Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Villaro zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

~ niezalogowany
6 listopada 2015r. o 13:52
kajtek68 napisał(a): Taaa :)
Miłego Goszka.


Nie dla ciebie...... Bezczelny nienawistniku..... :/
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~ niezalogowany
6 listopada 2015r. o 15:34
alterek putlerek sam odszedł bo obraził się jak rozpieszczony jedynak mamusi na złość babci niech mi zmarzną uszy:D
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Iza niezalogowany
6 listopada 2015r. o 17:41
CZESŁAW MIŁOSZ


Orfeusz i Eurydyka

Stojąc na płytach chodnika przy wejściu do Hadesu
Orfeusz kulił się w porywistym wietrze,
Który targał jego płaszczem, toczył kłęby mgły,
Miotał się w liściach drzew. Światła aut
Za każdym napływem mgły przygasały.

Zatrzymał się przed oszklonymi drzwiami, niepewny
Czy starczy mu sił w tej ostatniej próbie.

Pamiętał jej słowa: „Jesteś dobrym człowiekiem”.
Nie bardzo w to wierzył. Liryczni poeci
Mają zwykle, jak wiedział, zimne serca.
To niemal warunek. Doskonałość sztuki
Otrzymuje się w zamian za takie kalectwo.

Tylko jej miłość ogrzewała go, uczłowieczała.
Kiedy był z nią, inaczej też myślał o sobie.
Nie mógł jej zawieść teraz, kiedy umarła.

Pchnął drzwi. Szedł labiryntem korytarzy, wind.
Sine światło nie było światłem, ale ziemskim mrokiem.
Elektroniczne psy mijały go bez szelestu.
Zjeżdżał piętro po piętrze, sto, trzysta, w dół.
Marzł. Miał świadomość, że znalazł się w Nigdzie.
Pod tysiącami zastygłych stuleci,
Na prochowisku zetlałych pokoleń,
To królestwo zdawało się nie mieć dna ni kresu.

Otaczały go twarze tłoczących się cieni.
Niektóre rozpoznawał. Czuł rytm swojej krwi.
Czuł mocno swoje życie razem z jego winą
I bał się spotkać tych, którym wyrządził zło.
Ale oni stracili zdolność pamiętania.
Patrzyli jakby obok, na tamto obojętni.

Na swoją obronę miał lirę dziewięciostrunną.
Niósł w niej muzykę ziemi przeciw otchłani,
Zasypującej wszelkie dźwięki ciszą.
Muzyka nim władała. Był wtedy bezwolny.
Poddawał się dyktowanej pieśni, zasłuchany.
Jak jego lira, był tylko instrumentem.

Aż zaszedł do pałacu rządców tej krainy.
Persefona, w swoim ogrodzie uschniętych grusz i jabłoni,
Czarnym od nagich konarów i gruzłowatych gałązek,
A tron jej, żałobny ametyst, słuchała.

Śpiewał o jasności poranków, o rzekach w zieleni.
O dymiącej wodzie różanego brzasku.
O kolorach: cynobru, karminu,
sieny palonej, błękitu,
O rozkoszy pływania w morzu koło marmurowych skał.
O ucztowaniu na tarasie nad zgiełkiem rybackiego portu.
O smaku wina, soli, oliwy, gorczycy, migdałów.
O locie jaskółki, locie sokoła, dostojnym locie stada
pelikanów nad zatoką.
O zapachu naręczy bzu w letnim deszczu.
O tym, że swoje słowa układał przeciw śmierci
I żadnym swoim rymem nie sławił nicości.

Nie wiem, rzekła bogini, czy ją kochałeś,
Ale przybyłeś aż tu, żeby ją ocalić.
Będzie tobie wrócona. Jest jednak warunek.
Nie wolno ci z nią mówić. I w powrotnej drodze
Oglądać się, żeby sprawdzić, czy idzie za tobą.

I Hermes przyprowadził Eurydykę.
Twarz jej nie ta, zupełnie szara,
Powieki opuszczone, pod nimi cień rzęs.
Posuwała się sztywno, kierowana ręką
Jej przewodnika. Wymówić jej imię
Tak bardzo chciał, zbudzić ją z tego snu.
Ale wstrzymał się, wiedząc, że przyjął warunek.

Ruszyli. Najpierw on, a za nim, ale nie zaraz,
Stukanie jego sandałów i drobny tupot
Jej nóg spętanych suknią jak całunem.
Stroma ścieżka pod górę fosforyzowała
W ciemności, która była jak ściany tunelu.
Stawał i nasłuchiwał. Ale wtedy oni
Zatrzymywali się również, nikło echo.
Kiedy zaczynał iść, odzywał się ich dwutakt,
Raz, zdawało mu się, bliżej, to znów dalej.
Pod jego wiarą urosło zwątpienie
I oplatało go jak chłodny powój.
Nie umiejący płakać, płakał nad utratą
Ludzkich nadziei na z martwych powstanie,
Bo teraz był jak każdy śmiertelny,
Jego lira milczała i śnił bez obrony.
Wiedział, że musi wierzyć i nie umiał wierzyć.
I długo miała trwać niepewna jawa
Własnych kroków liczonych w odrętwieniu.

Dniało. Ukazały się załomy skał
Pod świetlistym okiem wyjścia z podziemi.
I stało się jak przeczuł. Kiedy odwrócił głowę,
Za nim na ścieżce nie było nikogo.

Słońce. I niebo, a na nim obłoki.
Teraz dopiero krzyczało w nim: Eurydyko!
Jak będę żyć bez ciebie, pocieszycielko!
Ale pachniały zioła, trwał nisko brzęk pszczół.
I zasnął, z policzkiem na rozgrzanej ziemi.



:)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~ niezalogowany
6 listopada 2015r. o 17:46
~ napisał(a): alterek putlerek sam odszedł bo obraził się jak rozpieszczony jedynak mamusi na złość babci niech mi zmarzną uszy:D


Odszedł przez takie chamidełka jak ty........ :>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
6 listopada 2015r. o 20:18
:) jak miło, że nie tylko ja tu zaglądam :) lubię wiersze o dzwonach. Dzwony od zawsze symbolizują wieść i wzywają do jedności.

„Choć sam nieczuły, martwy i bez duszy,
Niech towarzysząc żywota odmianie,
Serca śmiertelnych do czucia poruszy
I przeznaczenia tłumaczem się stanie”
F. Schiller „Pieśń o dzwonie”



Pablo Neruda

* * *

Ten pęknięty dzwon
jednak chce jeszcze śpiewać:
metal jest zielony,
kolor puszczy ma teraz dzwon,
kolor wody po leśnych stawach,
kolor dnia wśród liści.

Pęknięty i zielony brąz,
dzwon sercem do ziemi
i uśpiony
został poowijany powojami
i z brązu ciężkiego złota
w kolor żaby się zmienił:
sprawiły to ręce wody,
wilgotność wybrzeża,
która dała metalowi zieleń,
dzwonowi tkliwość.

Ten pęknięty dzwon
ściągnięty w dziki gąszcz
mojego zapuszczonego ogrodu,
zielony dzwon, poraniony,
swoje blizny zanurza w trawie:
nie woła już nikogo, nie zbiera się nikt
przy jego zielonym kielichu,
tylko motyl dygoce
na leżącym metalu i ucieka lecąc
na żółtych skrzydłach.

Dzwon
Władysław Bełza

Po rosie, po rannej dźwięk płynie srebrzysty,
 I w serca jak w struny uderza!
A dźwięk to modlitwy serdecznej, ojczystej,
 Jak chorał serafów pacierza!

O! zbudźcie się ze snu wy wszyscy uśpieni!
 Za chwilę świt mroki rozwieje!
Wam w trudach upadli, wam drogą znużeni,
 Ten dzwonek niech wieści nadzieję!

A chociaż mu serce roztrzaska się może,
 Choć pieśni nie dogra do końca:
Niech chwilę kołacze jak dzwony te Boże,
 Co blaski zwiastują wam słońca!

:) i Henryka Zbierzchowskiego

Dzwon...

W dal siną, bezbrzeżną ma dusza się wlecze,
Stargana wichrami i burzą jesieni...
A za nią się snują rozpacze człowiecze
I jęk jakiś głuchy i echa przestrzeni.

Rozpięty nad światem niebiosów strop szary,
Jak dzwon tajemniczy w pomroków kościele,
Olbrzymiem swem cielskiem zakrywa obszary,
Gdzie pustka na martwych ugorach się ściele.

Ma dusza się wlecze w dal siną i ciemną,
A kiedy ku górze wyciągnie ramiona,
Uderza o dzwonu kopułę tajemną
I znowu upada na ziemię i kona...

A wówczas dzwon świata trącony u szczytów,
Wydaje dźwięk cichy, co rośnie i rośnie,
Przybywa mu jęków i płaczów i zgrzytów
I huczy w tej próżni stężałej rozgłośnie.

Rozchodzi się w kręgi, w akordy się zmienia,
Aż w końcu melodią rozpaczą wybucha,
Co kryje w swej głębi tragedię istnienia
I ból bezsłonecznych walk i wzlotów ducha.

Drga fala... w niej dźwięków kołyszą się krocie,
A pieśń, niby sępów żarłocznych gromada,
Z tajemnym poszumem czarnych skrzydeł w locie
Na duszę mą z bólu konającą spada...

Dźwięk gaśnie! — dzwon świata zasępił się szary
I znowu w dal siną, bezbrzeżną i ciemną,
Ma dusza się wlecze przez głuche obszary,
Pod dzwonu olbrzyma kopułą tajemną...

:)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
6 listopada 2015r. o 20:46
:) zapomniałam o balsamie dla uszu...





:) głosik, który przypadł mi na równi z głosem Antoniny


Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~ niezalogowany
6 listopada 2015r. o 22:17
~ napisał(a):

Odszedł przez takie chamidełka jak ty........ :>



chamidłem bez kultury jesteś ty bo wyzywasz:>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
8 listopada 2015r. o 9:25
:) w piękny niedzielny poranek to wiersze aż same się cisną w duszę ;)



tyle słońca dzisiaj ...

Słońce
Czesław Miłosz

Barwy ze słońca są. Bo ono nie ma
Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie.
I cała ziemia jest niby poemat,
A słońce nad nią przedstawia artystę.

Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamieć rzeczy, które widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.

Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.
Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili
Gwiazdy i róże, i zmierzchy, i świty.



Wisława Szymborska

Do serca w niedzielę

Dziękuję ci, serce moje,
że nie marudzisz, że się uwijasz
bez pochlebstw, bez nagrody,
z wrodzonej pilności.

Masz siedemdziesiąt zasług na minutę.
Każdy twój skurcz
jest jak zepchnięcie łodzi
na pełne morze
w podróż dookoła świata.

Dziękuję ci, serce moje,
że raz po raz
wyjmujesz mnie z całości
nawet we śnie osobną.

Dbasz, żebym nie prześniła się na wylot,
na wylot,
do którego skrzydeł nie potrzeba.

Dziękuję ci, serce moje,
że obudziłam się znowu
i chociaż jest niedziela,
dzień odpoczywania,
pod żebrami
trwa zwykły przedświąteczny ruch.



:) miłej niedzieli
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Villaro zaprasza