Dorastają znienacka przez miłość, i potem tak nagle dorośli
Trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie -
(serca schwytane jak ptaki, profile wzrastają w półmrok).
Wiem, że w ich sercach bije tętno całej ludzkości.
Trzymając się za ręce usiedli cicho nad brzegiem.
Pień drzewa i ziemia w księżycu: niedoszeptany tli trójkąt.
Mgły nie dźwignęły się jeszcze. Serca dzieci wyrastają nad rzekę.
Czy zawsze tak będzie - pytam - gdy wstaną stąd i pójdą?
Albo też jeszcze inaczej: kielich światła nachylony wśród roślin
Odsłania w każdej z nich jakieś przedtem nie znane dno,
Tego, co w was się zaczęło, czy potraficie nie popsuć,
Czy będziecie zawsze oddzielać dobro od zła?
Czy widziałeś sieroty, co w nabrzmiałym oku
Gwałtem budzą wesołość, a ta, wysilona,
Na chwilę tylko błyśnie i po chwili kona,
Zanurzając się w łoże chmurnego obłoku?
Biedne dzieci! szczęśliwe, jeśli przy nich czasem
Ktoś o zmarłych rodzicach napomknie nawiasem,
Bo wtedy w młode serca taka lubość płynie,
Jak w lilie, które zaraz otwierają usta,
Skoro promień słoneczny spod chmur się wywinie.
Biedne dzieci! z was często zamożna rozpusta
Wyśmiewa się bezkarnie; a starsi tłumaczą,
Że to dobrze: "bo czemuż głupie dzieci płaczą ?"
I znów wchodzi Wesołość, jak gość nieproszony,
Lub jak polny fijołek zagmatwany w cierni,
Gdy zwiędną wkoło niego towarzysze wierni,
A on drży, patrzy, blednie, bo na wszystkie strony,
Dokąd tylko błękitnym okiem dojrzeć może,
Wszędzie wiją się, plączą, kolczyste obroże.
Lecz nie wszystkie sieroty są tak nieszczęśliwe...
Ja widziałem młodzieńca, co w okropnej nędzy
Dniem i nocą pracował, by dostać pieniędzy,
Pieniędzy! które swoim przeważnym ciążeniem
Przytrzymywały jego matkę na tym świecie.
Teraz zaś młody człowiek sam został, z wspomnieniem,
Że gdy matka konała,
Jego czoło uwiędłą ręką przeżegnała;
I tak mu było błogo jak po deszczu w lecie,
Lub jak gdyby przechodząc dotknął się anioła,
Który wieczorem stawa przy wschodach kościoła.
Widziałem jeszcze potem innego sierotę,
Jak w wygodnym powozie przebiegał ulice,
Śmiał się do wszystkich głośno, miał rumiane lice
I różne cacka złote.
Lecz on nie był sierotą; on w języku nowym
Nieutulonym w żalu się nazywa;
I tak to zwykle piszą w liście pogrzebowym,
Który krewnych, przyjaciół i znajomych wzywa.
Potem widziałem znowu młodego człowieka,
Od którego tłum ludzi pobożnych ucieka,
A gdy ku niemu oczy obróci łaskawe,
To całej ciżby tłumne, stuoczne spojrzenie
On przyjmuje jak gdyby rzucone kamienie!
Bo on jest dziecię nieprawe.
On, tymi spojrzeniami wciąż kamienowany,
Czuje wszystkie i mógłby policzyć, jak rany,
Więc gorzko płacze.
A chociaż ma rodziców, nie wie ich siedliska,
I nieraz bije czołem w pałac granitowy,
W którym nieznany ojciec na puchach spoczywa,
I nieraz z Losem wściekłe prowadzi rozmowy,
Gdy ten pięknie wschodzące nadzieje wyrywa.
Nieszczęśliwy! wpadł jako motyl do mrowiska,
Co na próżno wytęża poszarpane skrzydła,
Na próżno chce polepszyć to życie tułacze,
Bo go zewsząd nieznane obiegły straszydła,
I przy nim, na nim, siedzą,
Przed nim, za nim, się wleką,
I biedne ciało sieką,
I biedne życie jedzą.
W końcu spotkałem jeszcze dziwnego człowieka,
Który po swych rodzicach nie nosił żałoby,
Nie rozpaczał przy ludziach, nie chodził na groby;
Lecz czasem tylko jego zapadła powieka
Przyjmowała do siebie promyczek wesela,
A ten tak blado, drżąco spod rzęsów wystrzela,
Jakby się od księżyca nauczył mrugania.
Ten człowiek od pierwszego z światem przywitania
Był bardzo nieszczęśliwy, ale się nie zrażał,
Patrzył w niebo i, pełniąc swoje obowiązki,
Na ziemię mało zważał.
On nawet w drobnych rzeczach był prześladowany,
Jakby go los trefnisiem dla siebie uczynił;
On często cierpiał potwarz, choć nic nie zawinił;
On, pragnąc zerwać różę, rwał ostre gałązki...
Ten więc człowiek, sierota, od nieszczęść ścigany,
Patrząc w górę, ze świętym uśmiechem proroctwa
Mówił do mnie, że nie ma bynajmniej sieroctwa!
Ja zaś jakoś niechcący ku niebu spojrzałem,
A niebo było gwiaździste;
W gwiazdach więc tajemnicę tych słów wyczytałem,
Bo one tam wyraźne były, oczywiste;
Potem, gdy dusza swego skosztowała chleba,
Nie mogłem się już więcej oderwać od nieba,
Które mnie wciąż ciągnęło silnym, wonnym tchnieniem.
*
I wtedy to ja, wziąwszy mój łzawy różaniec,
Zmówiłem na nim pacierz - potężnym milczeniem.
*
Teraz zaś, widząc, słysząc tyle rzeczy nowych,
Do was biegnę, wam prawdy przynoszę kaganiec,
Wam, biednym bladym dzieciom z nabrzmiałą powieką,
Co samotne jesteście w tłumach pogrzebowych,
I samotne musicie patrzyć na to wieko,
Które tak silnie serca wasze przyskrzypnęło,
Które przed wami wszystko na świecie zamknęło!
O, wy jesteście kwiatki, które Los szaleniec
Skręca, plecie, usiadłszy na najświeższym grobie,
Skręca, przędzie i plecie na torturach wieniec,
Aby nim dzikie skronie przyozdobić sobie.
eetam
Słyszysz?
Za mało tego dziś. Za mało śmiechu dzieci!
Zbyt wiele hipokryzji i krętactwa. Za dużo śmieci...
stąpa po ziemi. Niemi na ludzką szkodę.
Mają serca skute lodem, biją chłodem.
W pogoni za złotem... Plugastwo!
Każde inne wytłumaczenie to łgarstwo,
Kiedy dzieci płaczą. Wiem, że sie nie mylę.
Kiedy płaczą dzieci to umierają motyle.
Kiedy u nas pada deszcz, w Somalii padają z głodu
Dzieci. W strachu od wschodu do wschodu.
Gdy słońce nie świeci, nie śpią spokojnie.
Bo w końcu jak tu spać na je..b.a.n.ej wojnie.
Nie tylko tam nie słychać dzisiaj śmiechu
Dzieci. Nie tylko tam świat w grzechu
Zamieci skąpany jest aż pod niebo.
Dlaczego dookoła tyle złego ? Dlaczego?
ref.Justyna
odnajdź w sobie dziecko znów
przypomnij swój dziecięcy śmiech
i tak jak dziecko przestań martwić się
do przodu idź i swoje rób
Dedo
ej ktoś kiedyś powiedział,że świat się śmieje gdy
dziecko się uśmiecha,ja w to wierze,nie wiem..jak ty
nie wiem..już nic,dziś już widzę tylko łzy
na przemian słyszę krzyk,on..przygniata jak krzyż
bo choć walczysz,ile sił daje wiara w ludzkie dobro
to myślisz czy to słuszne,bo tak łatwo sobie poszło
bo tak łatwo jest zadawać ból,nie tylko fizyczny
pomyśl...ono kocha cię bardziej niż kto inny
wczoraj chciało być jak tato,dziś odwraca głowę
gdy ten pod monopolem znowu prosi się o drobne
to nie tak miało być,powiedz..kto namieszał?
gdzie zgubił się porządek,ja nie mam pojęcia
i choć jeszcze nie mam swoich,to już teraz wiem
że gdy nadejdzie czas,będę kochał całym sercem
i postaram się uwierz,wypruje sobie żyły
by płakało tylko wtedy,gdy upadnie w piaskownicy
ref.Justyna
odnajdź w sobie dziecko znów
przypomnij swój dziecięcy śmiech
i tak jak dziecko przestań martwić się
do przodu idź i swoje rób
Szpila
Dziś cofnę się w czasie o całe lat dziewiętnaście
Nagle wszystko gaśnie i...widzę siebie właśnie...
Jaśniej niż wtedy kiedy nic nie rozumiałem
I dopiero teraz widzę jaki dar od losu miałem...
Zaczynam wszystko dostrzegać, mam inny pogląd na to..
Najważniejsze nie były zabawki, a 'mamo' czy 'tato'
I jakie to piękne, że zdanie, które było pierwsze
Kierowałem do osób, dzięki którym tu jestem...
I nie zapomnę nigdy po co ta cała wycieczka...
Po to żebyś wiedział jak ważny jest uśmiech dziecka...
Jedyny minus w tej wizji to fakt, że nie widzę
Jak moi bliscy żyli jak obok byli rodzice...
Wiesz, wtedy było inaczej, po prostu było raźniej
A dziś dziękuje za to, że mam wyobraźnie...
Pora wracać do dziś...już dziewiętnasta na zegarku
A po chwili? Heh...już dziewiętnastka na karku...
ref.Justyna
odnajdź w sobie dziecko znów
przypomnij swój dziecięcy śmiech
i tak jak dziecko przestań martwić się
do przodu idź i swoje rób
Golda
Dziecko... to przyszłość naszego świata
Więc proszę nie niszcz naszej przyszłości
Lat piętnaście po fakcie gdy powie pierwsze - tata
Wejdzie po seksie z wódką w ręce w świat dorosłości
Patrze na wózki i myślę to może być kur.w.a
A to ćpunka, a to ćpunka i kur.w.a
Nie mów mi że ma to sens jak zbrodnia i kara
Że to jakąś przestrogą jest jak śmierć ikara
Nie bądź niezdara naucz się trzymać je z dala
Od syfu, niech zło tego świata go nie skala
Nie ważne czy niestety... masz obowiązek tu dziś
Odpowiadasz za swoje czyny ucząc je mówić
Prawdziwa miłość bezwarunkowa jak oddech
A nie pomiędzypłciowa... masa podniet
Dziecka śmiech to taki piękny śpiew
Odbiorcą każdy z ludzi a Ty nie pozwól by ucichł
Minęły lata. Wszystko się zmieniło,
Swych przysiąg dotrzymał kochanek,
Dziewczę swobodę dziewiczą straciło,
Jej czoła mirtowy tknął wianek.
Znów ją widziałam jak przy męża boku,
Wciąż równie mu droga i miła
Nadzieję, męstwo w jego czerpiąc oku,
Po drodze żywota kroczyła.
I rzekłam sobie: Szczęśliwa to żona,
Której myśl wiecznie do męża zwrócona!
W smutku, nieszczęściu, miłość jej jest zbroją
Ale ja wolę — wolę wolność moją!...
I znowu później, pod tą samą strzechą,
Śmiech dziecka się rozległ wesoły,
Ojcu weselem, matce brzmiąc pociechą,
Za wszystkie jej życia mozoły.
Nieraz widziałam jak młodzi rodzice,
Z wyrazem spokojnej radości,
Wzrok zatapiali w drobne dziecka lice,
O jego już marząc przyszłości...
:)
aa, Szembekowa mnie zaciekawiła... i teraz czytam jej "Wiersze ulotne" z 1887 roku :) Później coś wrzucę ;)
I
Głodne uszy toną w radościach,
jakich nie znał Bach ani jeden -
bo jest szum na super-wysokościach,
jakby z nieba nr 7.
ale jeszcze wyżej: nad tym szumem,
nad tym niebem świacącym modro,
nad wieżami i kopułami,
twoich oczu najwyższa mądrość.
II
Czego tknę: lichtarza czy drzewa,
wszystko mówi: - Jak instrument gram. -
Jest dźwięczniejsza niż "Boska Komedia",
jest piękniejsza niż paryska Notre-Dame
ta noc jak morze muzyki,
ta noc o złotych ramionach,
ta noc pod oknami kliniki,
ta noc, gdy rodziła moja żona.
III
U sufitu tyle skrzypiec! Wielki Boże,
skąd skrzypce pod moją strzechę?
Nie śpię. I śpiewam. I jest mi tak dobrze,
jakbym był pozłacanym orzechem.
Ciekawe: dziewczyna czy chłopiec?
powiedzcie, skrzypce czterostrunne!
Wstanę, pójdę. Z radości się utopię.
Bo przecież i tak nie umrę.
IV
Księżyc z nieba jak wańka-wstańka,
a tu dzikie wino przez mur -
i pędzą chmury - i z cygańska
podzwania uprząż chmur;
ech wy, chmury, zady bijące
ogniem w gwarliwość rzeczki -
chmury dzwoniące, chmury jak koncert,
dzwoneczki dla córeczki.
V
Cytuję kolegę Rimbauda,
cytowanie to rzecz niezdrożna:
J'ai tendu des guirlandes de fenętre
a fenętre
des chaînes d'or de l'étoile
a l'étoile
et je danse.
Lepiej nie można
VI
O, dajcie mi te małe skrzypce,
może na skrzypcach wygram
wiatr i pochyłą ulicę,
i noc, co taka niezwykła.
Uwzględnijcie mizerne granie,
a nie bijcie, gdy wezmę źle
jaki ton na strunie baraniej,
na G, D, A czy E.
Na moście stoję. Przez liście
światło na smyk się sypie.
Słuchajcie: to córka nuci
w czarodziejskim pudełku skrzypiec:
"baba" i "tata", i "mama",
i "bobo" - i nagle krzyk -
o, skrzypko zwariowana!
o, zwariowany smyk!
VII
Wiatr podkręca wąsy dorożkarzom,
dorożkarze śmieją się przez sen,
a latarnie gazowe marzą,
o czym marzą? a czy ja wiem.
Na szyldzie przez wiatr pogiętym,
dzierżąc w mordzie jajko na twardo,
pochrapuje łeb świni, ścięty
toporami spiętymi kokardą;
a w bok od skośnego daszka,
niepotrzebna i nostalgiczna,
jedna jedyna gwiazdka,
sierotka astronomiczna.
VIII
eech, muzyka, muzyka, muzyka,
spod smyka zielony kurz,
lecą gwiazdy zielone spod zmyka,
damy karo, bukiety róż.
Ulica jak kwinta napięta,
z latarniami wzdłuż, cieniami wszerz -
i radość na firmamentach
spadająca w usta jak deszcz
Dach śpiewa. Dom śpiewa. Kot wstaje
i na młynku do kawy gra.
A płomyk przed świętym Mikołajem
jak szczerozłota łza.
IX
Księżyc stanął przy drugim piętrze,
taki młody, taki zaręczynowy
i w srebrzystym powietrzu dźwięczy
przed twą szybą, w pobliżu twej głowy.
Wiem: w tej chwili twe loki kare
rozsypały się jak winogrona -
i ty również, patrząc na zegarek,
myślisz: chłopczyk, czy dziewczynka wytęskniona?
Na obrączkę patrzysz: W niej są blaski
jak latarnie, co wiodą do celu.
I wspominasz wietrzny most warszawski
i mój czarny, komiczny kapelusz -
i te pocałunki, oczywiście -
i spacery, spacery do rana -
i znów piszę jak w pierwszym liście:
"Chwała ci, dziewczyno ukochana!"
A tu burza kwiatów na parapecie
z czerwonych goździków strzela
I pomyśleć, że to pierwszy kwiecień!
I pomyśleć, że to niedziela.
X
Słońce wschodzi, głaszcze powietrze.
Dziecko się rodzi. Szumi deszcz.
Kwiat otwiera oczy w ogrodzie.
Zorza wieże złotem okleja.
Ptak ptaka strofuje w gnieździe.
Gwiazda dzień dobry mówi gwieździe
Dziecko się rodzi.
Dziecko się rodzi.
Nasze dziecko się rodzi.
Nadzieja.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.