka to tam w tańcu dusza!

Na świętego; na Wojciecha,
U nas w polu już pociecha;
Ale w górach ledwo taje
I zaledwo jar nastaje.
A na świątki, na Zielone,
Szumią majem świeże lasy,
Owce w góry wypędzone,
W halach schodzą się juhasy -
Stary baca rej im wodzi,
Pies liptowski strzeże owiec,
A przez lato juhas zbrodzi
Każdy potok i manowiec.

*

W góry! w góry, miły bracie!
Tam swoboda czeka na cię.
Na szałase do pasterzy,
Gdzie ze źródła woda bieży,
Gdzie się serce z sercem mierzy
I w swobodę człowiek wierzy!
Tutaj silniej świat oddycha,
Tu się szczerzej człek uśmiecha,

Gdy się wiosną śmieją góry.
A gdy ponad turnie czasem,
Przegrzmi latem nagła burza,
To zieleńsze potem wzgórza,
Popod hale, ponad lasem,
Świeższe, żywsze, barwy, wonie
I powietrze bywa lżejsze,
Ach, i bole serca mniejsze!
Czystsze czucia w lżejszym łonie...
Trawnik błyszczy w świeższych rosach,
A olbrzymie półobręcze,
Rajskie wstęgi, jasne tęcze
Pną się łukiem po niebiosach!

O, te skarby, te obrazy
I natury, i swobody:
Chwytaj, pókiś jeszcze młody,
Póki w sercu jeszcze rano!
Bo nie wrócą ci dwa razy,
A schwycone pozostaną...
Nie wyrywaj się z gościny,
Gdy cię losy tam zawiodą.
A z powrotem puść się wodą,
Na Dunajcu przez Pieniny,
W równie - w równie, gdzie ci tworzyć,
Gdzie ci działać, bez wahania
I w potrzebie żywot złożyć
W dobrej sprawie z przekonania!

Bo od gór tych aż po morza
Legła ziemia sławna z zboża,
Z wiary, z męstwa, z gościnności
I z nieładu, i z wolności!.
Wielka krzywdą i cierpieniem,
Święta krwi tej poświęceniem!
Bóg, choć dojmie, błogosławi
I dał szczodrą ręką z nieba
Narodowi, co mu trzeba,
Jako ojciec - Staszic prawi:
"Dał mu chleba i stal twardą,
Złota, srebra, jedno w miarę!"
Serce czułe - duszę hardą -
Miękką wolę - silną wiarę -
Kraj otwarty - miłość kraju -
Złych sąsiadów - ramie silne -
Mądrość złożył w obyczaju
I dał czucie nieomylne!

Toteż ludzie tam najszczersi!
Tam to polski świat ochoczy,
Serce chłopcom ledwo z piersi,
A krew z lica nie wyskoczy.
Tam to dziewcząt śliczne oczy!
Do taneczka tylko śpiewki,
Stare baby wygadane,
A wesołe i rumiane
U matusi rosną dziewki.

Kędy wzgórek, to i dworek,
Kędy wioska, tam i woda,
Kowal pijak i gospoda -
A nad wioską i nad borem,
Nad sadami i nad dworem,
Jasną blachą pobijany
Świeci kościół murowany.
Stare drzewa wieży bronią
I na Anioł Pański dzwonią;
A gołębie krążą stadem
Nad plebanią i nad sadem...

Dwór pod lipą stoi biały,
Pod piastowym dębem chata,
Nad nią bocian gniazda splata,
A w niej żyje lud zuchwały.
Po nim gęsta bywa blizna,
Bo po ojcu broń puścizna:
Kord we dworze wisi stary,
W chacie stoi kosa stara,
A lud jednej krwi a wiary,
A krew polska i ta wiara!
Po kościołach chwała boska,
Na odpusty naród płynie
I cudowna Częstochowska,
Jak szeroka Polska, słynie!
Rej na godach drużba wiedzie,
A z weselem kulik jedzie!
Tam to druhny, śpiew miluchny
I gospodarz gościom rady;
Tam to tany a biesiady!
A gosposie takie wdzięczne,
Takie lube i urocze
I w przyjęciu takie zręczne,
Iż gdy która cię powita,
Z mazowiecka zaszczebiocze
I ogości, i opyta:
To aż serce żałość chwyta. -
Taka to tam szczera mowa,
Tak serdeczne, proste słowa!

Póki zgodnie, póty zgodnie,
To i miło, i swobodnie!
Lecz gdy obcy w bójkę wda się,
Gdzie rzempolą raźno grajki;
Nie policzy kółek w pasie,
Gdy go wezmą na kiłajki!
Tam nie żarty, bójka sroga;
Pod razami trzeszczą kości,
A kosterę wiedzie droga
Suchym lasem do wieczności!

Bo to lud, co krew ma w żyłach,
A krew pono nie jest lodem!
Lud to z Pana Boga rodem,
Toteż czuje się na siłach.
Więc do czego się sposobi,
To nie idzie mu już żmudnie
I co robi, to już robi
Z całej duszy nie obłudnie!

Gdy pracuje - to już szczerze,
Kiedy sądzi - to z powagą,
Gdy się modli - w dobrej wierze,
A gdy mówi - to rzecz nagą!
Kiedy kocha - to serdecznie!
Lecz nie bardzo tam bezpiecznie,
Gdzie na wroga godzi składnie:
Bo się bije rad gromadnie -
I co pocznie za gromadą
I za wspólną ludzką radą,
Toteż idzie mu i składnie.

Więc czy w drodze, czy to w rynkach,
Czy na polu, czy w kościele,
Na dograbkach, na obżynkach,
Wszędzie razem ludu wiele.
Przy zabawie czy przy pracy,
Wszędzie razem, pieśnią, mową,
Wszędzie jedni i jednacy
Czy do pitki, czy do bitki,
Czy do szklanki, czy do tanki,
Czy to przyjdzie do piosenki,
Czy dołożyć przyjdzie ręki,
Czy nałożyć przyjdzie głową!

A przy szklance, pogadance,
Jeśli wspomnisz mu o żonie,
O domowym jego progu I ojczystym tym zagonie,
I o dziatwie, i o Bogu:
Toś mu zabrał duszę całą!
To i we łzach się rozpłynie,
I przebaczy lub pominie
Krzywdę wielką, jak rzecz małą.

Choć to swoje, człek się kusi
I pochwalić, co się godzi:
Niezła ziemia to być musi,
Kiedy takie ludzie rodzi!

Częste, gęste piaski, laski,
Lecz głód rzadki, Bogu dzięki!
Gdy się naród rzuci rojem
I dołoży silnej ręki,
To nie darmo się i znoim:
Gumna, stogi się postroją
I jest dosyć w potrzeb swoją,
I świat karmim chlebem swoim.
Głośno słyną te pszenice
I za morzem ziemie maskie:
Sandomierskie i kujawskie,
I proszowskie okolice!

Choć im jedna świeci zorza,
Jednak różne znajdziesz kraje;
Lecz po dworach, aż po morza,
Wszędzie jedne obyczaje:
W stajni konik domorosły,
W domu ściana modrzewiowa,
Umysł hojny i wyniosły,
A cnota domowa!

Przy dziedzińcu dom chędogi,
Półtoraczne ławy w ganku,
Sień obszerna, a przy wianku
Wiszą strzelby, smycze, rogi,
Kordy, rzędy, drożne burki
I wyprawne pękiem skórki,
Drzwi na oścież - a w pokoju
Stół dębowy, woskowany,
Pod nim niedźwiedź rozesłany,
Dzban cynowy do napoju,
A na ścianach antenaty,
A na półkach śrebrne blaty.
Jak dzień boży, szum na sali,
A z tej sali coraz daléj
W lewo, w prawo, jasne, ciemne,
Opuszczone i przyjemne,
Jawne, strojne i ukryte,
I bielone, i obite,
Zakomórki i kąciki,
I pokoje, pokoiki,
I sioneczki, narożniki!

To dla pana, dla jejmości,
To dla panien, to dla gości,
Dla paniczów, pokojowych,
To dla panien respektowych.

Co tam schowka, co tam sprzętów,
Dworskiej służby, rezydentów!
A dopieroż spojrzeć wkoło,
Po układzie tym pokojem,
Jak tam dziwnie i wesoło,
Jak tam każde swoim strojem
W swym gniazdeczku się sadowi,
Ktoż sto wszystko wam opowie?! -

Wielkie domy za granicą;
A w nich ciasno, choć nie ludno.
U nas mury się nie świécą,
A o kącik nie tak trudno.
Ledwo człek by czasem wierzył,
Dom niewielki - wtem gość wchodzi:
Ot i domek się rozszerzył
I wnet miejsce gdzieś się rodzi.
Przybył drugi i dziesiąty
I nie ciasno jest nikomu:
Wyprzątnięto wszystkie kąty,
Coraz szerzej w małym domu;
Zda się, że pan domu sobie
Ścian i miejsca gdzieś przysporzył,
A on tylko w domu tobie
Drzwi i serce swe otworzył.
I ta strzecha, choć uboga,
Chociaż niska, przecież bliska,
Dla obcego i dla swego
I od Boga aż do wroga
Jest tu miejsce dla każdego.

A dopieroż to przyjęcie,
Jakie bywa w polskim domu!
Jak tam każdy goszczom święcie!
Jak nie braknie nic nikomu!
W dzień wesoło, w noc rzęsisto,
Biała, gładko, potoczysto.
Czeladź syta i okryta,
Wszystko w czasie urządzone,
Przymoszczone, osłodzone,
Indyk kruchy, kapłon tłusty,
A do tego dzban nie pusty.
Jest czym serce rozweselić,
Jest się wszystkim czym obdzielić.
Choć przyjęcie najłaskawsze,
Jest mis parę, parę dzbanów,
Zostawianych jeszcze zawsze
Dla "Zagórskich Panów!"

Lecz gdy rzucisz stoły hojne
I pominiesz dworską bramę,
Ściany jakby nie te same,
Znowu ciche i spokojne...
Przed świętymi lampa płonie,
Na kominku ogień strzela,
A tym światłem czasem spłonie
Ponad łożem karabela...

Gdy za wcześnie do spoczynku,
A Bóg nie dał w dom sąsiada,
Osiwiała para siada
Do mariasza przy kominku:
I jegomość kartę łaje,
A z czterdziestu jejmość zdaje...

Wszystko cicho - nic nie szaśnie,
Czasem tylko warta wrzaśnie
Albo kotki załopocą
Lub panienki zachichocą...

Bo i coż to tam za żywość
Młodych Polek i uroda!
Tam wstyd szczery, tam poczciwość,
Tam po Bogu dusza młoda!
Boć ta w Cnocie i w szczerocie
W wiejskim domku uchowane,
Wypieszczone, umuskane;
Niby dumne i dostojne,
A potulne, jak trusiątka!
Niby dworne, a pokorne,
Jakieś takie bogobojne
Jakby jakie niebożątka!

Myśl ich cicho w życiu świeci,
Pełne życia, jak nadzieje;
Lubią pieśni, tańce, dzieci,
Wiosnę, kwiaty, stare dzieje...

Gdy wesołe, istne trzpiotki
I wiewiórki, i szczebiotki!
Lecz gdy w smutku myśl zagrzebie,
Wówczas Polka taka rzewna:
Iż uwierzysz, że jej krewna
Najsmutniejsza z gwiazd na niebie!
Choć człek duszy jej nie zbadał,
Wkoło serca tak tam prawo,
Tak rozkosznie i tak łzawo,
Jakbyś grzechy wyspowiadał.
A gdy uśmiech łzę pokryje
I dla ciebie serce bije:
To cię dojmie tak do żywa,
Iż to cudne, cudne dziwa,
Że się serce nie rozpłynie,
Że od szczęścia człek nie zginie!
Zda się, że to żyjesz społem
Z rajskim dzieckiem czy z aniołem.
Lecz to szczęście, nie tak tanie,
Przeboleje dusza młoda;
Jednak lat i łez nie szkoda,
Boć raz w życiu to kochanie,
A jak ci się która poda
Z całej duszy i statecznie,
To już twoją będzie wiecznie
I w ład pójdzie ci z nią życie,
Bo twej duszy nie wyziębi:
Ona sercem pojmie skrycie,
Co myśl wieku dźwiga z głębi,
Co się w czasie zrywa, waży,
To w rumieńcu na jej twarzy
Jak w zwierciedle się odbije,
Bo w tym łonie przyszłość żyje!
A czy chcecie wiedzieć jaka? -

Świetna! świetna, jak myśl ona,
Którą natchnie Bóg i bitwa!
Czysta, święta jak modlitwa
Przed skonaniem odmówiona,
A potężna jak lud kmiecy,
Co ją dzwignie swymi plecy! -
Wyleć, wyleć, orle młody!
Ponad ziemię, ponad grady
Z myślą, z pieśnią wyleć społem,
Potocz młodą duszę kołem!
Wyleć śmiało i wysoko,
I odetchnij w świat szeroka!
Obleć ziemię skrzydłem gońca,
Opatrz wszystko okiem słońca!
Bo tych twoich borów szumy
I tych łanów złote kłosy,
I tych ludów śpiewne dumy
I wód fale, i niebiosy -
Grają jedną pieśnią zgodną,
Jak Bóg wielką i swobodną!
Pieśnią, której nic nie stłumi!
Temu tylko zrozumiałą,
Kto zrósł z ziemią duszą całą,
Kto za kraj ten zginąć umie...

Gdyby wiarze pognębionej
Traf szczęśliwy podał plecy,
A tej szlachcie znarowionej
Gdyby Bóg dał rozum kmiecy:
Cóż za życie pełne cudu!
Co za dola! co za zorza!
Zeszłaby nam z tego morza
I świeciłaby dla ludu!

Bo i cóż to tam za dusza,
Co tym ludem skrycie wzrusza!?
I wybija w tych to pieniach,
W hej dzielności na igrzysku;
I w tych męskich uniesieniach
Na pobojowisku! -

O, z tym ludem, ojców Boże!
Nim w spoczynku głowę złożę,
Dozwól jeszcze siać i zbierać!
Lub, gdy nie dasz przy nim pożyć,
Dozwól przy nim choć umierać
I strudzone kości złożyć...

:) chciałam fragment ... ale nie mogłam się zdecydować.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
13 lipca 2015r. o 21:07
~aa napisał(a): :) spodobał mi się :) tylko strasznie dłuuuuugi ;) dla wytrwałych w poezji

Wincenty Pol

PIEŚŃ O ZIEMI NASZEJ
[...]
:) chciałam fragment ... ale nie mogłam się zdecydować.


I bardzo dobrze :) aa, przyjemnie się czytało Twoje propozycje...





Będę dopiero za tydzień :) pozdrawiam serdecznie.

bay-ki

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
13 lipca 2015r. o 22:57
:) alter :| "jak dobrze, że żyjesz" ? Jeszcze nie wywinęłam nóżek i mam się
całkiem nieźle :) cóż za troska....



:) bo tak nudno tu bez ciebie

&list=PLJGvKc83BgOPp2t_PKPTucHI_gY_iwsqw&index=109

;) Masz ci i nie pisz już, że jestem niewdzięczna :D

Tęsknota
Johann Wolfgang Goethe

Co serce mi ściska
I dręczy, i gna,
Że z domu chcę pędzić
Gdzieś w dale bez dna?
Jak groźnie się chmury
O szczyty skał drą!
Tam chciałbym się dostać,
Gdzie ścieżki się rwą!

Na niebie się waży
Kruków wspólny ciąg.
Pofrunie wraz z nimi
I wyrwę się stąd.
Góry i ruiny
Okrąża nasz lot.
A ona tam w dole -
Wyśledzą ją w lot.

Nadeszła i błądzi;
Pospieszę tam, hej!
Jak ptak będę śpiewał
Wśród zielonych kniej.
Stanęła i słucha,
I uśmiech mi śle:
"On śpiewa tak słodko,
Jakby kochał mnie."

Słońce już zachodzi,
Złotym blaskiem gra,
A piękna w zadumie
Cichej jeszcze trwa.
Wędruje nad strumień
Brzegiem pól i łąk
Już zmierzcha i ciemność
Otula ją w krąg.

Wtem zjawiam się przed nią,
Jedna z roju gwiazd.
"Co świeci tam z bliska
I z daleka wraz?"
Aż wreszcie, zdumiona,
Pojęłaś ten blask:
Do stóp ci upadłem
W szczęścia czas.

przełożyła: Wanda Markowska

Leopold Staff
Tęsknota
I
Jesteś cicha jak śnieg,
Który pada na kwiaty jesienne...
Dłonie twoje, jak lek,
Koją usta pragnieniem bezsenne...

Lecz mi nie pić z twych łask...
Dusza siedmkroć tęsknotą otruta
Ociemniała na blask...
Noc ma każda ciężka jak pokuta...

Szczęście wątłe, jak mgły,
Wicher mi stargał... jako mgły rozwiejne...
Najpiękniejsze me sny
Czyż być muszą zawsze beznadziejne?

II
Śpiewam o tobie co dzień długo w noc...
A gdy nad ranem zasnę,
Mam w śnie swym słońce i radość, i moc,
I twoje oczy jasne...

Lecz gdy się zbudzę, nie widzę twych rąk,
Co pierś mi chcą ogrzewać...
I wiecznie musze żyć tak sam wśród mąk,
Bym mógł o tobie śpiewać...

;) bajki żadnej nie znalazłam :) jedynie wiersze. Dobranoc-ki
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
18 lipca 2015r. o 10:54
:) Czesław Miłosz
Rzeki

Pod rozmaitymi imionami was tylko sławiłem, rzeki!
Wy jesteście i miód i miłość i śmierć i taniec.
Od źródła w tajemnych grotach bijącego spośród omszałych kamieni,
Gdzie bogini ze swoich dzbanów nalewa wodę żywą,
Od jasnych zdrojów na murawach, pod którymi szemrzą pomniki,
Zaczyna się wasz bieg i mój bieg, i zachwyt i przemijanie.
Na słońce wystawiałem twarz, nagi, sterujący z rzadka zanurzeniem wiosła,
I mknęły dębowe lasy, łąki, sosnowy bór,
Za każdym zakrętem otwierała się przede mną ziemia obietnicy,
Dymy wiosek, senne stada, loty jaskółek-brzegówek, piaskowe obrywy.
Powoli, krok za krokiem, wstępowałem w wasze wody
I nurt mnie podejmował milcząco za kolana,
Aż powierzyłem się, i uniósł mnie, i płynąłem
Przez wielkie odbite niebo triumfalnego południa.
I byłem na waszych brzegach o zaczęciu letniej nocy,
Kiedy wytacza się pełnia i łączą się usta w obrzędzie.
I szum wasz koło przystani, jak wtedy w sobie słyszę
Na przywołanie, objęcie, i na ukojenie.
Z biciem we wszystkie dzwony zatopionych miast odchodzimy
Zapominanych witają poselstwa dawnych pokoleń.
A pęd wasz nieustający zabiera dalej i dalej.
I ani jest ani było. Tylko trwa wieczna chwila.

1980



Jan Paweł II/Karol Wojtyła

TRYPTYK RZYMSKI
- Medytacje –
(fragm.)

I. STRUMIEŃ

/.../

2. Źródło

Zatoka lasu zstępuje
w rytmie górskich potoków...
Jeśli chcesz znaleźć źródło,
musisz iść do góry, pod prąd.
Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj,
wiesz, że ono musi tu gdzieś być -
Gdzie jesteś, źródło?... Gdzie jesteś, źródło?!
Cisza...

Strumieniu, leśny strumieniu,
odsłoń mi tajemnicę
swego początku!
(Cisza - dlaczego milczysz?
Jakże starannie ukryłeś tajemnicę twego początku.)
Pozwól mi wargi umoczyć
w źródlanej wodzie
odczuć świeżość,
ożywczą świeżość.

:)





Leopold Staff

Rzeka

Rzeka płacząca, nocą i snom obarczona,
Płynę z głuchym rozjękiem fal po pól bezdrożu...
Niegdyś spieszyłam prawić wieść o źródle morzu,
Dziś sunę ociężała jak żmija zraniona...

Bo wydarto mi morza, bezdnic, głębie, tonie!
Przepadły morza moje! Wszech przepychów krasy
Bratam dla nich w swe głębio: niebo, miasta, lasy,
I wszystko było we mnie... Dziś pustka w mym łonie...

Nie masz mórz pląsających mocą po bezkresie!
Nie masz mórz, co z ust rzeki wieść o źródle piją!
Źródła są jeno, rzeki z nich jeno się wiją,
Każda jeno swój własny sen o morzu niesie...

Nie wiem, czy w piaskach głodnych pustyń ma zatrata,
Czy susza mnie wypije w niewidnym dymie...
Płynę, gdzie noc nic pyta już rzek o ich imię,
Ja, com pieściła w sobie wszystkie cudy świata...



:) w taki upał obojętnie co byle tylko mokre było ;)

Adam Mickiewicz
Cisza morska

Już wstążkę pawilonu wiatr zaledwie muśnie,
Cichymi gra piersiami rozjaśniona woda;
Jak marząca o szczęściu narzeczona młoda
Zbudzi się, aby westchnąć, i wnet znowu uśnie.
Żagle, na kształt chorągwi gdy wojnę skończono,
Drzemią na masztach nagich; okręt lekkim ruchem
Kołysa się, jak gdyby przykuty łańcuchem;
Majtek wytchnął, podróżne rozśmiało się grono.
O morze! pośród twoich wesołych żyjątek
Jest polip, co śpi na dnie, gdy się niebo chmurzy
A na ciszę długimi wywija ramiony.
Co śpi wpośród złych losów i namiętnej burzy;
O myśli! w twojej głębi jest hydra pamiątek,
A gdy serce spokojne, zatapia w nim szpony.



Tomasz August Olizarowski
Lutni mi potrzeba

Dłoń spokojna, wiośniana gładzi morskie grzbiety.
Wiatr ulata na Alpy, skąd zdrowie rozdaje
Na cytrynowe sady, na oliwne gaje;
Słońcu pomaga ubrać w liść winnic szkielety.
Z rana modre zwierciadła i morza, i nieba,
W południe opałowe – śmieją się nawzajem.
Nie dzielę ich uśmiechu, cierpiących zwyczajem
Dumam, milczę lub wzdycham. Lutni mi potrzeba.
Korab pozwieszał skrzydła, już nie włada nimi.
Coraz cichszymi ślady i coraz słabszymi
Posuwa się i oto staje do zaśnięcia.
Wołają o piosenkę towarzysze smutni.
Korab śpi, milczą żagle. Gdzież jesteś, o lutni!
Wróć, cierpień przyjaciółko, do mego objęcia!

:) Miłego dnia :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
21 lipca 2015r. o 0:26
:) Uwielbiam lato... a pogoda dopisuje, więc wszystkim uda się miło
spędzić czas.

Emily Dickinson

Coś w letnie dni
Jak powolne płomienie pochodni
które mnie celebrują.

Coś w letnie popołudnie
Głębia - błękit - pachnące cudnie
Przewyższa uniesienie.

I jeszcze w letniej nocy bezkresie
Coś taką poświatę jasną niesie
Klaszczę w dłonie aby to widzieć -

Wtedy jakaś zasłona moją twarz nadzoruje
Lśniący wdzięk - subtelnie wywołuje
Zbyt dalekie dla mnie migotanie -

Palce magiczne nigdy nie odpoczywają -
Purpurowym strumieniem na piersi spływają
Ocierają się wciąż w wąskim łożu -

Wschód wznosi się wciąż bursztynową flagą -
Słońce prowadzi wciąż na skalną grań nagą
Swój karawan czerwieni -

Tak patrząc - na noc – na poranek -
Konkluduje cudowny leń -
A ja, idąc po rosie, spotykam
Kolejny letni dzień!

z tomu “Collected Poems Complete and Unabridged”, 1991
tłum. z angielskiego Ryszard Mierzejewski

:)



;)


Borys Pasternak
Lato w mieście

Rozmowy ściszone
I z pospieszną żarliwością.
Włosy do góry ułożone,
Z okazałą z tyłu bujnością.

Spod ciężkiego grzebienia
Kobieta świdruje oczami.
Głowa jej w odchyleniach
Do tyłu wraz z warkoczami.

A na ulicach gorących
Noc pogodę złą wróży
I słychać kroki szurających
Po domach, to nocni piechurzy.

Słychać też grzmoty urywane,
Brzmiące jak dzwony.
A na wietrze falują rozkołysane
W oknie zasłony.

Cisze zalegają
A, jak dawniej mawiają, duchoty
I błyskawice, jak dawniej mawiają,
Wywołują i wywołują w niebie grzmoty.

A kiedy znów jaśniejące
Rano upałem wyziewa
Lśnią na bruku kałuże wysychające
Po nocnych ulewach.

Popatrz chmuro, z okazji tej
Swojej drzemki niepełnej
Wiekowej, pachnącej
Lipy nieprzekwitniętej.

&list=RD0ZslYt3UXfA#t=76
:)

Stanisław Czycz
Lato

To są snu krajobrazy
nagrzane zielone obręcze na głowie wciśnięte na oczy

w dyszącym żywicą lesie
szyszki gałązki uschłe trzaskają jak spłonki

podmuch ostrożnie sprowadza gorące ślady stóp
z dróżki białej pylącej jak chodnik prochowni

Opadnie pył strząśnięty z parzących znów śladów
czyjeś oczy popatrzą ze skrzydeł motyla

skrzydła się rozczerwienią błysną jak krwi wybuch
w słońcu
które leniwie wolno się przyniża
do suchotniczych zadrzemanych sosen
Nie bój się pożaru

w pustce
w próżni
nic nie płonie

i mogą na polanach w suchych ostrych trawach
trzeszczeć iskry brzęczeń koników polnych
jak iskry
ogni bengalskich

nie bój się pożaru
w kolisku kołyszących drzemiąco zielonych horyzontów
w kolisku uszczelnionym gorącym kloszem nieba

w tym akwarium
bez wody
bez powietrza

Tu w górze jastrząb szamoce się
chce uciec
wbity na złoty kolec żaru
Tu uschły cienie

Tutaj opalona aż prawie czarna aksamitna żmija
pełznie z wysiłkiem
przez duszne zioła jak przez ciężki sen

I nagle wznosi piękną czujną głowę
Przed rojnym kopcem mrówek
gdzie wąska biała kostka jest jak skraj zbudzenia
w szklanym dławiącym żarze brzeżek chłodnej fali

syczy i drży przed tym chłodem żmija
Nie bój się pożaru



:) Dobranoc
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
21 lipca 2015r. o 18:12
:) Aleksander Puszkin

Echo

Czy w głuchym lesie ryczy tur,
Czy grzmot, czy trąbka gra przez bór,
Czy pieśń dziewczyny brzmi zza gór –
Na każdy dźwięk
W powietrzu pustym budzisz wtór,
Odgłosu jęk.

Piorunów słuchasz, huku wód
I jak na rzece pęka lód,
I krzyku z łąk pasterzy trzód
Odpowiedź ślesz na każdy głos,
Samo – bez echa... Twój to trud
I twój, poeto, los!

1831

tłum. Julian Tuwim



;)

Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Nowe domy!